– To zrozumiałe – przytaknął Niemiroch.
– Trzy kule przerwały moją nić dochodzenia. Muszę ją teraz wiązać na nowo.
– Twój „wysoki” jest także zabójcą tamtych dwojga, Doberskiego i Rodzińskiej?
– Nie wiem, ale na to pytanie zdobędziemy odpowiedź po zbadaniu pocisków wyjętych z ciała Lipienia. Przypuszczam jednak, że te pociski wyszły z dwóch różnych pistoletów.
– Tak sądzisz?
– Właśnie. Inna jest technika zbrodni. Na Wilczej przestępca strzelił w plecy Doberskiemu. Tutaj morderca ustawił ofiarę twarzą do siebie, chociaż na pewno mógł wybrać taki moment, kiedy Lipień był odwrócony do niego tyłem. W piwnicy nie znaleźliśmy łuski po pocisku. Strzelający postarał się o usunięcie tego śladu. Liczył widocznie na to, że kula ulegnie uszkodzeniu i nie będzie można dokonać analizy. W mieszkaniu Lipienia łuski leżały na podłodze, zabójca chociaż starannie usuwał ślady palców, nie fatygował się z pozbyciem tego dowodu. Poza tym ilość strzałów. Mordercy z Wilczej wystarczy jeden. Oszczędzał pocisków. Do Lipienia strzelono aż trzykrotnie, mimo że przy tak małej odległości nie mogło być mowy o pudle. Każdy pocisk był śmiertelny.
– Wydaje mi się, że masz rację. Mamy do czynienia; z dwoma przestępcami. Moja teoria „mózgu” znowu się potwierdza.
Kaczanowski nie zaprzeczył, chociaż tę teorię niedawno całkowicie obalił. Ale nie chciał wracać do poprzedniej dyskusji. Zwierzchnikowi, nawet jeżeli jest przyjacielem, należy ustępować. Przynajmniej w drobiazgach.
– Ale gdzie są pieniądze?
– Dla mnie to nie problem – uśmiechnął się major. – Mam nawet kluczyk do nich, ale nadal nie wiem, na jakich drzwiach wisi kłódka. Pocieszam się tym że nasi obaj przestępcy, mój „wysoki” i twój „mózg”, także tego, nie wiedzą, chociaż jeden z nich ma duplikat mojego, klucza. Widziałem japoński film „Rashomon”, tam poradzono sobie bardzo prosto, wezwano na świadka umarłego. Niestety, nam Strzelczyk nic nie powie. Musimy szukać sami.
– Widzę, że masz nową koncepcję, Januszku. Jakaż to?
– Mylisz się. Koncepcji jeszcze nie mam. Ale czuja że zbliżamy się do rozwiązania. Dochodzenie zebrało; ogromną ilość materiału. Wśród tych wszystkich doku-
meritów znajduje się na pewno coś, na co nie zwróciliśmy uwagi, a co może nas doprowadzić do morderców i do schowka z milionami. – Tak sądzisz?
– Jestem tego najzupełniej pewien. Już teraz dostrzegam pewne luki naszego rozumowania, zwłaszcza dotyczące przebiegu wypadków przy Wilczej. Zdaje się, że popełniliśmy zasadniczy błąd w ocenie sytuacji.
– Jaki?
– Walizka.
– Z tego błędu wyprowadziła nas Komenda Powiatowa MO w Łowiczu. To był zresztą nie nasz, lecz ich błąd. W żadnym protokole, w żadnym dokumencie dochodzenia prowadzonego na miejscu w banku nie ma wzmianki, że walizka, w której bandyci wynieśli pieniądze, miała kolor brązowy.
– To racja. Niemniej istnieje problem, dlaczego zabójca Doberskiego zabrał tę granatową walizę. Rozumiem, szukał pieniędzy, wszedł do piwnicy, natknął się na konkurenta i wywalił do niego.
– On też nie wiedział, jakiego koloru jest ta właściwa walizka.
– Zgoda. Mógł nie wiedzieć. Ale później, kiedy już wziął ciężar do ręki, musiał się zorientować, że coś nie gra. Papier waży sporo, jednak nie tyle, aby człowiek normalnie zbudowany, jeszcze nie stary, przyginał się pod ciężarem tego pudła. A poza tym już w piwnicy miał okazję sprawdzić, co jest w środku granatowej walizki.
– Bał się ryzykować. W każdej chwili mógł ktoś nadejść.
– A jednak miał czas zarówno znaleźć i usunąć łuskę po pocisku, jak też starannie zamknąć piwnicę i do czysta wytrzeć kłódkę. Z tego wynika, że człowiek, który niósł walizkę, od początku wiedział, że w niej nie ma czterech milionów. Na tej paczce zależało mu nie mniej niż na pieniądzach.
