Oto i ostateczny dowód potwierdzający własny wymysł, tę bezczelną i stworzoną na własne potrzeby fantazję: Akasza, moja ukochana — przemówiła do mnie!
Akasza stała w drzwiach sali, spoglądając w dół długiego podziemnego korytarza prowadzącego do windy, którą Mariusz powrócił przed chwilą na górę, do świata. Jej czarne włosy zwieszały się gęsto i ciężko na białe ramiona. Uniosła dłoń, dając mi znak. Jej usta były czerwone.
— Lestat! — szepnęła. — Podejdź.
Myśli wypływały z niej bezgłośnie, przybierając kształt słów starej królowej wampirów, która mówiła do mnie wtedy pod Les Innocents, wiele, wiele lat temu:
— Z głową złożoną na mojej kamiennej poduszce śniłam sny o śmiertelnym świecie nade mną. Słyszałam jego odgłosy, jego nową muzykę niczym kołysanie, gdy leżałam tu, w moim grobie. Wyobraziłam sobie jego fantastyczne odkrycia, poznałam jego odwagę w ponadczasowym sanctum moich myśli. I chociaż ten nowy świat odgradza się przede mną swoimi oślepiającymi formami, tęsknię za nim, za siłą i mocą pozwalającą mi przemierzać go bez obawy, podążać Diabelskim Gościńcem przez jego serce.
— Lestat — wyszeptała ponownie, a jej marmurowa twarz wykrzywiła się tragicznie. — Chodź!
— Och, moja droga — odpowiedziałem, czując gorzką ziemię w ustach. — Gdybym tylko mógł.
Lestat de Lioncourt
w roku swego wskrzeszenia 1984
DIONIZOS W SAN FRANCISCO.
ROK 1985
1
Tydzień przed ukazaniem się na rynku naszego płytowego albumu o n i zdecydowali się po raz pierwszy przekazać mi groźby, wykorzystując do tego połączenia telefoniczne.
Tajemnica otaczająca zespół rockowy o nazwie „Wampir Lestat” kosztowała wiele, ale była prawie nieprzenikniona. Wydawcy mojej autobiografii współpracowali ze mną w pełnej tajemnicy, a podczas długich miesięcy nagrań i kręcenia filmu nie widziałem w Nowym Orleanie ani jednego z nich, ani nie słyszałem ich kręcących się w pobliżu. A jednak w jakiś sposób zdobyli mój zastrzeżony numer telefoniczny i prosto w ucho elektronicznej sekretarki wysyczeli swe upomnienia i epitety.
„Wyrzutku, wiemy, co robisz. Rozkazujemy ci przestać. Ujawnij się, żebyśmy mogli cię zobaczyć. Rozkazujemy ci”.
Swój zespół umieściłem w przepięknym starym domu na plantacji, na północ od Nowego Orleanu. Rozlewałem dla nich Dom Perignon, a oni palili swoje skręty nadziewane haszyszem. Wszyscy byliśmy już zmęczeni oczekiwaniem i przygotowaniami, pełni zapału do naszego pierwszego występu na żywo w San Francisco, i pewni pierwszego posmaku sukcesu.
I wtedy Christine, moja prawniczka, przesłała mi pierwszą nagraną wiadomość telefoniczną — automatyczna sekretarka zarejestrowała brzmienie ich nieziemskich głosów. Natychmiast w środku nocy, zawiozłem moich muzyków na lotnisko, skąd odlecieliśmy na zachód.
Od tej pory nawet Christine nie wiedziała, gdzie się ukrywamy. Nawet sami muzycy nie byli zupełnie pewni, gdzie się znajdują. W luksusowej willi na ranczo w Carmel Valley usłyszeliśmy po raz pierwszy naszą muzykę przez radio. Tańczyliśmy z radości, kiedy nasze pierwsze video — clipy zaczęły pojawiać się w ogólnoamerykańskiej telewizji kablowej.
Ja z kolei każdego wieczoru udawałem się samotnie do nadmorskiego miasta Monterey, aby odebrać wiadomości przesłane przez Christine. Później jeździłem na północ, aby zapolować. Prowadziłem mojego lśniącego, czarnego „Porsche’a” do San Francisco, pokonując wijące się odcinki drogi nadbrzeżnej przy odurzającej prędkości. W nieskazitelnie żółtej poświacie wielkiego miasta polowałem na zabójców, będąc niebo bardziej okrutny i powolniejszy w zabijaniu niż zwykle.
Napięcie stawało się nie do zniesienia.
A przecież nadal nie widziałem żadnego z innych wampirów. Nie słyszałem ich. Docierały do mnie tylko telefoniczne wiadomości od nieśmiertelnych; nigdy ich nie poznałem.
