Выбрать главу

– To absolutnie niemożliwe – zagrzmiał generał-gubernator, który drzemał jakoś dziwnie, nie przegapiając niczego ważnego. – Nie widziałem „notariusza”, „posterunkowego” i „hrabiego”, ale „książę” i „Speyer” nie mogli być tym samym człowiekiem. Proszę pomyśleć, Eraście Pietrowiczu. Mój samozwańczy wnuczek był blady, mizerny, o cienkim głosie i wąskiej piersi, zgarbiony, z rzadkimi czarnymi włosami i charakterystycznym kaczym nosem. A Saxen-Limburski to chłop jak lalka: szeroki w barach, postawa wojskowa, dobrze postawiony, władczy głos. Nos orli, gęste jasnoblond bakenbardy, zaraźliwy śmiech. Żadnego podobieństwa do „Speyera”!

– A jakiego był wzrostu?

– O pół głowy niższy ode mnie. Czyli średniego.

– I „notariusz” wedle opisu w-wysokiego lorda Pittsbrooke’a sięgał mu „trochę powyżej ramienia”, a więc także był średniego wzrostu. „Posterunkowy” też. A „hrabia”, panie Tulipanow?

Anisij pod wrażeniem śmiałej hipotezy szefa cały oblał się rumieńcem. Zerwał się na nogi i wykrzyknął:

– Wygląda na to, że również średniego, Eraście Pietrowiczu! Był trochę wyższy ode mnie, o jakieś półtora werszka.

– Wzrost to jedyny szczegół powierzchowności, który trudno zmienić – ciągnął radca dworu. – Może za pomocą wysokich obcasów, ale to zbytnio rzuca się w oczy. Co prawda, w Japonii spotkałem pewnego typa z tajnej sekty profesjonalnych zabójców, który specjalnie amputował sobie obie nogi, żeby móc zmieniać wzrost wedle życzenia. Biegał na drewnianych nogach lepiej niż na prawdziwych. Miał trzy rodzaje protez – do wzrostu wysokiego, średniego i niskiego. Jednakowoż taka ofiarność możliwa jest tylko w Japonii. Co się zaś tyczy naszego Waleta Pikowego, panowie, to chyba mogę teraz opisać jego wygląd i przedstawić szkicowy portret p-psychologiczny A zresztą, wygląd jest bez znaczenia. To człowiek bez twarzy, wciąż występujący w tej czy innej masce. Mimo to jednak s-spróbuję określić jego rysopis.

Fandorin wstał i przeszedł się po gabinecie, z założonymi do tyłu rękami.

– A więc wzrost tego człowieka… – Szef zerknął na stojącego wciąż Anisija. – Dwa arszyny i sześć werszków. Naturalny kolor włosów jasny – czarne trudniej byłoby przefarbować. Poza tym włosy są najprawdopodobniej łamliwe i odbarwione na końcach od nadużywania farb. Oczy szaro-niebieskie, dość blisko osadzone. Nos średni. Twarz nierzucająca się w oczy, zupełnie przeciętna, taką trudno zapamiętać i wyłowić z tłumu. Tego człowieka zapewne często biorą za kogo innego. Teraz głos… Walet Pikowy operuje nim po mistrzowsku. Sądząc z tego, że z łatwością przechodzi i na bas, i na tenor z dowolnymi modulacjami, jego naturalny głos to dźwięczny baryton. Wiek trudny do określenia. Nie jest raczej młodziutki, bo wyczuwa się u niego spore doświadczenie życiowe, ale i nie leciwy – nasz „posterunkowy” wmieszał się w tłum z wielką zręcznością. Bardzo ważnym szczegółem są uszy. Specjaliści od kryminalistyki ustalili, że uszy są u każdego człowieka inne, niepowtarzalne i zmienić ich kształtu nie sposób. Niestety, widziałem Waleta tylko jako „posterunkowego”, kiedy był w czapce. Panie Tulipanow, czy „hrabia” zdejmował pieróg?

– Nie – odparł krótko Anisij, który boleśnie odczuwał wszelkie wzmianki na temat uszu, zwłaszcza niepowtarzalnych.

– A pan, ekscelencjo, nie zwrócił uwagi, jakie uszy mieli „hrabia” i „Speyer”?

Dołgoruki powiedział surowo:

– Eraście Pietrowiczu, jestem generałem-gubernatorem Moskwy i mam większe zmartwienia niż oglądanie czyichś uszu.

Radca dworu westchnął.

