Geary powstrzymał się od zadania jakże oczywistego w tej sytuacji pytania. Wkrótce po objęciu dowództwa nad tą flotą przekonał się, że jeńców zabijano z zimną krwią, co było nieuniknionym skutkiem narastającej od niemal stu lat spirali przemocy i okrucieństwa. Nigdy nie pytał Desjani, czy uczestniczyła w podobnych zbrodniach. A teraz ona sama otworzyła oczy, spojrzała na niego i powiedziała:
– Widziałam, jak to robiono. Nigdy nie nacisnęłam spustu, nie wydałam rozkazu, ale przyglądałam się i nie próbowałam temu zapobiec.
Skinął głową, starając się wciąż patrzeć jej w oczy.
– Uważała pani, że takie rzeczy są dopuszczalne.
– To nie jest wytłumaczenie.
– Pani przodkowie…
– Mówili mi, że źle czynię. – Desjani przerwała Geary’emu, co naprawdę rzadko jej się zdarzało. – Wiedziałam o tym, czułam to, ale nie słuchałam. Biorę całą odpowiedzialność za moje czyny. I wiem, że za nie kiedyś zapłacę. Może dlatego straciliśmy tak wiele okrętów w Systemie Centralnym. Może dlatego ta wojna trwa już tyle lat. Ponosimy karę za to, że czyniliśmy zło wierząc, iż jest ono konieczne.
Nie zamierzał odtrącać ani potępiać kogoś, kto przyznał się do zła, które wyrządził. Czuł z kimś takim solidarność.
– Może właśnie za to jesteśmy karani…
Desjani zmarszczyła brwi.
– Sir? Dlaczego pan miałby być ukarany za to, co zrobiliśmy, kiedy pana wśród nas nie było?
– Ale teraz jestem z wami, nieprawdaż? Jestem częścią tej floty i służę Sojuszowi. Jeśli wy macie być ukarani, ja także powinienem. Nie wycierpiałem tyle co wy w ciągu tych stu lat, ale odebrano mi wszystko, co było mi bliskie.
Kręciła głową, smutniejąc jeszcze bardziej.
– Powiedział pan przed chwilą, że to pańska flota i czuje pan odpowiedzialność wobec Sojuszu. Tego panu nie odebrano.
Geary poczuł się nieswojo; faktem było, że nigdy nie myślał o swojej sytuacji w ten sposób. Desjani przyglądała mu się z przejęciem.
– Przysłano pana, gdy najbardziej tego potrzebowaliśmy. Dano nam drugą szansę. Dano panu drugą szansę, nie pozwalając zginąć podczas bitwy o Grendela i potem w hibernacji, gdy systemy kapsuły ratunkowej mogły zawieść. Otrzymamy wybaczenie, jeśli okażemy się go godni.
Znów go zadziwiła takim postawieniem sprawy, a nade wszystko zaliczeniem do „nich”, do współczesnych jej ludzi. Nie był już samotnym bohaterem z legend, ale jednym ze swoich.
– Może ma pani rację… – powiedział. – Nie wygramy tej wojny na wyniszczenie, możemy jedynie zostać zmiecieni przez wrota hipernetowe, co będzie oznaczało całkowitą zagładę naszego gatunku. Jeśli ta wojna ma się kiedyś zakończyć, będziemy musieli pokonać ich nie tylko na polu walki, ale także starać się wybaczyć Syndykom, pod warunkiem że wyrażą skruchę i żal za to, co nam uczynili. Może właśnie dajemy przykład, za którym pójdą inni.
Zamilkła na kilka chwil, a on nie przerwał tej ciszy. Wewnętrzne wrota śluzy zamknęły się, oddzielając hangar od wahadłowców, a potem zewnętrzne grodzie rozsunęły się, pozwalając ptaszkom na wyfrunięcie z gniazda i dostarczenie pasażerów na syndycką stację orbitalną. W końcu Desjani spojrzała w stronę komodora.
– Od tak dawna pragnęłam tylko karać Syndyków, krzywdzić ich tak bardzo, jak oni nas krzywdzili.
– Rozumiem dlaczego – odparł Geary. – Dlatego tym bardziej dziękuję za pomoc w ocaleniu tych cywilów. Wiem, że ta decyzja podważa wiele prawd, w które pani wierzy.
– W które wierzyłam – poprawiła go Desjani. Znów zamilkła na dłużej, ale Geary po prostu czekał, wiedząc, że doda coś jeszcze. – Spirala wiecznej zemsty nie ma końca. Właśnie to sobie uświadomiłam. Nie chcę zabić tego chłopca w przyszłości, gdy dorośnie na tyle, by z nami walczyć.
