Выбрать главу

– Jeśli istnieje jedna obca rasa…

– Mogą istnieć także inne. I z pewnością istnieją – wyszeptała Desjani. Obejrzała się na Geary’ego. – Musimy zrozumieć postępowanie tych istot, to niezwykle ważne w naszej sytuacji. Być może uważają, że znaleźli się w potrzasku pomiędzy dwoma groźnymi potencjalnymi wrogami. Być może toczą w tej chwili wojnę na niewyobrażalną dla nas skalę, walkę, której nie można nawet porównać do naszych starć z Syndykami. Może dlatego doprowadzili do takiego klinczu pomiędzy nami. Chcą po prostu chronić swoje flanki. A to może oznaczać, że możemy zyskać potencjalnych sprzymierzeńców pośród ich wrogów. Albo gorzej, trafimy na kolejnych wrogów.

Rione wyglądała, jakby właśnie połknęła coś wyjątkowo obrzydliwego.

– Musimy się z czymś takim liczyć. Nie mamy jednak możliwości, aby stwierdzić, czy to prawda. Zbyt wielu rzeczy jeszcze nie wiemy.

– Wiele już odkryliśmy. A wkrótce dowiemy się znacznie więcej. – Geary miał nadzieję, że się nie myli.

* * *

Za flotą Sojuszu, lecącą wprost na punkt skoku prowadzący na Anahalta i Dilawę, pozostał rosnący wciąż obłok szczątków, z których jeszcze niedawno składały się wraki Dokładnego, Walecznego, ciężkiego krążownika Armet i lekkiego krążownika Obręcz. Geary nakazał zmniejszyć prędkość marszową do 0.04 świetlnej, aby mocniej uszkodzone okręty, takie jak Odważny czy Znakomity, mogły nadążyć za resztą floty, licząc jednak na to, że silniki tych jednostek zostaną szybko naprawione. Nie odnotowano kolejnych prób zainfekowania systemów floty wirusami. Geary zastanawiał się, czy oznacza to, iż ludzie odpowiedzialni za poprzednie ataki są zbyt zajęci naprawianiem szkód na własnych jednostkach czy raczej szukają nowych dróg dostępu dla kolejnych wirusów albo zostali zmuszeni do przemyślenia taktyki działania po tym, jak większość floty potępiła ich występki. Nie sądził bowiem, że się poddali.

Nadal też nie miał pewności, do którego systemu gwiezdnego mają teraz skoczyć. Nie miał też ochoty na zastanawianie się nad tym problemem w tym momencie.

Flota utraciła w ostatniej bitwie wielu ludzi, nie mówiąc już o kilku okrętach. Spędził wiele czasu, służąc we flocie za czasów pokoju, sto lat temu, i stoczył jedną bitwę, nie mając żadnych szans na zwycięstwo, zanim nie pogrążył się w hibernacyjnym śnie. Inni ludzie w tym czasie toczyli setki potyczek, przyzwyczajali się do ogromnych strat wśród załóg i okrętów. Geary chciał za wszelką cenę ich uniknąć, ale coraz jaśniej widział, że nie zdoła. Musiał zaakceptować cenę, jaką trzeba było zapłacić za zwycięstwo, musiał się też zaznajomić z aktami osobowymi, aby poznać cenę, jaką zapłacili kiedyś ludzie, których teraz poznał. Był im to winien. Ściągał więc kolejne foldery i przeglądał je uważnie. Kapitan Jaylen Cresida z planety Madira. Pierwszym jej przydziałem był działon na niszczycielu Shakujo. Poślubiła pięć lat temu innego oficera floty. Owdowiała, gdy jej mąż zginął na pokładzie okrętu liniowego Niezwyciężony podczas obrony systemu gwiezdnego Kana przed syndyckim atakiem. To nie był ten Niezwyciężony, którego stracili na Ilionie, ale poprzednia jednostka nosząca tę nazwę.

Cresida wspomniała kiedyś, że jeśli zginie, ktoś będzie na nią czekał.

Geary zamknął na moment oczy, próbując zdławić ból, jaki narastał w nim w miarę czytania akt. A potem zagłębiał się w nie dalej, zmuszając do poznania ceny, która odmieniła oblicze znanego mu niegdyś Sojuszu, i rozgryzając osobowości otaczających go od niedawna ludzi.

Matka i brat Cresidy także należeli do ofiar tej wojny. Matka zginęła, gdy Jaylen miała zaledwie dwanaście lat. Geary nie chciał poznać danych dotyczących osób z jej rodziny poległych w poprzednich pokoleniach, dlatego zamknął folder.

