Выбрать главу

Zameldował się porucznik Madej. Rewizja przyniosła rezultaty. W przemyślnie sporządzonym schowku w mieszkaniu zabitego znaleziono pistolet. Stary, jeszcze przedwojenny „FN”. W magazynku brakowało dwóch pocisków.

– Proszę natychmiast przesłać broń do Zakładu Kryminalistyki – polecił major. – Niech porównają z pociskami i łuskami z banku w Łowiczu.

– To formalność – uśmiechnął się Niemiroch. – Idę o zakład, że będą identyczne. Doberski to ten strzelec z Łowicza. Stoi zakład o torebkę kawy?

– Ty, Adasiu, chciałbyś zbyt szybko dojść do majątku. Jak ci z Łowicza. Uważaj.

– Na dzisiaj dosyć – zadecydował pułkownik zamykając dyskusję. – Zobaczymy, co nam jutro przyniesie.

Major Kaczanowski prosto z pracy wrócił do domu. Pragnąc się oderwać od trapiącej go sprawy, sięgnął po ostatnio wydany „kryminał”. Bardzo lubił ten rodzaj powieści. Bawiło go, że ich autorzy zmyślają tak nieprawdopodobnie skomplikowane historie. Teraz też bez reszty poświęcił się tej lekturze. Kiedy doszedł do najciekawszego miejsca w książce, zadzwonił telefon.

– Majorze – informował dyżurny oficer z Komendy Stołecznej MO – przed chwilą otrzymaliśmy meldunek, że Jadwiga Rodzińska została zamordowana na klatce schodowej koło drzwi własnego mieszkania. O dziewiątej wieczorem.

ROZDZIAŁ IX

Piąty członek bandy?

Kiedy major Janusz Kaczanowski o zwykłej porze zameldował się w gabinecie pułkownika,Niemirocha, zwierzchnik powitał go słowami:

– Źle wyglądasz, Januszku. Chory jesteś?

– Nie. Po prostu długo w nocy pracowałem. A później nie mogłem zasnąć. Trochę boli mnie głowa. Bardzo zdenerwowałem się tą historią.

– Jak to było z Jadwigą Rodzińską?

– Sprawdzałem zaraz po otrzymaniu wiadomości o morderstwie. Nie zadzwoniła do komendy i nie prosiła o ochronę. Wieczorem sąsiedzi usłyszeli jakiś hałas na schodach. Kiedy otworzyli drzwi, na klatce schodowej było ciemno, a koło windy leżała jakaś postać. Była to Rodzińska. Zabito ją uderzeniem czymś ciężkim w tył głowy. Świadkowie twierdzą, że winda była w ruchu. Przypuszczam, że przestępca wykręcił żarówkę na schodach i przy windzie czekał na swoją ofiarę. Kiedy kobiet ta otworzyła drzwi i wyszła z windy, zaczajony zbrodniarz napadł ją z tyłu, a sam wsiadł do jeszcze otwartego dźwigu. Spokojnie zjechał na dół i przez nikogo nie zatrzymany wyszedł na ulicę. Do późnej nocy przesłuchiwaliśmy kolejno wszystkich lokatorów domu. Nikt nic nie zauważył. Jedynie pewien chłopiec przypomniał sobie, ze kiedy dwa dni temu wracał do domu od kolegi, było to już po ósmej wieczorem, spotkał przy wejściu do domu jakiegoś mężczyznę dźwigającego ciężką walizę. Jak się chłopcu zdawało, ten człowiek wyszedł z sutereny. Nasz młody świadek nie przyglądał się mężczyźnie z walizką i dlatego nie umiał określić ani jego wyglądu, ani jak był ubrany. Przy Rodzińskiej znaleziono w jej torebce zużyty bilet kinowy. Widocznie wracała z kina.

– Dziwnie zgadzają się w czasie obydwie śmierci, Rodzińskiej i Andrzeja Doberskiego. Człowieka z walizką widziano, jak mówisz, o tej samej porze, o której, zdaniem lekarza, zamordowano Doberskiego.

– Tak, ale to zupełnie nie tłumaczy powodów śmierci Rodzińskiej. Łyso mi – stwierdził major. – Gdybym poważnie potraktował obawy tej kobiety, może by nie zginęła. Trzeba było jednak iść do niej. Albo nawet bez jej zgody posłać tam Janeczkę. Czuję się trochę winny tej śmierci.

– Mylisz się. Gdyby Rodzińska zginęła we własnym mieszkaniu, twoje obiekcje miałyby pewne uzasadnienie. Ale zabito ją na schodach. Gdybyś wtedy był w jej mieszkaniu, nie mógłbyś zapobiec zbrodni i ucieczce przestępcy. To morderstwo utwierdza mnie w przekonaniu, że zeznania tej kobiety były fałszywe. Człowiek, który do niej przyszedł i rzekomo groził jej śmiercią, jeżeli zawiadomi milicję, zachowywał się inaczej, niż to przedstawiła była żona Strzelczyka. Wspólnie z nim szukała skarbu. Ktoś ich uprzedził.