– Sądzisz więc, że facet przyszedł po dwie walizki?
– Jeżeli nie po dwie, to na pewno po tę granatową. Miała ona dla niego co najmniej taką samą wartość, jak ta z milionami.
– Dla tej walizki zamordował dwoje ludzi?
– Nie. Tylko Doberskiego. Rodzińską zabił, bo ona wiedziała albo mogła się domyślić, kto w jej piwnicy zastrzelił tamtego człowieka. Śmierć Lipienia i tej kobiety ma to samo podłoże, chociaż zbrodni dokonało dwóch różnych mężczyzn. Każdy z zabójców za cenę zbrodni chciał sobie zapewnić bezpieczeństwo. Przyznaję, że to się im obu chwilowo udało.
– Dobrze, że dodałeś „chwilowo”.
– Nie byłbym godnym tak sławnego szefa, gdybym nie wierzył w ostateczny sukces.
– Więc co zamierzasz teraz robić?
– Mógłbym spokojnie czekać, aż los zrobi mi znowu prezent w postaci następnego nieboszczyka. Drogi tych dwóch przestępców muszą się skrzyżować w miejscu ukrycia pieniędzy. Ale nie będę czekał. Sam spróbuję dobrać odpowiedni klucz, lecz nie do schowka z milionami, bo ten mam w kieszeni, ale do rozwiązania całej tajemnicy.
– Gdzie będziesz szukał tego swojego klucza?
– Przede wszystkim w aktach sprawy. Poza tym w swojej głowie. Naturalnie nie zaniedbując normalnego dochodzenia. Obecnie moi ludzie idą po śladach w ministerstwie, w którym pracował Zygmunt Lipień, ustalają jego przyjaźnie i kontakty. Zwłaszcza w ostatnich dniach, z uwzględnieniem ludzi wysokiego wzrostu. Przesłuchuje się mieszkańców kamienicy, gdzie popełniono zbrodnię i ludzi z okolicznych domów.
– To wszystko już robiłeś parę razy.
– Lubię ścisłość, więc poprawiam na trzy.
– Bez efektów.
– Nie powiedziałbym – bronił się major – jednak trafiliśmy na ślad Lipienia. Wprawdzie trochę nas ubiegli, ale może tym razem nam się poszczęści.
– A co z mieszkaniem zajmowanym przez Strzelczyka?
– Opieczętowane. Prokurator nie podjął żadnej decyzji. Także jedyny spadkobierca zmarłego, jego brat, nie wszczął żadnych kroków prawnych.
– Nikt nie usiłował dobrać się do lokalu?
– Nie. Ci, co szukają czteromilionowego skarbu, doskonale wiedzą, że tam go nie znajdą. A stare garnitury Strzelczyka ich nie interesują.
– Jest jednak faktem – zauważył pułkownik – że Strzelczyk w dniu napadu był na ulicy Wilczej. Na pewno nie zjawił się tam jedynie po to, aby zobaczyć się ze swoją byłą małżonką, lecz żeby zejść do piwnicy. Po co tam chodził?
– Może chciał tam schować pieniądze, a później się rozmyślił? Przypomniał sobie, że Lipień zna tę kryjówkę. Przecież pieniądze ukrywał nie tylko przed nami, ale i przed swoimi wspólnikami.
– Nie sądzę, aby człowiek, który tak doskonale zaplanował całą akcję w Łowiczu, nie przewidział z góry wszystkich ewentualności i później nagle zmieniał swoje decyzje. Musiał być inny powód.
– Może Strzelczyk miał w tej piwnicy coś, co wolał po napadzie stamtąd usunąć? Przyznaję, pułkowniku, że swoimi wątpliwościami zabił mi pan porządnego ćwieka. Muszę to gruntownie przemyśleć. Przestępców znajdziemy wtenczas, kiedy całkowicie rozszyfrujemy przyczyny takiego, a nie innego ich postępowania. Dotyczy to zarówno tego z bandytów, który pozostał przy życiu, jak też „pana z walizką” oraz tych zamordowanych. Najdalej za tydzień rozwiążę wszystkie zagadki.
Pomimo przeciwności losu major Janusz Kaczanowski nie tracił wiary w szybkie poznanie tajemnicy.
ROZDZIAŁ XV
Nieraz rozwiązując jakąś trudną krzyżówkę, człowiek czuje się bezradny. Nie może znaleźć wyrazu, który jest niezbędny, aby pozostałe stały się wiadome. Wielekroć czyta się określenie tego wyrazu, wielekroć podstawia się rozmaite znaczenia, nawet szukając pomocy w encyklopedii. Ze zniechęceniem odsuwa się na wpół rozwiązaną krzyżówkę. A kiedy nazajutrz lub po upływie zaledwie kilku godzin bierze się ją z powrotem do ręki, nagle wszystko staje się zupełnie proste.