Zmusił się do otwarcia następnego, oznaczonego nazwiskiem Duellos. Jego żona była naukowcem pracującym w bezpiecznym systemie gwiezdnym, znajdującym się z dala od linii frontu, ale ojciec i wuj kapitana polegli. A jego najstarsza córka będzie podlegać poborowi do armii już w przyszłym roku.

Kapitan Tulev stracił żonę i trójkę dzieci podczas syndyckiego bombardowania jego rodzinnej planety.

No i kapitan Desjani. Twierdziła, że jej rodzice nadal żyją, i nie kłamała. Miała także wuja, o którym wspomniała kilkakrotnie. Ale nie powiedziała nawet słowa o ciotce, która poległa podczas walk lądowych na planecie należącej do Syndykatu. Ani o tym, że straciła brata sześć lat temu – został zabity podczas wykonywania pierwszej misji bojowej.

Przypomniał sobie syndyckiego chłopczyka, z którym rozmawiała, kiedy syndyccy uchodźcy z Wendig wchodzili na pokład Nieulękłego; sposób, w jaki Desjani traktowała dziecko, i to spojrzenie, kiedy malec stanął w obronie rodziny. Czy widziała w nim swojego młodszego brata?

Geary spędził szmat czasu przed ekranem wyświetlacza, a potem nacisnął kolejny klawisz, przywołując dane, których tak bardzo się obawiał. Zapisy dotyczące losów jego własnej rodziny.

Folder oznaczony nazwiskiem Geary. Wielu ich było. Nie miał żony ani dzieci, co dzisiaj wydawało mu się błogosławieństwem. Ale wciąż pozostawał jego brat, siostra, kuzyni, no i ciotka. Większość z nich doczekała się dzieci. A one w zdecydowanej większości skończyły we flocie. Geary wciąż pamiętał gorzkie słowa syna bratanka. Po ludziach noszących nazwisko Geary spodziewano się wstąpienia na ochotnika do floty. I wielu z nich decydowało się na taki krok, aby zginąć. Wciąż starał się ogarnąć myślą bezmiar tych tragedii, gdy usłyszał sygnał brzęczyka przy włazie.

– Wejść.

Kapitan Desjani weszła, ale zatrzymała się niemal natychmiast, spoglądając na niego uważnie.

– Czy coś się stało?

– Nie… przeglądałem tylko stare akta.

Zawahała się, a potem przeszła za jego plecy, by spojrzeć na ekran zza jego ramienia. Milczała tak długo, że komodor zaczął się zastanawiać, co powinien teraz zrobić, ale w końcu usłyszał, jak mówi łagodnie:

– Nie czytał pan ich wcześniej?

– Nie. Nie chciałem.

– Wszyscy płacimy za tę wojnę. Ale pańska rodzina zapłaciła więcej niż inne.

– Z mojego powodu – wyszeptał Geary. Desjani nie odpowiedziała, najwyraźniej nie chciała zaprzeczać prawdzie, która dla nich obojga była oczywista. – Dlaczego nigdy nie powiedziała mi pani o bracie?

Znów milczała przez dłuższą chwilę.

– Nie lubię rozmawiać o takich rzeczach.

– Naprawdę mi przykro. I wie pani, że wysłuchałbym wszystkiego…

Odpowiedź nadeszła po kolejnej chwili.

– Tak. Wiem też, że pan by mnie zrozumiał. Ale sądziłam, że ma pan już wystarczająco dużo problemów na głowie. Ofiary w mojej rodzinie nie są niczym specjalnym.

– Owszem, są – zaprzeczył Geary. – Każdy człowiek jest kimś specjalnym. Sto lat tego szaleństwa, cały wiek poświęcania ludzkiego życia na wojnie, która nie ma najmniejszego sensu. To cholerne marnotrawstwo.

– Tak. – Poczuł na swoim ramieniu dłoń Desjani, jej lekkie zaciśnięcie, gest, którym towarzysze broni pocieszają się wzajemnie, dzieląc ból, a może i coś więcej. Geary uniósł rękę, by odwzajemnić uścisk.

– Dziękuję.

Nagle poczuł, że ma tego wszystkiego dosyć. Obowiązków, bólu, którym ta wojna tak wielu doświadcza, skrywanego za wszelką cenę uczucia do Desjani. Musiał doprowadzić Nieulękłego do domu, musiał dostarczyć do przestrzeni Sojuszu klucz hipernetowy Syndyków, ale miał też inne powinności do wypełnienia. Ci ludzie oczekiwali, że zrobi znacznie więcej. Geary czuł, że ten nacisk go przytłoczy, zadusi, a jedyną liną ratunkową, jaką miał teraz do dyspozycji, była dłoń Desjani spoczywająca na jego ramieniu. Puścił ją i wstał, odwracając się do niej.