Erast Pietrowicz wysłuchiwał sprawozdania z porannych odkryć Tulipanowa. Większość odrzucał, niektóre raczył brać pod uwagę. W drugiej połowie dnia wyjeżdżali, by sprawdzać: Anisij – podejrzane ogłoszenia, szef – ważne persony przybyłe do Moskwy (wizytował je pod pretekstem przekazania ukłonów od generała-gubernatora, a w rzeczywistości by się przyjrzeć, czy to nie mistyfikatorzy).
Na razie dochodzenie nie przynosiło rezultatów, ale Anisij nie zwieszał nosa na kwintę. Ech, gdyby można było tak służyć do końca życia!
Dzisiejszego ranka Sońkę bolał brzuch – widać znów jadła pobiałę z pieca – toteż Tulipanow nie zdążył pośniadać w domu. W oficynie szefa też nie dano mu kawy – dzień był akurat „glosny”. Anisij siedział w gabinecie jak myszka, wertował gazety i, jak na złość, ciągle kłuły go w oczy reklamy rozmaitego jadła:
„Na Srietience, w sklepie Safanowa, pojawiło się wyjątkowej jakości peklowane mięso pod nazwą «Antrykot» – czytał całkowicie bez potrzeby. – 16 kop. za funt, bez kości, może z powodzeniem zastąpić najlepsze gatunki wędliny”.
Krótko mówiąc, ledwie dotrwał do obiadu. Pochłaniając bułkę, relacjonował Erastowi Pietrowiczowi dzisiejszy połów.
Nowo przybyłych dziś, jedenastego lutego 1886 roku, było niewielu: pięciu dostojników wojskowych i siedmiu cywilnych. Szef zanotował sobie adresy dwóch: szefa intendentury marynarki wojennej kontradmirała von Bombe i tajnego radcy Swinjina, zarządzającego skarbem państwa.
Następnie Tulipanow przeszedł do ciekawszej części raportu – do niezwykłych anonsów.
„Zgodnie z decyzją Dumy Miejskiej – czytał na głos, robiąc znaczące pauzy – wszystkich właścicieli kramów z Miejskich Hal Targowych na placu Czerwonym prosi się o przybycie na naradę w sprawie utworzenia towarzystwa akcyjnego, mającego na celu rozbiórkę hal i wzniesienie na ich miejscu krytego szklaną kopułą emporium”.
– No i co się tu panu wydaje p-podejrzane? – zapytał Fandorin.
– To jakaś bzdura. Po co na targowisku szklana kopuła? – rezolutnie odrzekł Anisij. – Zresztą to pan, panie szefie, kazał mi zwracać uwagę na wszystkie anonsy, w których nawołuje się do wpłacania pieniędzy, a tu, proszę, towarzystwo akcyjne. Czyż to nie afera?
– Nie – uspokoił go radca dworu. – Duma istotnie postanowiła zlikwidować Hale Targowe i z-zbudować w tym miejscu potrójną krytą galerię w rosyjskim stylu. Co dalej?
Tulipanow odłożył zlekceważoną notatkę z „Moskowskich Gorodskich Wiedomosti” i wziął „Russkoje Słowo”:
– „TURNIEJ SZACHOWY. W salach Moskiewskiego Towarzystwa Szachowego o godzinie drugiej po południu odbędzie się turniej pana M.J. Czigorina z dziesięcioma partnerami. Pan Czigorin będzie grać à l’aveugle, nie patrząc na szachownicę i nie zapisując ruchów. Stawka w grze – 100 rubli. Bilet wstępu – 2 ruble. Zapraszamy wszystkich chętnych”.
– Nie patrząc na szachownicę? – zdziwił się Erast Pietrowicz i zapisał coś w notesie. – No, dobrze. Pojadę tam i zagram.
