Выбрать главу

– Wasza ekscelencjo, a skąd mogłem… Przecież sam pan mówił, żebym jak najuprzejmiej…

– Uścisnął pan lordowi Pittsbrooke’owi rękę? – zapytał Fandorin, przy czym, jak się wydało Anisijowi, w jego oczach błysnęła jakaś iskierka.

– Ależ oczywiście! – Książę wzruszył ramionami. – Najpierw Speyer coś mu o mnie powiedział po angielsku, a ten się rozpromienił i wyciągnął rękę.

– A czy przedtem p-podpisał pan jakiś dokument? Gubernator z namysłem zmarszczył brwi.

– Tak, Speyer poprosił, abym podpisał list gratulacyjny dla nowo otwartego Przytułku Jekatierińskiego. Taki szlachetny cel – sprowadzać na właściwą drogę nieletnie nierządnice. Ale nie podpisywałem żadnego aktu sprzedaży! Zna mnie pan przecież, mój drogi, zawsze uważnie czytam to, co podpisuję.

– I co potem zrobił z tym listem?

– Chyba pokazał Anglikowi, coś powiedział i włożył do teczki. Miał przy sobie na wózku teczkę. – Twarz Dołgorukiego, i tak groźna, stała się mroczna jak chmura gradowa. – A, merde! Czyżby…

Erast Pietrowicz powiedział coś do lorda po angielsku i najwyraźniej zdobył całkowite zaufanie syna Albionu, ponieważ ten wręczył mu tajemniczy papier do przejrzenia.

– Sporządzone jak najformalniej – mruczał radca dworu, przebiegając akt wzrokiem. – I pieczęć h-herbowa, i stempel biura notarialnego „Möbius”, i podpis… A cóż to?

Na obliczu Fandorina odbiło się bezgraniczne zdumienie.

– Władimirze Andriejewiczu, proszę spojrzeć! Proszę spojrzeć na podpis!

Książę z obrzydzeniem, jakby to była ropucha, wziął papier, odsunął, jak mógł najdalej, od krótkowzrocznych oczu i przeczytał na głos:

– „Walet Pikowy”… Za pozwoleniem, w jakim sensie „walet”?

– To ta-ak… – powiedział przeciągle Wiediszczew. – Wszystko jasne. Znowu Walet Pikowy. A to dopiero! Czegośmy dożyli, Królowo Niebieska!

– Walet Pikowy? – Książę wciąż nie mógł zrozumieć. – Ależ tak się nazywa szajka oszustów. Tych, co w zeszłym miesiącu sprzedali bankierowi Polakowowi jego własne kłusaki, a w Boże Narodzenie pomogli kupcowi Winogradowowi wypłukać złoty piasek w rzeczce Sietuni. Meldował mi o tym Baranow. Mówił, że szukają tych łotrów. A ja się jeszcze śmiałem! Czyżby się ośmielili mnie… mnie, Dołgorukiego?! – Generał-gubernator szarpnął haftowany złotem kołnierz, a twarz zrobiła mu się tak straszna, że Anisij aż się skulił.

Wiediszczew jak spłoszona kwoka rzucił się do rozwścieczonego księcia, zagdakał:

– Władimirze Andriejewiczu, każdemu może się zdarzyć, nie wolno się tak przejmować! Zaraz odmierzę krople walerianowe i wezwę doktora, żeby krew puścił! Innokientij, przysuń krzesło!

Anisij jednak zdążył pierwszy podać krzesło jego ekscelencji. Usadzono zdenerwowanego gubernatora, ale ten co chwila usiłował wstać i odpychał kamerdynera.

– Jak jakiegoś kupczyka! Co oni, mają mnie za smarkacza? Ja im dam przytułek! – wykrzykiwał nie bardzo do rzeczy, Wiediszczew zaś wydawał rozmaite uspokajające dźwięki i raz nawet pogładził jego ekscelencję po farbowanych, a może w ogóle sztucznych lokach.

Gubernator odwrócił się do Fandorina i powiedział żałośnie:

– Eraście Pietrowiczu, mój przyjacielu, cóż to się dzieje! Całkiem się ci łajdacy rozzuchwalili. Obrazili mnie, upokorzyli, wystawili na pośmiewisko. I całą Moskwę w mojej osobie. Postawcie na nogi policję, żandarmerię, ale złapcie tych łotrów. Pod sąd! Na Sybir! Pan wszystko może, mój drogi. Proszę to uważać od tej chwili za swoje główne zadanie i moją osobistą prośbę. Baranow sam sobie nie poradzi, niech panu pomaga.

– Policji nie można w to angażować – odparł zafrasowany radca dworu. Żadne iskierki w jego błękitnych oczach już nie migotały; twarz pana Fandorina wyrażała teraz tylko troskę o autorytet władzy. – Sprawa się rozniesie i całe miasto będzie b-boki zrywać ze śmiechu. Do tego nie wolno dopuścić.

