Выбрать главу

Oparłem się o chłodny ażur fotela, na którym siedziałem, i złożyłem dłonie jak do modlitwy. Patrzyłem przed siebie, jak gdyby jego całą opowieść rozpostarto teraz przede mną, abym mógł ją przeczytać. Pomyślałem o prawdzie zawartej w jego uwagach na temat dobra i zła i o tym, jak bardzo mógłbym się przerazić i rozczarować, gdyby próbował przekonać mnie do filozofii przerażających bogów Wschodu i do nimbu wzniosłości otaczającego to, co robimy.

Ja również byłem dzieckiem Zachodu i przez całe moje krótkie życie walczyłem z akceptowaniem zła i śmierci, reprezentując postawę tak charakterystyczną dla zachodniej cywilizacji. U podstawy tych wszystkich rozważań leżał przerażający fakt, że Mariusz mógłby doprowadzić do zagłady nas wszystkich, niszcząc po prostu Akaszę i Enkila. Mógłby zabić każdego z nas rozsianych po całym świecie, gdyby tylko spalił Akaszę i Enkila. W ten sposób pozbyłby się starej formy zła na tym świecie. Tak to wyglądało…

A przerażenie, jakim napełniali Enkil i Akasza… Cóż na to mogłem powiedzieć poza tym, że ja również poczułem pierwszy przebłysk tego, co on sam kiedyś odczuł — że mógłbym obudzić ich, wyrwać z medytacji, ożywić. Mógłbym sprawić, że znów przemówiliby, poruszyli się. Czułem, że również ktoś inny pewnego dnia powinien i może to zrobić. Ktoś może zakończyć wreszcie ich sen z otwartymi oczami. Jacy byliby, gdyby ożyli i na powrót chodzili i rozmawiali? Czy byliby starożytnymi egipskimi potworami? Co zrobiliby?

Nagle dostrzegłem dwie pociągające możliwości — pobudzić ich do życia albo zniszczyć. Obie wydawały się mi równie kuszące. Chciałem przewiercić się do nich i obcować z nimi, ale również rozumiałem trudne do opanowania szaleństwo obłąkańczych prób ich zniszczenia. Wejść w płomienie ognia razem z nimi, aby wreszcie doprowadzić do unicestwienia cały nasz potępiony gatunek.

Te oba stanowiska wiele miały do czynienia z mocą i siłą. Także z triumfem nad upływem czasu.

— Czy ty nigdy nie doświadczasz takiej pokusy? — zapytałem z bólem w głowie.

Zastanawiałem się, czy Enkil i Akasza słyszą mnie na dole, w kaplicy. Otrząsnął się z zasłuchania i odwrócił ku mnie. Potrząsnął głową.

— Nie. Nawet jeśli wiesz lepiej niż ktokolwiek inny, że nie ma dla nas miejsca we współczesnym świecie. — Ponownie potrząsnął głową. — Nie. Jestem nieśmiertelny — powiedział. — Prawdziwie nieśmiertelny. Aby być już zupełnie uczciwym, prawdę mówiąc, sam nie wiem, co może mnie teraz zabić, jeśli w ogóle jest to możliwe. Nie o to jednak chodzi. Chcę to kontynuować. Nawet nie myślę o tym. Sam w sobie jestem nie kończącą się świadomością, taką inteligencją, do której tęskniłem od wielu lat jeszcze wtedy, gdy byłem żywym człowiekiem. Jestem też zakochany, zawsze byłem, w wielkim postępie ludzkości. Chcę zobaczyć, co stanie się teraz, kiedy świat raz jeszcze zatoczył koło, aby zakwestionować swych bogów. Nie, nikt nie przekonałby mnie, za nic, do tego, bym zamknął oczy na wieki. Kiwałem głową w zrozumieniu.

— Ja nie cierpię na to, na co ty cierpisz — powiedział. — W świętym gaju w północnej Francji, kiedy uczyniono mnie tym, kim jestem, nie byłem już młody. Od tego czasu jestem samotny. Doświadczyłem niemalże obłąkania, nieopisanej udręki i bólu, nigdy jednak nie byłem nieśmiały i młody. Wielokrotnie już robiłem to, co ty masz jeszcze przed sobą — to, co zmusi cię do odejścia ode mnie już wkrótce.

— Odejścia? Ale ja nie chcę.

— Musisz odejść, Lestat — odrzekł. — Już niedługo, jak powiedziałem. Nie jesteś jeszcze gotów do tego, aby pozostać tu ze mną. To jest jedna z najważniejszych spraw, o której muszę ci powiedzieć. Wysłuchaj tego z taką samą uwagą, z jaką słuchałeś do tej pory.