– Szkoda. Czyli że z wyglądu zewnętrznego wiele nie wyciśniemy… Teraz cechy osobowościowe przestępcy. Z dobrej rodziny, zna nawet angielski. Znakomity psycholog i zdolny aktor – to oczywiste. Wyjątkowy wdzięk, z łatwością zdobywa z-zaufanie nawet nieznajomych osób. Błyskawiczny refleks. Bardzo pomysłowy. Specyficzne poczucie humoru. – Erast Pietrowicz groźnie spojrzał na Wiediszczewa, żeby ten nie parsknął śmiechem. – W ogóle jest to człowiek bez wątpienia niepospolity i utalentowany.

– Takimi talentami najlepiej by było zasiedlać Syberię – burknął książę. – Niech pan się trzyma tematu, mój drogi, dość już tych pochwał. Tu nie chodzi o przedstawienie pana Waleta do orderu. Najważniejsze, to czy da się go ująć.

– Dlaczego nie, wszystko się da – odezwał się w zamyśleniu Fandorin. – Zastanówmy się. Jakie są słabe punkty naszego bohatera? Albo jest niesłychanie chciwy, albo niewiarygodnie rozrzutny: żeby zgarnął nie wiadomo jaki grosz, zawsze mu za mało – to raz. Jest próżny, wiecznie żądny podziwu – to dwa. Po trzecie, co dla nas najistotniejsze – jest zbyt pewny siebie, skłonny do niedoceniania przeciwników. I to jest dla nas punkt zaczepienia. No i po czwarte. Mimo całej jubilerskiej precyzji działania Walet niekiedy popełnia błędy.

– Jakie błędy? – szybko spytał gubernator. – Moim zdaniem jest śliski jak węgorz, nie sposób go złapać.

– Błędy popełnił co najmniej dwa. Dlaczego „hrabia” wspomniał wczoraj przy Anisiju o Orderach Chryzantemy? Istotnie, jestem kawalerem japońskich orderów Wielkiej i Małej Chryzantemy, wszelako w Rosji ich nie noszę i nikomu się nimi nie chwalę, a s-służba o tych moich regaliach też nic nie wie. Powiedzmy, że prawdziwy hrabia Opraksin, jako urzędnik państwowy i człowiek z kręgów dworskich, mógłby znać tego rodzaju szczegóły, ale Walet Pikowy? Skąd? Tylko z moich akt personalnych i listy stanu służby gdzie wymienione są odznaczenia. Wasza ekscelencjo, będę potrzebował listy wszystkich urzędników tajnego referatu pańskiej kancelarii, zwłaszcza tych, którzy mają dostęp do akt personalnych. Nie jest ich wielu, prawda? Któryś z nich ma powiązania z Waletem. Myślę, że również w aferze z lordem nie obeszło się bez wewnętrznego informatora.

– To nie do pojęcia! – oburzył się książę. – Żeby któryś z moich ludzi podłożył mi taką świnię?

– Nic w tym dziwnego, Władimirze Andriejewiczu – wtrącił Wiediszczew. – Ile razy panu mówiłem: trzyma pan darmozjadów, rozmaitych wietrzników.

Anisij nie wytrzymał i zapytał cichutko:

– A jaki jest drugi błąd, szefie?

Erast Pietrowicz odparł metalicznym głosem:

– Taki, że mocno mnie rozgniewał. Teraz oprócz motywacji urzędowej mam także osobistą.

Sprężystym krokiem przeszedł wzdłuż biurka i Tulipanow nagle przypomniał sobie afrykańskiego lamparta, którego klatka sąsiadowała z klatką wspaniałej szympansicy.

Ale Fandorin zatrzymał się nagle, chwycił za łokcie i już zupełnie innym tonem, zamyślonym i nawet z lekka rozmarzonym, przemówił:

– A gdybyśmy tak zagrali z p-panem Waletem Pikowym, vel Momusem, w jego własną grę?

– Zagrać może by i warto – zauważył Froł Grigorjewicz – ale gdzie go teraz szukać? Czy ma pan jakiś pomysł?

– Nie mam – uciął szef. – I nie zmierzam go szukać. Niech on sam mnie znajdzie. Będzie to coś w rodzaju polowania na cietrzewie z przynętą. Tłuściutką cieciorkę z papier-mâché sadza się w widocznym miejscu, cietrzew p-podlatuje, pif-paf! – i gotowe.

– A kto będzie tą cieciorką? – Dołgoruki otworzył czujne oko. – Czyżby mój ulubiony urzędnik do specjalnych poruczeń? Jest pan przecież mistrzem kamuflażu, Eraście Pietrowiczu.