– Zabójca Doberskiego?

– Moim zdaniem, tak. Poza tym twierdzę, że Rodzińska wcale się nie obawiała zabójcy Doberskiego. Pieniądze zabrał, na tym skarbie musiała położyć krzyżyk. Dla-

tego przybiegła do nas. Wołała sama nas zawiadomić o nieboszczyku w piwnicy, niż czekać, aż uprzedzi ją któryś z sąsiadów. Wtedy mogła się spodziewać większych nieprzyjemności.

– Może pułkownik ma rację? – zastanawiał się Kaczanowski.

– Na pewno się nie mylę. Nie przeczę, że Rodzińska bardzo się przestraszyła trupa w swojej piwnicy. To zupełnie zrozumiałe. Ale później, kiedy już rozmawiała z tobą na Wilczej, w swoim mieszkaniu, grała komedyjkę. Obawiała się przede wszystkim aresztowania jej. Za cenę swojej wolności gotowa była przespać się z pewnym oficerem milicji.

– Proszę cię, Adaś…

– Dobrze, dobrze! A jak dalej zachowała się ta rzekomo śmiertelnie przerażona kobieta? Inna na jej miejscu uciekłaby, gdzie pieprz rośnie. Ostatecznie jej rodzice nie mieszkają na księżycu, ale w odległości dwóch: godzin jazdy pociągiem. Nie wierzę też, że w takiej sytuacji nie mogła znaleźć schronienia u znajomych lub przyjaciół. W ostateczności zabarykadowałaby się w domu i nie wychodziła z mieszkania ani nie otwierała nikomu. A ona najspokojniej poszła do kina i stamtąd, bez żadnej obawy i zachowania ostrożności, wracała do domu. Uważała się za całkowicie bezpieczną. Nie skorzystała też z numeru telefonu, który jej zostawiłeś.

– Wszystko, co pułkownik mówi, jest bardzo logiczne. Jednakże przeczy temu jeden fakt. Obala on to całe rozumowanie.

– Jaki fakt?

– Właśnie to, że Rodzińską zamordowano. Teraz już nigdy się nie dowiemy, czy naprawdę się bała, czy udawała. Faktem jest i to, że mówiła o swoich strachach, prosiła o opiekę, nie dostała jej i zginęła w kilka godzin później. Tego już nie można zmienić.

– Rodzińska zginęła nie dlatego, że się obawiała.

– A dlaczego?

– Dlatego, że ten, który zastrzelił Doberskiego, obawiał się tej kobiety.

– Z jakiego powodu?

– Nie wiem. Przypuszczam, że składając w twoim pokoju zeznania Rodzińska świadomie lub bezwiednie ukryła jakieś znane jej fakty. Zabójca Doberskiego nie bał się, że jego zbrodnia zostanie wykryta. Przeciwnie, pozostawienie w kieszeni zmarłego dowodu osobistego było jak gdyby ukłonem w naszą stronę. Jednakże później przestępca doszedł do wniosku, że była żona Strzelczyka może być niebezpieczeństwem dla niego. Dlatego natychmiast ją usunął z grona żyjących. To, że poszedł na tak wielkie ryzyko i zabił kobietę na schodach, nie czekając na jakąś lepszą okazję lub nie próbując jej stworzyć, świadczy, że morderca bardzo się bał tej kobiety. Przypuszczam, że Rodzińska znała go dobrze i mogła się domyślać, kto wziął pieniądze pozostawiając jej w piwnicy tak kłopotliwy prezent.

– Zabójcą jest czwarty członek bandy. To jasne. Dwóch zginęło. Jeden chciał zdobyć pieniądze z pomocą Rodzińskiej, a więc nie on zastrzelił Doberskiego. Również nie przypuszczam, żeby zamordował Rodzińską, gdyż cna go nie znała i nie mogła go zdradzić. Pozostaje ten czwarty.

– Albo piąty – spokojnie powiedział pułkownik.

– Jak to piąty? Przecież było ich czterech!

– O czterech wiemy, że brali udział w akcji w Łowiczu. A może istniał jeszcze piąty? Ten, który był „mózgiem” całego przedsięwzięcia. Rodzińska na pewno wiedziała dużo więcej o swoim byłym mężu, niż to majorowi powiedziała. Mogła domyślać się, kto jest „mózgiem”, a także znać tego człowieka. On również o tym wiedział i zdawał sobie sprawę, że w każdej chwili może go zdemaskować. Postanowił pozbyć się jej jak najszybciej, nie bacząc na ogromne ryzyko.