W pokoju panowała teraz ciemność. Ogień wygasł zupełnie. Smród spalonego oleju przyprawiał mnie o mdłości. Akasza w swych obdartych zwojach wyglądała jak egipska zjawa. Zastygła w kamiennej pozie przed żarzącymi się popiołami. Złocone sprzęty w pokoju połyskiwały w świetle nieba, przypominając, pomimo całego ich rzemieślniczego rodowodu, delikatne sprzęty królewskiej sali grobowej.
Wstałem. Ból w ramieniu i ręce pulsował nieznośnie. Czułem, jak krew płynęła już w tamte miejsca, aby je uleczyć, ale rana była niemała. Nie wiedziałem, jak długo potrwa leczenie. Nie wiedziałem oczywiście, że gdybym mógł spróbować tylko jej krwi, gojenie rany byłoby o wiele szybsze, być może byłoby natychmiastowe, i moglibyśmy rozpocząć naszą podróż do Aleksandrii jeszcze tej samej nocy. Mógłbym natychmiast zabrać ją daleko od Egiptu.
I wtedy zdałem sobie nagle sprawę, że to ona właśnie mówiła mi to wszystko. Słowa, odległe i ledwo słyszalne, wchłaniane z oddechem jedynie, zmysłowo. Odpowiedziałem jej! Zwiedziłem już cały świat i zabiorę cię w bezpieczne miejsce. A może tak mi się tylko wydawało, że pochodziło ode mnie samego. Łagodne poczucie miłości, któremu się poddawałem, na pewno pochodziło ode mnie. Traciłem zupełnie zmysły, widząc, że ten koszmar nigdy, nigdy się nie skończy, chyba że w ogniu, takim, jakiego przed chwilą byłem świadkiem, że ani naturalne starzenie się, ani śmierć nigdy nie ukoją mojego strachu i bólu, w co kiedyś jeszcze naiwnie wierzyłem.
Przestało to mieć znaczenie. Teraz liczyło się tylko to, że byłem z nią sam. W ciemności mogłaby nawet wydawać się ludzką kobietą, młodym kobiecym bóstwem, pełna witalności oraz przepięknych idei i snów.
Przysunąłem się do niej bliżej i wydawało się, że to ona jest krucha i poddająca się wpływom mojej obecności. Pewna wiedza o niej była już we mnie; musiałem ją zapamiętać i cieszyć się nią. A jednak bałem się. Mogła zrobić ze mną to samo, co przed chwilą zrobiła ze Starszym. Byłby to jednak absurd. Nie chciała tego. Byłem przecież teraz jej strażnikiem. Nigdy nie pozwoli nikomu, aby mnie skrzywdził. Musiałem to jeszcze zrozumieć. Przybliżałem się do niej coraz bardziej, aż moje usta prawie dotknęły jej brązowej szyi. To, co nastąpiło później, było już przesądzone w chwili, gdy poczułem lekkie pchnięcie jej dłoni z tyłu głowy.
13
Nie będę nawet próbował opisać ekstazy, jakiej wówczas doświadczyłem. Znasz ją. Poznałeś ją, kiedy piłeś krew Magnusa. Doświadczyłeś jej, kiedy ja oddałem ci moją krew w Kairze. Znasz ją, bo przychodzi zawsze, kiedy wspominam o tym, lecz tym razem było to zwielokrotnione. Nic nie widziałem, nic nie słyszałem, a zapadłem jedynie w absolutną szczęśliwość, doznałem absolutnej satysfakcji.
Byłem gdzieś w innym miejscu, innych pokojach. Słyszałem głosy i odgłosy przegranych bitew. Ktoś krzyczał w agonii. Ktoś wykrzykiwał słowa, które znałem i których nie znałem. Nie rozumiem. Nie rozumiem. Wielka zasłona ciemności otwarła się, zapraszając do zagubienia się w niej. Spadałem w ciemność, a ona westchnęła i powiedziała: Nie mogę już dłużej walczyć.
Obudziłem się i stwierdziłem, że leżę na łożu. Ona stała tymczasem na środku pokoju, nieruchoma jak poprzednio. Była już późna noc i Aleksandria pogrążona była od dawna we śnie.
Poznałem niezliczoną ilość innych rzeczy.
Poznałem tyle, że zajęłoby mi to godziny, jeśli nie noce, aby to wszystko zrozumieć. Straciłem też zupełnie rachubę czasu. Wiedziałem, że tysiące lat temu doszło do wielkiej bitwy między Tymi Którzy Piją Krew i że wielu z nich po pierwszym stworzeniu stało się bezlitosnymi, bluźnierczymi i pogańskimi aniołami śmierci. W przeciwieństwie do łagodnych wielbicieli Dobrej Matki, którzy głodowali dłuższy czas i pili krew tylko składanych im ofiar, ci byli aniołami śmierci, które mogły zaatakować i rzucić się na swe ofiary w każdej chwili w przekonaniu, że są częścią rytmu wszechrzeczy, w którym życie człowieka jest pozbawione jakiegokolwiek znaczenia, w którym śmierć i życie są sobie równe — wierzyli, że do nich należy prawo zadawania cierpienia i zabijania.