— Mariuszu, nie mogę sobie wprost wyobrazić mojego wyjazdu teraz. Nie potrafię nawet…

Poczułem nagle złość. Dlaczego sprowadził mnie tutaj? Czy po to, aby mnie stąd wyrzucić? Przypomniałem sobie wszystkie upomnienia, jakie usłyszałem z ust Armanda. Tylko ze starszymi potrafimy się porozumieć i znaleźć wspólny język, nie z tymi, których sami tworzymy. A ja znalazłem Mariusza. To jednak były tylko słowa. Nie dotykały istoty tego, co czułem — strachu przed rozdzieleniem, przed nagłym nieszczęściem.

— Posłuchaj mnie — powiedział łagodnie. — Zanim zostałem porwany przez Galów, prowadziłem wygodne i dobre życie. Po tym jak zabrałem z Egiptu Tych Których Trzeba Ukrywać, znów żyłem w Antiochii jak bogaty Rzymianin. Miałem dom, niewolników, a w dodatku jeszcze miłość Pandory. To dopiero było życie w Antiochii. Bacznie przyglądaliśmy się wszystkiemu, co działo się dookoła. Wiodąc takie życie, posiadłem moc dla innych, już później. Miałem dość sił stać się częścią świata w Wenecji, jak już wiesz. Miałem dość sił, by panować na tej wyspie. Ty, jak wielu, którzy wybierają płomienie ognia czy płomienie śmiertelnego słońca, tak naprawdę nie przeżyłeś swojego życia, nie żyłeś naprawdę.

— Jako młody chłopak zakosztowałeś prawdziwego życia nie dłużej niż pół roku w Paryżu. Jako wampir jesteś włóczęgą, nachodzisz domy ludzi, rzuca cię z miejsca na miejsce. Jeśli chcesz przetrwać, musisz przeżyć choć jedno, ale całe życie, tak szybko, jak tylko możesz. W przeciwnym razie możesz stracić wszystko, popaść w kolejną rozpacz i depresję, zakopać się ponownie w ziemi i już nigdy z niej nie powstać. Albo nawet gorzej jeszcze…

— Nie, chcę przeżyć. Rozumiem — odrzekłem. — A jednak, kiedy zaproponowali mi to w Paryżu, aby został z nimi w teatrze, nie mogłem tego zrobić.

— To nie było właściwe miejsce dla ciebie. Poza tym Teatr Wampirów to wspólnota. To nie jest wcale bardziej świat niż to moje ustronie na wyspie. No i przydarzyło ci się zbyt wiele okropnych rzeczy.

— Czeka na ciebie dzikość Nowego Świata — małe barbarzyńskie miasteczko, które nazywa się Nowy Orlean. To tam możesz wkroczyć w świat jak nigdy dotąd. Możesz tam zamieszkać jako jeden ze śmiertelnych, zupełnie jak podczas podróży z Gabrielą. Nie będzie tam starych wspólnot, które mogłyby cię napastować, nie będzie dzikusów, którzy mogliby ciebie napadać powodowani strachem. A kiedy sam stworzysz innych — a stworzysz, z samotności stworzysz innych — spraw, aby byli ludzcy. Trzymaj ich blisko siebie, jak członków rodziny, a nie jako członków klanu. Musisz zrozumieć wiek, w którym żyjesz, dziesięciolecia przez które przechodzisz, zrozumieć styl mody, która przyozdabia twoje ciało, style architektoniczne budynków, w których spędzasz swój wolny czas, miejsca, w których polujesz. Zrozumieć oznacza czuć przepływ czasu i czuć ból, wiedząc, że wszystko przemija, umiera…

— Oczywiście jesteś po to, aby zatriumfować nad czasem, a nie po to, by przed nim uciekać. Będziesz cierpiał z powodu tajemnicy swej potworności i konieczności zabijania. Być może, aby uspokoić trochę sumienie, spróbujesz na ofiary wybierać sobie jedynie złoczyńców; może nawet ci się to uda, a może nie. Możesz jednak zbliżyć się do życia bardzo blisko, jeśli tylko zamkniesz tę tajemnicę głęboko w sobie. Masz być blisko życia. To samo zresztą kiedyś mówiłeś członkom starego klanu w Paryżu. Jesteś imitacją człowieka.

— Chcę tego, naprawdę chcę tego…

— Rób zatem tak, jak ci radzę. Wieczność jest zaledwie przeżywaniem życia, jednego ludzkiego żywota po drugim. Oczywiście, mogą być długie okresy odwrotu, czasy, w których zapaść możesz w drzemkę, lub tylko przyglądać się światu. Później jednak ponownie wskakujemy do tego strumienia i płyniemy tak długo jak możemy, aż czas albo nieszczęście załamie nas, jak to dzieje się w takich przypadkach z ludźmi.