– Załóżmy, że tak było – zgodził się pułkownik.
– Po dziwnej śmierci Strzelczyka członkowie jego bandy rozpoczynają poszukiwania ukrytego skarbu. Do tej akcji, oczywiście bez wiedzy tamtych, dołącza się i wspólnik Kazimierza z działu elektrycznego.
– Skąd on mógł wiedzieć, że pieniądze zginęły?
– Ja sam, jak ostatni idiota, wszystko mu powiedziałem. Dałem się podejść jak początkujący nowicjusz. Sarn o tym nie wiedząc, wpadłem w zastawione sidła.
– No dobrze, mów dalej.
– Dalej wszystko jest już proste. Ten facet rozumował podobnie jak członkowie bandy Strzelczyka, że skarb ukryty został przy Wilczej. Zjawił się tam i w piwnicy zastał Andrzeja Doberskiego, kiedy ten spod stosu rupieci wyciągał walizkę. Wtedy ten człowiek bez namysłu strzelił do bandyty, zabijając go na miejsc.
– Przecież musiał widzieć, że to nie brązowa walizka.
– Nie jestem tego taki pewien. W słabym świetle palącej się na korytarzu żarówki zakurzona walizka miała ciemny kolor. Zresztą dla tego, co strzelał, była ona tak samo ważna jak pieniądze. Granatowa walizka z jej zawartością także nie mogła wpaść w ręce milicji.
– Dlaczego?
– Bo dla tego człowieka oznaczało to koniec kariery. Proces nie o zabójstwo, lecz o poważne nadużycia. Długoletnie więzienie, przepadek mienia.
– Doberski na pewno nie zabrałby ze sobą tej walizy.
– Tak, ale sprawdziłby jej zawartość i do końca życia miałby w swoim ręku jej właściciela. Mógłby go wycisnąć jak cytrynę. Zabójca znał swoją ofiarę lub jej nie znał, nie wątpił jednak, z kim ma do czynienia, czego ten człowiek szuka oraz że trudno liczyć będzie na jego wspaniałomyślność i bezinteresowne milczenie. Dlatego po dokonaniu morderstwa z takim wysiłkiem holował aż do taksówki tę ciężką, granatową walizę.
– Coś mi zaczyna – świtać – Niemiroch z największą uwagą słuchał majora” – Ale jak wytłumaczysz śmierć Rodzińskiej?
– Zabójca Doberskiego zapewne nie wiedział, jak się dalej potoczyły wypadki. Jednakże zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później, ktoś znajdzie w piwnicy trupa. Milicja zacznie przesłuchiwać byłą żonę Strzelczyka. Ona może się nieopatrznie wygadać, że i inni ludzie korzystali z jej piwnicy. Musiała przecież znać choć pobieżnie interesy swojego męża i jego wspólników. Tu, przyznaję, znowu popełniłem błąd. Trzeba było zatrzymać tę kobietę przynajmniej na czterdzieści osiem godzin i poddać ją bardziej szczegółowemu przesłuchaniu.
– Albo się z nią może przespać i także dowiedzieć się tego, o co ci chodziło.
– Widzę, że pułkownik wprowadza nowe metody śledcze. Żałuję, że nie wiedziałem o tym przedtem.
– Dobrze, dobrze. Powiedz mi, jak tłumaczysz wizytę Strzelczyka na Wilczej wieczorem w dniu napadu? Według twojej teorii pieniędzy tam nie zostawił.
– Strzelczyk również przypuszczał, że wykiwani przez niego koledzy będą się starali zawładnąć skarbem. W tych poszukiwaniach nie ominą i piwnicy przy Wilczej. Na pewno miał tam coś, co chciał ukryć przed oczyma kompanów. Kazimierz nie bał się, że go zadenuncjują, nie przypuszczał, że będą go usiłowali pozbawić życia, ale spodziewał się, że zanim dojdzie do ugody między wspólnikami, oni sami spróbują odzyskać walizkę ze skarbem, Dlatego uważał schowek w domu byłej żony za niepewny, bo Lipień go znał.
– A zabójstwo Lipienia?
– To już bezsporne. Zastrzelił go ostatni z, pozostałych przy życiu członków bandy.
– A więc?
– Znam jednego z morderców. Mógłbym go natych miast aresztować, ale żadnej zbrodni nie mogę mu doi wieść. Najwyżej po długotrwałym badaniu sprawy udo wodniłbym mu poważne nadużycia. To za mało. A poza tym pozostał jeszcze „wysoki” i walizka pełna banknotowi Na upartego potrafiłbym już dzisiaj ją znaleźć. Wiem gdzie się znajduje, ale jej nie ruszę. To teraz moja pułapka.
– Co zamierzasz robić?