Ci przerażający i straszni bogowie mieli swoich oddanych wyznawców pośród śmiertelnych, ludzkich niewolników, którzy sprowadzali im ofiary, sami trzęsąc się w strachu przed tą chwilą, kiedy mogą również stać się nimi z kaprysu boga.
Bogowie tego rodzaju panowali w starożytnym Babilonie i w Asyrii, miastach od dawna zapomnianych, w odległych Indiach i w krajach tak dalekich, że ich nazw nigdy nie słyszałem.
Nawet teraz, siedząc milcząco i będąc ogłuszonym przez wszystkie te obrazy, zrozumiałem, że bogowie owi stali się częścią świata orientalnego, który był zupełnie obcy światu rzymskiemu, skąd ja się wywodziłem. Byli częścią świata Persów, wśród których ludzie byli tylko nikczemnymi niewolnikami swych królów, podczas gdy walczący z nimi Grecy byli ludźmi wolnymi.
Bez względu na to, czym było nasze okrucieństwo czy potworność, nawet najnikczemniejszy chłop przedstawiał dla nas wartość. Życie miało swą wartość, a śmierć była zaledwie końcem życia, czymś, czemu należało stawić czoło z dzielnością, kiedy honor nie pozostawiał już wyboru. Śmierć nie była dla nas dostojna czy wzniosła. Właściwie to nie sądzę, że w ogóle była dla nas czymkolwiek. Z całą pewnością jednak nie stanem bardziej pożądanym niż życie.
I chociaż bogowie ci zostali mi przedstawieni przez Akaszę w całej swej wspaniałości i tajemniczości, wydali się mi przerażający. Ani wtedy, ani zresztą i teraz nie mogłem do końca ich zrozumieć i dobrze wiedziałem, że różne systemy filozoficzne, które nastąpią za ich przyczyną, aby usprawiedliwić i umotywować ich istnienie, nigdy nie będą mogły usprawiedliwić moich zabójstw czy dać mi, jako Temu Który Pije Krew, jakiegokolwiek pocieszenie i ukojenie. Śmiertelny czy nieśmiertelny, należałem do świata zachodniego. Akceptowałem i podziwiałem pojęcia i ideały świata zachodniego. Zawsze więc będę winny temu, co zrobiłem.
Dobrze jednak rozumiałem siłę i moc tych bogów, ich nie dający się z niczym porównać urok i atrakcję. Cieszyli się wolnością, o której ja mogłem tylko śnić. Dostrzegałem ich pogardę dla wszystkich tych, dla których byli wyzwaniem. Widziałem też, jak w panteonach innych krajów błyszczały korony na ich głowach.
Widziałem, jak przybyli do Egiptu, aby wykraść pierwotną i wszechpotężną krew Ojca i Matki, oraz aby upewnić się, że Ojciec i Matka nie spalili się, aby przynieść koniec panowania tych mrocznych i straszliwych bogów, dla których wszyscy dobrzy bogowie musieli zostać powaleni.
Widziałem uwięzienie Matki i Ojca. Widziałem, jak złożono ich w grobie, w podziemnej krypcie, przyciskając ciała wielkimi blokami diorytu i granitu. Tylko ich szyje były odsłonięte. W ten sposób bogowie ciemności mogli karmić Matkę i Ojca krwią ludzką, której nie mogli się oprzeć, a jednocześnie do woli spijać mocną krew Ojca i Matki wbrew ich woli. Wszyscy bogowie ciemności przybywali tu, by pić krew prosto z nich, z najstarszego ze źródeł.
Ojciec i Matka krzyczeli, cierpiąc katusze i mękę. Błagali, by ich uwolniono. Nic to jednak nie znaczyło dla niegodziwców, którzy rozkoszowali się tym stanem i mogli teraz pić ich krew tak, jakby była ludzką krwią. Bogowie ciemności mieli zawieszone u swych pasów ludzkie czaszki, a ich ubrania były zachlapane ludzką krwią. Matka i Ojciec odmówili przyjęcia składanej im ofiary, ale to tylko pogorszyło ich beznadziejną sytuację. Nie przyjęli bowiem tego, co mogło im dodać siły wystarczającej do przesunięcia kamieni czy do wpływania na przedmioty zaledwie skoncentrowaną myślą.