– Ja też nie. Tym bardziej jego ojca i matki. Ale nie chcę też, by on jako dorosły zabijał obywateli Sojuszu. Tylko jak zakończyć to szaleństwo, Taniu?
– Wymyśli pan jakiś sposób, sir.
– Bardzo dziękuję.
Chciał, by zabrzmiało to sarkastycznie, i dało się to wyczuć w jego głosie, ale Desjani mimo wszystko uśmiechnęła się do niego.
– Widział pan, w jaki sposób na nas patrzyli? Najpierw się bali, potem nie dowierzali, a w końcu było widać w ich oczach wdzięczność. – Nagle przestała się uśmiechać i spojrzała w dal. – Lubię walczyć. Lubię stawać twarzą w twarz z najlepszymi Syndykami. Ale dość już mam zabijania takich ludzi jak oni. Czy uda nam się przekonać Syndyków, by zaprzestali bombardowania cywilnych celów?
– Możemy spróbować. Nasze uzbrojenie jest na tyle precyzyjne, że jesteśmy w stanie likwidować cele wojskowe i przemysłowe, oszczędzając skupiska ludności.
Na jej twarzy znów pojawił się smutek.
– Oni zabijają naszych cywilów, ale my przestaniemy zabijać ich obywateli?
– To musi być obopólna umowa. Gdy wrócimy, wyślemy im ultimatum: wy przestajecie bombardować nasze cele, a my powstrzymamy się od bombardowania waszych.
– A dlaczego mieliby… – przerwała w pół zdania i spojrzała na Geary’ego. – Mogą założyć, że i tak się powstrzymamy, skoro nie bombardowaliśmy ich miast teraz.
– To możliwe.
– I co będzie, jeśli nie przestaną?
– Będziemy niszczyli kolejne instalacje przemysłowe i cele wojskowe. – Desjani skrzywiła się. – Posłuchaj, Taniu: jeśli ci ludzie nie będą mieli jak pracować i czym walczyć, będą dla Syndykatu jedynie obciążeniem, które trzeba wykarmić i ochronić.
– Zbudują kolejne fabryki i instalacje obronne.
– A my je znów zniszczymy. – Geary wskazał ruchem głowy przestrzeń znajdującą się za grubym pancerzem Nieulękłego. – Od dnia, w którym pierwszy człowiek wyruszył w Kosmos, posiadamy zdolność szybkiego i łatwego niszczenia celów naziemnych za pomocą głazów miotanych z przestrzeni. Ale na odbudowę z takich zniszczeń trzeba znacznie więcej czasu. Syndycy będą potrzebowali ogromnych ilości surowców i ludzi, ale ten system nie będzie już sprawnie funkcjonował.
Przemyślała jego punkt widzenia i zgodziła się z nim.
– Ma pan rację. Ale kierowaliśmy się podobną logiką, kiedy rozpoczynaliśmy bombardowania celów cywilnych razem z przemysłowymi i militarnymi. Dlaczego w ogóle zaczęliśmy to robić przed kilkudziesięciu laty?
– Nie mam pojęcia. – Geary próbował cofnąć się myślami do momentu, w którym ludzkość taka, jaką znał, zmieniła się mentalnie w społeczność współczesną Desjani. Ale nie było takiego wyraźnego punktu, pojedynczego momentu, raczej proces nazywany przez Wiktorię Rione „ślizgawką”, na której jedna zła decyzja wymuszała kolejną. – Może była to odpowiedź na zbombardowanie przez Syndyków jednej z naszych planet. Może zmiana taktyki na bardziej desperacką, skoro wojna jakoś nie mogła się zakończyć. Próba złamania morale przeciwnika. Studiowałem takie rozwiązania jako podoficer, ale wyłącznie teoretycznie jako rzeczy, których nie należy robić. Wiele narodów w historii bombardowało wroga, aby go zmusić do ustępstw, ale przeciwnik, gdy dochodziło do realnego zagrożenia jego domów i rodzin, stawał się jeszcze bardziej nieustępliwy. To zupełnie nieracjonalne zachowanie, ale tacy są przecież ludzie.
– Syndyckie bombardowania nigdy nie skłoniły nas do myśli o poddaniu się – przyznała Desjani. – Byliśmy wściekli na naszych przywódców, ale chcieliśmy, by wygrali. Ale niezbyt wielu ludzi, nawet w tej flocie, wierzy, że oni są zdolni do osiągnięcia zwycięstwa. To dlatego…
Geary spojrzał na nią badawczo, gdy znów się zacięła.
– Dlatego otrzymałem pewną ofertę od kapitana Badayi? Pani też o niej wiedziała?
– Tak, sir. Oczywiście, sir. Wszyscy o niej mówili.