Выбрать главу

Wkrótce pani Jadwiga przyniosła z kuchni tackę z dwiema filiżankami kawy i dwoma kieliszkami.

– Mam trochę koniaku. Napije się pan?

– Z panią zawsze.

Kobieta podeszła do małego kredensiku i wydobyła butelkę w połowie wypełnioną. Napełniła kieliszki…

– Za ten szczęśliwy milion – Zygmunt podniósł kieliszek.

Stuknęli się szkłem. Wypili.

– Doprawdy sama nie wiem… – Jadwiga wróciła do przerwanej rozmowy.

– Ależ proszę pani! – Lipień bez oporu ze strony pani domu ucałował jej rękę. – Nie ma się co wahać. Przecież to niczyje pieniądze. Bank na tym nie stracił, bo jest ubezpieczony. Zresztą – roześmiał się – jak się dorobimy następnych milionów, to odeślemy mu ten pierwszy.

– Podobno o ten pierwszy jest najtrudniej. Tak twierdzą amerykańscy milionerzy.

– A pani będzie go miała najdalej za pół godziny. – Za pół godziny?

– Może jeszcze prędzej. Za dziesięć minut.

– Sądzę, że w ogóle pan sobie ze mnie żarty stroi. Cała ta rozmowa to zapewne jakiś niemądry dowcip albo głupi zakład. Dowiedział się pan jakimś cudem, że byłam żoną Strzelczyka, i przyszedł pan zabawić się moim kosztem.

– Nic podobnego. Przysięgam, że mówię prawdę. Jako dowód powiem pani, że wieczorem, w dniu, w którym dokonano napadu, Kazik był tutaj. Przyjechał czarną wołgą z tabliczką CD. Na chwilę pod jakimś pozorem wstąpił do pani. Czy tak nie było?

– Spotkałam go, kiedy wchodziłam do domu. To się zgadza, miał jakiś czarny samochód. Zapraszałam go na gorę, ale powiedział, że – już nie ma czasu. Mówił, że potrzebny mu jest wyrok sądu w naszej sprawie rozwodowej, bo swój egzemplarz zgubił. Zapytałam, czy się drugi raz żeni. Zaprzeczył. Miał wpaść za parę dni. Odszukałam i przygotowałam mu ten papierek.

– Widzi więc pani, że nie kłamię.

– Sama nie wiem, co robić…

– A zatem zgoda? – Lipień wyciągnął rękę, a kobieta podała mu swoją.

Teraz mężczyzna napełnił kieliszki.

– Wypijemy za naszą szczęśliwą współpracę.

Jadwiga nie odmówiła.

– Kiedy już doszliśmy do porozumienia, będę z panią zupełnie szczery. Od dawna znałem Kazika. Dużo wiedziałem o waszym małżeństwie i o jego zakończeniu. Kiedy Kazik wyprowadzał się stąd, pomagałem mu. Pani wówczas nie było w mieszkaniu.

– Wolałam nie być obecna. Znowu mogłoby dojść do jakichś nieporozumień. Ostatecznie nie zależało mi tak bardzo na tych paru gratach. On je zresztą zabrał tylko przez złość.

– To są dawne dzieje. Nie wracajmy do nich. Dzieląc rzeczy i zostawiając pani mieszkanie, Kazik zastrzegł sobie, że piwnica pozostanie do jego dyspozycji. Tam przecież złożyliśmy te meble, które zabrał stąd rzeczywiście przez złość, na czym to mieszkanie bardzo zyskało.

– Z mieszkaniem mój były mąż łaski mi nie zrobił. Było moje, po rodzicach. A ponadto musiałam mu jeszcze wypłacić pewną sumę. Dość dużą. Za uprzejme opuszczenie mojego lokalu.

– To już nieważne – Zygmunt machnął ręką. – Co to znaczy – wobec miliona, który za chwilę będzie leżał na tym stole.

– Za chwilę? – Jadwiga przyjęła z niedowierzaniem słowa dziwnego gościa.

– Tak, za chwilę. Kazimierz zażądał tej piwnicy prawdopodobnie także na złość pani. Później jednak zaczął jej używać do przechowywania rzeczy, o których wolał, żeby nikt, zwłaszcza jego sąsiedzi z domu przy ulicy Solec nie wiedzieli. Dlatego wtedy stosunki między wami nieco się poprawiły. Kazik panią odwiedzał, bo zależało mu na tym, aby ludzie przyzwyczaili się do jego widoku i mieli go za mieszkańca tego domu. To mu pozwalało spokojnie wchodzić do piwnicy bez konieczności tłumaczenia się z tego innym lokatorom.

– Pan myśli? – kobieta zaczynała pojmować sens tych słów.