– Zaraz – znów zakipiał książę. – To co, ma to tym całym „waletom” ujść na sucho?

– Żadną miarą. Ja się t-tą sprawą zajmę. Ale konfidencjonalnie, bez rozgłosu. – Fandorin zastanawiał się chwilę, po czym zaproponował: – Lordowi Pittsbrooke’owi trzeba będzie wypłacić pieniądze z kasy miejskiej, przeprosić, a o „walecie” nie wspominać. Powie książę, że to nieporozumienie. Że wnuk to zrobił na własną rękę.

Słysząc swoje nazwisko, Anglik z niepokojem zapytał o coś radcę dworu, ten odpowiedział mu krótko i znów zwrócił się do gubernatora.

– Froł Grigorjewicz wymyśli jakąś wiarygodną wersję dla służby. A ja się zajmę poszukiwaniami.

– Czy w pojedynkę da się złapać takich szachrajów? – odezwał się z powątpiewaniem kamerdyner.

– Tak, będzie raczej trudno. Ale nie chciałbym powiększać kręgu wtajemniczonych.

Fandorin spojrzał na sekretarza w binoklach, do którego książę mówił „Innokientij”, i pokręcił głową. Widać Innokientij na pomocnika się nie nadawał. Erast Pietrowicz odwrócił się do Anisija i ten zdrętwiał, nagle uświadomiwszy sobie boleśnie swój niereprezentacyjny wygląd: młody, chudy jak szczapa, uszy odstające i na dodatek pryszcze.

– Ja tego… Będę milczał jak grób – wybełkotał. – Słowo honoru.

– A to kto taki?! – ryknął jego ekscelencja, który chyba dopiero teraz dostrzegł żałosną postać posłańca. – Co on tu robi?

– To jest Tulipanow – wyjaśnił Fandorin. – Z Dyrekcji Żandarmerii. Doświadczony agent. Właśnie on będzie mi pomagać.

Książę zmierzył wzrokiem skulonego Anisija i ściągnął groźnie brwi.

– No, uważaj, Tulipanow. Jeżeli okażesz się przydatny – zrobię z ciebie człowieka. Ale jeśli noga ci się powinie – zetrę na proch.

Kiedy Erast Pietrowicz i oszołomiony Anisij szli po schodach, dobiegł do nich głos Wiediszczewa:

– Władimirze Andriejewiczu, zrobi pan wedle woli, ale w skarbcu miejskim nie ma pieniędzy. Sto tysięcy to nie w kij dmuchał, Anglik musi się zadowolić samymi przeprosinami.

Na ulicy czekał Tulipanowa kolejny wstrząs.

Radca dworu, naciągając rękawiczki, zapytał nagle:

– To prawda, co mi mówiono, że utrzymuje pan siostrę kalekę i nie zgodził się pan oddać jej do zakładu dobroczynnego?

Anisij zupełnie się nie spodziewał, że Erast Pietrowicz jest tak dobrze poinformowany o jego sprawach rodzinnych, ale był jeszcze w takim odrętwieniu, że zdziwił się mniej, niż należało.

– Nie mogę jej oddać do zakładu – wyjaśnił. – Zmarłaby tam. Bardzo jest do mnie przywiązana, głupia.

I dopiero teraz Fandorin naprawdę go zaskoczył.

– Zazdroszczę panu – westchnął. – Szczęśliwy z pana człowiek, Tulipanow. W tak młodym wieku już ma pan z czego być dumny. Bóg dał panu fundament na całe życie.

Anisij wciąż jeszcze usiłował zrozumieć sens tych dziwnych słów, gdy radca dworu podjął:

– O siostrę proszę się nie martwić. Na czas dochodzenia wynajmie pan dla niej opiekunkę. Oczywiście na koszt państwa. Od tej chwili aż do zakończenia sprawy Waleta Pikowego pozostanie pan do mojej dyspozycji. Popracujemy razem. Mam nadzieję, że nie będzie się pan nudzić.

Oto jest owa nieoczekiwana radość – połapał się nagle Tulipanow. To jest owo szczęście. Ach, biała gołębico!

Sposób na życie według Momusa

W ostatnich latach tyle razy zmieniał imiona, że pierwsze, które przyniósł sobie na świat, zaczął powoli zapominać. Sam siebie od dawna nazywał Momusem.

Momus to mitologiczny grecki prześmiewca i złośliwiec, syn Nocy. We wróżbach „Pytia egipska” tak oznaczony jest walet pikowy, karta niedobra, zapowiadająca spotkanie z jakimś durnym kpiarzem albo złośliwy psikus fortuny.