„Ostrzegamy cię. Skończ z tym szaleństwem. Prowadzisz grę o wiele bardziej niebezpieczną niż ci się wydaje”. A potem pełne wściekłości szepty, którym nie usłyszałoby ludzkie ucho.
„Zdrajca. Wyrzutek. Pokaż się nam, Lestat!”
Jeśli San Francisco było ich terenem łowieckim, nie napotkałem ich ani razu. Ale przecież San Francisco to gęsto zaludnione, nawet zatłoczone miasto, a ja, jak zawsze, byłem przebiegły, bezszelestny.
Wreszcie na skrzynkę pocztową w Monterey zaczęły napływać telegramy, jeden po drugim. Udało się. Sprzedaż naszego albumu osiągnęła rekordowe ilości, zarówno tu, jak i w Europie. Po San Francisco mogliśmy wystąpić w każdym mieście, w jakim tylko zapragnęliśmy. Moja autobiografia była na półkach księgarń od wybrzeża do wybrzeża. „Wampir Lestat” był na szczycie list przebojów.
Po nocnym polowaniu w San Francisco pojechałem samochodem na Divisadero Street. Czarna skorupa „Porsche’a” przesuwała się pomiędzy zrujnowanymi, starymi, wiktoriańskimi domami. Zastanawiałem się, w którym z nich Louis — jeśli w ogóle w którymś — opowiedział swoją historię do Wywiadu z wampirem temu śmiertelnemu chłopakowi. Bez przerwy myślałem o Mariuszu, którego zdradziłem, opowiadając całą tę historię.
Czy „Wampir Lestat” dostatecznie daleko wyciągał swoje elektroniczne macki, aby ich dosięgnąć? Czy widzieli video-clipy: Dziedzictwo Magnusa, Dzieci Ciemności, Ci Których Trzeba Ukrywać? Myślałem o innych najstarszych wampirach, których imiona wyjawiłem: Maelu, Pandorze, Ramzesie Przeklętym.
Fakt pozostał faktem: Mariusz mógł mnie łatwo odnaleźć bez względu na moje środki bezpieczeństwa i zachowaną tajemnicę pobytu. Jego moc penetrowała nawet olbrzymie odległości Ameryki. Gdyby szukał, gdyby usłyszał…
Powrócił do mnie dawny sen o Mariuszu kręcącym korbą kamery filmowej, o mrugających obrazach na ścianie sanktuarium Tych Których Trzeba Ukrywać. Nawet we wspomnieniu wydawało się to niemożliwie czyste i klarowne, wypływające z serca.
Stopniowo też zdałem sobie sprawę, że posiadłem nowe pojęcie samotności, nową metodę mierzenia ciszy, która miała rozciągać się do końca świata. Wszystko, czym dysponowałem, aby ją przerwać, to te złowróżbne głosy nieśmiertelnych nagrane na taśmę magnetofonową, które, mimo ich jadowitości, nie zawierały w sobie żadnych obrazów.
„Nie ośmielaj się pokazywać na scenie w San Francisco. Ostrzegamy cię. Twoje wyzwanie zbyt jest wulgarne, zbyt godne pogardy. Zaryzykujemy wszystkim, nawet publicznym skandalem, aby cię ukarać”.
Roześmiałem się z nieskładnej kombinacji archaicznego języka z ponad wszelką wątpliwość jego amerykańskim brzmieniem. Jacy oni są, te współczesne wampiry. Czy ich wychowanie i wykształcenie zmieniało się z chwilą, gdy stawali się nieśmiertelnymi? Czy przyjęli jakiś styl? Czy byli w klanach, czy też jeździli wszędzie na wielkich czarnych motocyklach, tak jak ja lubiłem to robić?
Rosło we mnie podniecenie, wymykając się powoli spod kontroli. Gdy prowadziłem samochód samotnie przez noc z włączonym na cały regulator radiem, nadającym muzykę, wyczułem powstający we mnie czysto ludzki entuzjazm i podniecenie.
Chciałem wystąpić na koncercie w taki sam sposób, w jaki chcieli wystąpić moi śmiertelni członkowie zespołu, Tough Cookie, Alex i Larry. Po wytężonej i męczącej pracy przy nagrywaniu płyt i kręceniu filmów chciałem, abyśmy razem wznieśli nasze głosy przed krzyczącym tłumem wielbicieli. Bywało, że wspominałem te dawne noce w małym teatrzyku Renauda. Powracały najdziwniejsze szczegóły — zapach białej farby, gdy rozsmarowywałem ją na twarzy, zapach pudru, nastrój chwili tuż przed wejściem na oświetloną scenę.