Выбрать главу

Kantorek był przecież jego nierozłączną częścią. I ten lokal odpadał.

Lipień w miarę tego filozofowania dochodził do wniosku, że w ogóle cała nocna akcja trójki pozostałych uczestników napadu była błędna, a przede wszystkim całkowicie zbyteczna. W ten sposób nie można było wykryć schowka z pieniędzmi. Naturalnie Lipień nie znał poczynań milicji ale był przekonany, że ona także poszła błędnym tropem. A więc i ona nie odnalazła ukrytego skarbu. Można go zdobyć pracując głową. Wszelkie poczynania robione bez większego zastanowienia są z góry skazane na niepowodzenie.

Znowu upłynęło kilka dni. O napadzie już nikt nie wspominał. Tylko Zygmunt ciągle pracował nad rozwiązaniem zagadki. Opracował najrozmaitsze hipotezy, by je w końcu odrzucić. Nawet nie sprawdzał tego w terenie. Uważał, że siedząc przy stole potrafi rozszyfrować tajemnicę zmarłego, a potem wystarczy mały, najwyżej godzinny wypad i wróci do tego samego pokoju jako szczęśliwy posiadacz fortuny. To, że fortuna ta została zdobyta w kolizji z kodeksem karnym, nie zakłócało spokoju jego sumienia. Była jedynie obawa przed złapaniem.

Nagle podczas tych najrozmaitszych spekulacji Zygmunt przypomniał sobie pewien fakt sprzed kilku lat. Wszystko teraz stało się jasne. Wszystko pasowało do tych założeń, którymi musiał się kierować przywódca akcji. Kryjówka doskonała, dostęp łatwy i prosty. Nie budzący specjalnych podejrzeń. Ta waliza pełna banknotów nie może się gdzie indziej znajdować jak tylko tam. Trzeba po prostu iść i wziąć ją. Wprawdzie, żeby uniknąć całkowicie jakiegokolwiek ryzyka, trzeba będzie w sprawę wtajemniczyć jeszcze jedną osobę i odpowiednio jej zapłacić, ale ostatecznie jest się czym dzielić. Ale nie pół na pół. To byłaby przesada.

Lipień wyczekał do wieczora, nieco się podcharakteryzował i ukrył oczy za ciemnymi okularami. Planując napad na bank, Kazimierz Strzelczyk początkowo zakładał, że uczestnicy akcji będą odpowiednio ucharakteryzowani. W tym celu wspólnicy przeprowadzili różne ćwiczenia i zdobyli teatralne kosmetyki. Później zaniechano tego pomysłu, ponieważ ustalono, iż akcję przeprowadzi się w czasie deszczu. Dlatego zapuszczono wąsy i brody. One w przeciwieństwie do szminek nie bały się wody. Teraz ta nauka przydała się Zygmuntowi. Obejrzał się w lustrze. Był zadowolony. Nawet jeżeli nie dojdzie do porozumienia, nie musi się obawiać późniejszego rozpoznania.

Obejrzał dokładnie dom przy ulicy Wilczej. Sprawdził na liście lokatorów i stwierdził, że w oknie tego mieszkania pali się światło.

Zadzwonił. Otworzyła mu młoda, dość przystojna kobieta. Była zdziwiona niespodziewaną wizytą. Zygmunt zerknął przez uchylone drzwi do pokoju oświetlonego lampą. Nikogo tam nie było. Kobieta widocznie znajdowała się sama w mieszkaniu. Świadczyły o tym ciemności w drugim pomieszczeniu tego dwupokojowego lokalu.

– Pan do mnie? – zapytała pani domu.

– Tak. Jestem kolegą i przyjacielem Strzelczyka, byłego męża pani. Ale chyba pozwoli mi pani wejść dalej?

– Proszę.

Lipień zdjął płaszcz i powiesił go na wieszaku… Oboje znaleźli się w pokoju. Kobieta wskazała fotel, a sama zajęła drugi.

– Pan jest z milicji?

– Nie. Jak powiedziałem, byłem przyjacielem Kazika.

– Myśmy się rozwiedli. Nie utrzymywałam kontaktu z moim byłem mężem.

– A jednak była pani na jego pogrzebie.

– To raczej dobre wychowanie niż dawny sentyment – młoda kobieta uśmiechnęła się lekko.

– Czytała pani prasę i na pewno wie pani, że Kazik…

– Tak. Brał udział w napadzie na bank w Łowiczu. Przyznaję, że nawet mnie to nie zdziwiło. Przy jego żądzy władzy i pieniędzy mogło dojść do tego. Ale nadal nie rozumiem celu pańskiej wizyty?