– Otoczę troskliwą opieką tego człowieka. Będę kontrolował każdy jego krok. On ma większe niż „wysoki szanse, odnalezienia skarbu. Doskonale znał przywódcę bandy, jego zwyczaje i łatwiej się domyśli, gdzie są ukryte pieniądze. Muszę go złapać in flagranti z walizą i z pistoletem w kieszeni. Ta broń to jedyny dowód że jej posiadacz jest zabójcą Doberskiego. Ani prokurator, ani sąd nie mogą opierać się wyłącznie na zeznaniach młodocianych świadków, choćby go palcem wskazali.
– A „wysoki”?
– Ci ludzie muszą się spotkać, bo będą szli tym samym tropem. Jeżeli „wysoki” wcześniej zawładnie skarbem, wtedy zabójca Doberskiego doprowadzi nas do niego. A jeżeli będzie przeciwnie, zobaczymy czwartego członka bandy przy próbie odbicia skarbu.
– Zdaje się, Januszku, że tym razem trafiłeś w dziesiątkę – pochwalił pułkownik. – Ale znowu zabierzesz mi najlepszych ludzi do tej roboty.
– Nie na długo. Tamtym też pilno. Wiedzą, że i my szukamy tych milionów. Muszą się śpieszyć, abyśmy ich nie ubiegli. Sądzę, że w ciągu paru dni, najdalej tygodnia, sprawa będzie wyjaśniona.
– Cóż robić, muszę się zgodzić. Bierz się do roboty. Tylko uważaj. Tamci dwaj mają broń i niewiele do stracenia. Nie chodzi mi naturalnie o ciebie, bo złego i tak licho nie weźmie, lecz o moich ludzi. Żadnego niepotrzebnego ryzyka.
– Niech pułkownik będzie spokojny. Sam wszystkiego dopilnuję i będę działał przez zaskoczenie.
Major Kaczanowski postanowił w ten sposób zorganizować śledzenie przestępcy, aby wywiadowcy jak najmniej za nim „chodzili”. Wiedział, że jego przeciwnik jest sprytny i przebiegły, a jednocześnie nie ma już nic do stracenia. Jeżeli ten mężczyzna poweźmie choć najmniejsze podejrzenie, że jest inwigilowany, nie da się złapać na gorącym uczynku. A wtedy nie będzie mu można dowieść dwóch zabójstw. A mogą być nawet trudności z udowodnieniem nadużyć gospodarczych, o które oficer milicji go podejrzewał.
Ponieważ Kaczanowski przewidywał, gdzie nastąpi finał rozgrywki, przeto jeden z jego ludzi obserwował mieszkanie przestępcy, drugi miejsce jego pracy, trzeciego umieścił w pobliżu schowka walizki z milionami. Trzej ludzie dyżurowali w samochodzie, aby jechać lub iść śladami mordercy. Auto zmieniano codziennie lub nawet dwa razy dziennie. Poza tym do pomocy był zawsze radiowóz. Krótkofalówki zapewniały łączność wywiadowców pomiędzy sobą i majorem.
Kiedy oficer milicji przedstawił swój plan, zwierzchnik jęknął:
– Zabierasz mi dziesięciu ludzi i dwa samochody. Co ja z tobą mam!
Jednakże pułkownik Niemiroch doskonale rozumiał, że ta ostrożność jest konieczna. Bez dyskusji zaakceptował plan majora.
Rozpoczęło się wielkie polowanie.
ROZDZIAŁ XVI
Od śmierci Zygmunta Lipienia upłynęły dwa dni. Nigdzie jednak, ani w prasie, ani w radio i w telewizji nie ukazała się wzmianka o tragedii przy ulicy Karmelickiej. Pomimo to Tadeusz Majewski doskonale wiedział, że milicja już wykryła zbrodnię. Fakt, że tym razem tego nie opublikowano, zabójca tłumaczył na swoją korzyść. Nie znaleziono żadnych śladów, MO nawet nie domyśla się, gdzie szukać sprawcy. A ponieważ ostatnio na koncie władz bezpieczeństwa publicznego zebrało się kilka nie wykrytych zabójstw i wielki napad na bank, Komenda Stołeczna nie chce ujawnić, że to konto powiększyło się o nową zbrodnię, która również nie ma szans, Tadeusz w to nie wątpił, przysporzenia milicji sukcesów.
Można więc spokojnie przystąpić do poszukiwania czterech milionów ukrytych przez Strzelczyka. Trzeba to zrobić możliwie szybko, bo przecież inni także łamią sobie głowy nad rozwiązaniem tej samej zagadki. Pod słowem „inni” Majewski miał na myśli nie tyle milicję, co nieznanego konkurenta – zabójcę Doberskiego i Rodzińskiej.