– Naturalnie – potwierdził Lipień. – Pani piwnica to świetne schowanko dla tych milionów. Nikt tu ich nie będzie szukał. Nikt w ogóle, poza nami dwojgiem, nie wie, że Kazik miał piwnicę w tym domu.

– To prawda.

– A dlaczego Strzelczyk zjawił się tutaj w dniu napadu? Akurat właśnie w tym dniu potrzebny był mu wyrok rozwodowy? Sześć lat go nie potrzebował. To był pretekst na wypadek spotkania pani. Podjechał samochodem, wyjął walizkę z bagażnika, zszedł do piwnicy, otworzył swój boks, wcisnął walizę pod do tej pory leżące tam graty i uwolniony od balastu wrócił do warsztatu. Mądrze to obmyślił.

– Kiedyś zupełnie przypadkowo zeszłam na dół i ze zdumieniem zauważyłam przez drzwi, a tam są duże szpary między deskami, że te wszystkie meble, o które się tak pieklił, nadal leżą. Już w rozpaczliwym stanie. Rzeczywiście, jak pan powiedział, kupa gratów. Pan ma dar przekonywania. Zaczynam wierzyć, że ta walizka z pieniędzmi jest tam na dole.

– Zaraz zejdziemy na dół i ta wiara zamieni się w pewność.

– A co ja mam robić w piwnicy?

– Nic. Po prostu wystarczy pani obecność. Nikogo nie zdziwi, nawet jeżeli kogoś tam spotkamy, że właścicielka mieszkania chce się dostać do swojej piwnicy. Natomiast ja jestem tu obcy. Moja obecność w suterenie mogłaby się wydać podejrzana. A kto? A po co? Ktoś bardziej przezorny mógłby zamknąć drzwi klatki schodowej i wezwać milicję. Ze zrozumiałych względów wolałbym tego uniknąć.

– Ja myślę – Jadwiga uśmiechnęła się. – Ale nie mam kluczy do tej piwnicy.

– To też nieważne. Jestem na to przygotowany. Klucze miał Kazik, ale nie wiem, co z nimi zrobił. Na pewno, leżą w jego mieszkaniu przy Solcu, lecz tam nie pójdziemy. Ukręcę kłódkę albo ją przepiłuję. Pani mogła przecież zgubić klucz do swojej piwnicy i wezwać na pomoc ślusarza, aby otworzył drzwi. Przygotowałem drugą kłódkę, na którą zamkniemy później nasz boks, już po wydobyciu z niego cennej walizeczki.

– W pana słowach to wszystko jest takie proste.

– Bo tak jest naprawdę. Całkowita pewność, żadnego ryzyka, to moja zasada.

– W banku jednak ryzykowaliście.

– Absolutnie nie. Wszystko przemyślałem w najmniejszych szczegółach. Każdy nasz krok był obliczony ze stoperem w ręku.

– Chyba jednak baliście się? Musi pan przyznać.

– Ale skądże znowu! Byliśmy spokojni i zimni jak lód. Jedynie Kazik, który zresztą spełniał pomocniczą rolę, denerwował się czekając na nas w samochodzie. Gdyby nie ja, nie ruszylibyśmy z miejsca, bo zapomniał zwolnić ręczny hamulec. Na szczęście siedziałem obok niego i w porę to spostrzegłem. Dalej wszystko potoczyło się zgodnie z planem.

– A śmierć mojego byłego męża?

– Umówiliśmy się w Lasku Bielańskim, aby spokojnie obgadać dalsze postępowanie. Mając taką gotówkę w ręku, nie można przez pewien czas wydać z niej ani grosza. Nagłe wzbogacenie się mogłoby wywołać niepotrzebne zainteresowanie i wzbudzić podejrzenia sąsiadów. Postanowiliśmy więc, że na razie przez kilka miesięcy pieniądze zostaną u Kazika. Mieliśmy i mamy do siebie bezgraniczne zaufanie. Dobierałem do tej akcji takich ludzi, których byłem pewien jak siebie samego. Kiedy już mieliśmy się rozstać, Kazik chciał spojrzeć z brzegu karpy na Wisłę, czy woda bardzo przybrała. Zrobił dwa kroki, ziemia się osunęła i to był koniec. Natychmiast zbiegłem na dół, chciałem go ratować, ale tak pechowo uderzył o leżący nad wodą kamień, że zginął momentalnie. Byliśmy tym wstrząśnięci. Ale najgorsze dla nas było to, że musieliśmy” przyjaciela zostawić martwego nad brzegiem Wisły. Przecież nie mogliśmy wezwać milicji, a pogotowie, niestety, nie było już potrzebne. Z bólem serca wydałem moim chłopcom polecenie, aby się spokojnie rozeszli. Miałem u nich posłuch, lecz wtedy długo musiałem im tłumaczyć, że nie mamy innego wyjścia z tej trudnej sytuacji.