– Kazik przed śmiercią ukrył gdzieś wszystkie pieniądze zdobyte w Łowiczu.

– Cóż to mnie obchodzi?

– Tam jest przeszło cztery miliony złotych. Kto znajdzie tę sumę, będzie bogaty do końca życia. Pani sobie wyobraża? Żadnych kłopotów, ciekawe podróże, piękne suknie. Futra, które dzisiaj ogląda się przez szybę w komisie…

Kobieta roześmiała się.

– Po co pan mi to mówi?

– Chciałbym, żebyśmy razem poszukali tych pieniędzy.

– Ja z panem? Dlaczego?

– Bo tylko my we dwoje możemy wejść w posiadanie tego skarbu. Ja wiem, gdzie on jest ukryty, pani może mieć do niego dostęp.

Kobieta zastanawiała się chwilę.

– Pan też brał udział w tym napadzie – powiedziała.

– Mniejsza o to. To nieważne. Ważne są cztery miliony złotych.

– A jeżeli zawiadomię milicję?

Z kolei Zygmunt Lipień roześmiał się tak serdecznie, jak gdyby ktoś opowiedział mu zabawną anegdotkę.

– Nie zrobi pani tego głupstwa. Jednym gestem odtrącić taki majątek? A poza tym, pani sama rozumie, idąc tutaj odpowiednio się zabezpieczyłem. Przecież w napadzie, czytała to pani, uczestniczyły cztery osoby. Jedna, niestety, zmarła, ale pozostało trzech… Przyszedłem sam, ale…

– Pan mi grozi?

– Skądże znowu” miła pani. Tak sobie rozmawiamy dla zabicia czasu. Wcale nie straciłem nadziei, że dojdziemy do porozumienia.

– A więc?

– A więc z banku zabrano cztery miliony złotych. Po jednym dla każdego uczestnika akcji. Kazik zginął przypadkowo. Kawał skarpy wiślanej podmyty deszczami nagle się osunął. To nieprawda, co sugerował jakiś pismak, że padł ofiarą bójki przy podziale łupów. Mogę przysiąc, że nikt go nie dotknął. Głupi, ale tragiczny wypadek. Pani należy się udział po Kaziku. Milion złotych. Tysiąc banknotów po tysiąc złotych. Malutka paczuszka, a jakie ogromne możliwości otwiera przed człowiekiem.

– Nie byłam już żoną Kazika. A pieniądze pochodzące z rabunku nie mogą być spadkiem.

– Pani Jadwigo, my nie jesteśmy drobiazgowi i nie kierujemy się głupimi przepisami kodeksu cywilnego. Uważamy, że ma pani pełne prawa do tego miliona. Choćby jako rekompensatę. Dobrze znałem Kazika i wiem, że niełatwo było być jego żoną. Pani i tak bardzo długo wytrzymała.

– To prawda – przyznała pani Jadwiga.

– A to znaczy? – Lipień znowu zapytał.

– Pan naprawdę chce mi dać ten milion za nic? Jako dolę Kazika?

Ton głosu mówiącej prawie niedostrzegalnie się zmienił. Zniknęła z niego wrogość, która dominowała w poprzednich zdaniach. Zygmunt wiedział, że wygrał.

– Właściwie to za nic. Uważamy, że pani należą się te pieniądze. W zamian prosimy o pomoc. Jeżeli pani odmówi, obejdziemy się bez niej. Ale wtedy moi koledzy na pewno nie zgodzą się, aby uwzględnić panią przy podziale. Mogę panią zapewnić, że w tym, co proponuję, nie ma najmniejszego ryzyka. Sam jestem aż do przesady ostrożny i nigdy bym nie narażał się na niebezpieczeństwo.

– Napije się pan kawy? – pani domu wyraźnie chciała zyskać na czasie.

– Z prawdziwą przyjemnością – odpowiedział Lipień. – Chętnie pani pomogę.

– O, dziękuję. Sama dam sobie radę.

Jadwiga wstała i wyszła do kuchni. Zygmunt dopiero w tej chwili ocenił, ile zalet mają te, budowane jeszcze do niedawna przez „genialnych” architektów, kuchnie bez okien. Nie było obawy, aby kobieta mogła wszcząć alarm. Wygodniej rozsiadł się w fotelu i spokojnie zapalił papierosa.