Pokrzepiony na duchu Anisij zaczął czytać dalej, tym razem z „Wiedomosti Moskowskoj Gorodskoj Policyi”:
– „NIEZWYKŁA LOTERIA NIERUCHOMOŚCI. Międzynarodowe towarzystwo ewangeliczne «Łzy Chrystusa» po raz pierwszy przeprowadzi w Moskwie BŁYSKAWICZNĄ LOTERIĘ FILANTROPIJNĄ na rzecz budowy Kaplicy Całunu Zbawiciela w Jerozolimie. WYJĄTKOWO CENNE NAGRODY, ufundowane przez ofiarodawców z całej Europy: pałacyki, kamienice, wille w największych miastach europejskich. WYGRANE SPRAWDZA SIĘ NA MIEJSCU. Cena losu – 25 rubli. Spieszcie się, loteria będzie w mieście TYLKO TYDZIEŃ, a potem przenosi się do Sankt Petersburga”. Erast Pietrowicz wyraźnie się zainteresował:
– Loteria błyskawiczna? To bardzo dobry pomysł. Spodoba się publiczności. Nie trzeba czekać na opublikowanie wyników, można je poznać od razu. Ciekawe. I wykorzystać dla afery „Wiedomosti Policyi” to byłaby zbytnia śmiałość! Chociaż po „waletach” można się spodziewać wszystkiego… Chyba powinien pan tam pojechać, Tulipanow. Oto dwadzieścia pięć rubli. Niech mi pan kupi los. Jedźmy dalej.
– „NOWOŚĆ! Mam zaszczyt zawiadomić szanowną publiczność, że w tych dniach mój Gabinet Osobliwości, vis-a-vis Pasażu Sołodownikowa, otrzymał z Londynu wielce zabawną i wesołą szympansicę z małym. Wstęp – 3 ruble. F. Patek”.
– A cóż pan widzi niezwykłego w szympansicy? – Szef wzruszył ramionami. – O coś ją pan podejrzewa?
– To rzadkość – wybełkotał Anisij, który, szczerze mówiąc, miał straszną ochotę zobaczyć takie dziwo, w dodatku „zabawne i wesołe”. – I bilety zbyt drogie.
– Nie, to nie jest na miarę Waleta Pikowego. – Fandorin pokręcił głową. – No i przecież nie ucharakteryzuje się na małpę. Tym bardziej z małym. Dalej.
– „28 stycznia tego roku ZAGINĄŁ PIES, duży mieszaniec, wabi się Hektor, czarny, lewa łapa krzywa, na piersi biała łata. Dla znalazcy nagroda – 50 rubli. Wielka Ordynka, dom hrabiny Tołstoj, pytać o Privatdozent Andriejewa”.
– Jest pan dziś w żartobliwym nastroju. Tulipanow. Co ma tu do rzeczy „duży mieszaniec”?
– Ale te pięćdziesiąt rubli, Eraście Pietrowiczu! Za zwykłego kundla? To bardzo podejrzane!
– Ach, Tulipanow, przecież takie psiaki z k-krzywą łapą kocha się bardziej niż te piękne. Nie ma pan pojęcia o miłości. Dalej!
Anisij obrażony siąknął nosem. Pomyślał: Pan niby to zna się na miłości! To dlaczego od rana w pańskim domu trzaskają drzwi i nikt człowiekowi nie poda kawy? Po czym przeczytał ostatnie ogłoszenie:
– „Kłopoty z męskością, impotencję i skutki błędów młodości leczy wyładowaniami elektrycznymi i wannami galwanicznymi doktor medycyny Emanuel Straus”.
– Oczywisty szarlatan – zgodził się Erast Pietrowicz. – Tylko czy to nie za błahe dla „waletów”? A zresztą, niech pan jedzie i sprawdzi.
Anisij powrócił ze swej ekspedycji po godzinie trzeciej po południu, zmęczony i bez żadnej zdobyczy, ale w dobrym nastroju, który zresztą nie opuszczał go przez ostatni tydzień. Teraz pozostał jeszcze najprzyjemniejszy etap pracy – analiza i omówienie wydarzeń dnia.
– Widzę po braku błysku w pańskich oczach, że sieci są puste – powitał go Erast Pietrowicz, który najwyraźniej sam także niedawno wrócił; był jeszcze w mundurze i przy orderach.
– A co u pana, panie szefie? – zapytał z nadzieją Tulipanow. – Co z kontradmirałem i tajnym radcą? Co z szachistą?
– D-dostojnicy są prawdziwi. Szachista także. Rzeczywiście ma fenomenalny dar: siedział plecami do szachownic, niczego nie zapisywał. Z dziesięciu partii wygrał dziewięć, przegrał tylko jedną. Niezły business, jak powiadają dzisiejsi przedsiębiorcy. Pan Czigorin otrzymał dziewięćset rubli, sto oddał. No więc czystego zysku osiemset, i to w niecałą godzinę.