Выбрать главу

Musieliśmy ze sobą porozmawiać. Musieliśmy być sprytni i przebiegli. Musieliśmy bardzo uważać na siebie. Na razie jednak byliśmy bezpieczni. Powiedziałem jej o tym, uspokajając ją. Tutaj ani ona, ani Louis nie wyczuwali już tego zagrożenia. A ja nie odczuwałem go ani przez chwilę. Nasi młodzi i głupi nieśmiertelni wrogowie rozproszyli się bez śladu, wierząc, że to my posiadamy taką siłę, aby samą wolą spopielać ich ciała.

— Wiesz, tysiące razy wyobrażałam sobie nasze spotkanie — powiedziała Gabriela — ale nigdy nie przypuszczałam, że tak właśnie będzie wyglądać.

— Mnie się raczej wydaje, że było wspaniałe! — wykrzyknąłem. — I nie przypuszczam, bym nie mógł dać sobie z nimi rady. Już miałem zdusić tego z kosą, przerzucić go nad audytorium. Widziałem też, jak nadbiegał ten drugi. Mógłbym złamać go wpół. Mówię ci, jedną z tych frustrujących rzeczy jest to, że nie miałem nawet okazji…

— Z pana jest prawdziwy diabełek — odrzekła. — Jesteś niemożliwy! Sam Mariusz nazwał cię najbardziej przeklętym stworzeniem! Zgadzam się z nim absolutnie.

Roześmiałem się rozbawiony. Cóż za słodkie pochlebstwo. I jaka wspaniale staroświecka francuszczyzna.

Louis również był pod jej wrażeniem. Siedział w ciemnym kącie i tylko przypatrywał się jej, małomówny, zamyślony, jak to było w jego zwyczaju. Znów był nieskazitelnie czysty, a jego ubranie tak zadbane, jak byśmy właśnie wyszli z opery po ostatnim akcie Traviaty, aby przyglądać się śmiertelnym, pijącym szampana przy kawiarnianych stoliczkach o marmurowych blatach.

Miałem poczucie przynależności do nowej wspólnoty nowego klanu. Rozpierała mnie wspaniała energia, coś, co było zaprzeczeniem ludzkiej rzeczywistości. Nasza trójka przeciw wszystkim plemionom, przeciw całemu światu. I to głębokie poczucie bezpieczeństwa, nie dającego się zatrzymać pędu. Jak im to wytłumaczyć?

— Matko, przestań się martwić — powiedziałem wreszcie, mając nadzieję ustalić wszystko, stworzyć chwilę pełnego spokoju umysłu — to bezcelowe. Stworzenie tak potężne, że spala swych wrogów, może i tak odnaleźć nas, kiedy tylko zechce, zrobić z nami to, na co tylko ma ochotę.

— I to ma mnie uspokoić? — zapytała.

Zobaczyłem, że Louis potrząsnął głową.

— Nie mam takiej mocy jak wy — powiedział skromnie. — Mimo to i ja czułem coś. I powiem wam, że to było coś obcego, coś całkowicie niecywilizowanego.

— Dokładnie tak — przerwała mu Gabriela.

— To było coś całkowicie obcego, jakby pochodziło od kogoś oddalonego…

— A twój Mariusz jest zbyt cywilizowany — upierał się Louis. — Zbyt obciążony filozofią. Dlatego właśnie jesteś taki pewien, wiesz, że nie chce wcale zemsty.

— Obce? Niecywilizowane? — zerknąłem na nich. — Dlaczego ja nie odczuwałem tego zagrożenia? — zapytałem.

— Mon Dieu, to mogło być cokolwiek — powiedziała na koniec Gabriela. — Ta twoja muzyka mogłaby obudzić martwego.

Rozmyślałem nad tajemniczą wiadomością z ostatniej nocy — Lestat, niebezpieczeństwo. Zbyt jednak blisko byłem tego, aby martwić ich jeszcze tym. Poza tym to nic nie tłumaczyło. To był zaledwie jeden tylko fragment składanki, w dodatku być może taki, który do niczego nie pasował.

Teraz poszli razem, a ja stałem samotnie przed szklanymi drzwiami, przyglądając się coraz jaśniejszym błyskom światła nad górami Santa Lucia. Rozmyślałem.

— Gdzie jesteś Mariuszu? Dlaczego, u diabła, nie ujawniasz się nam? Być może to rzeczywiście prawda, co twierdzi Gabriela. Jaką prowadzisz grę?

Czy była to również część mojej gry, że nie wywołałem go? Mam na myśli to, że nie podniosłem wewnętrznego głosu do takiej mocy, aby go przywołać, choć pozwolił mi na to dwieście lat temu.

W czasie tej przepychanki sprawą dumy i honoru stało się dla mnie, aby nie wzywać go na pomoc, ale jakie znaczenie miała duma teraz? Może właśnie oczekiwał ode mnie wezwania. Może tego właśnie żądał. Cała dawna gorycz, nieustępliwość i zaciętość opuściły mnie. Dlaczego przynajmniej nie spróbować?

Zamknąłem oczy i zrobiłem to, czego nie robiłem od tamtych dawnych nocy w XIX wieku, kiedy rozmawiałem z nim głośno na ulicach Kairu i Rzymu. Bezgłośnie wezwałem go. Poczułem pozbawiony głosu krzyk wydobywający się ze mnie i oddalający się w zapomnienie. Niemal czułem, jak oddala się, stając się coraz słabszy, jak wypala się.

I znowu pojawiło mi się to nierozpoznawalne, odległe miejsce, które przez chwilę ujrzałem ostatniej nocy. Śnieg, nie kończący się śnieg i jakieś domostwo z kamienia, okna zasypane śniegiem. Na wysokim cyplu jakiś dziwaczny aparat, wielka, szara metalowa misa, obracająca się wokół osi i ściągająca ku sobie niewidoczne fale, które krzyżowały się na ziemskim niebie.

Antena telewizyjna! Dosięgająca z tego zaśnieżonego pustkowia satelity, to przecież to! A potłuczone szkło na podłodze pochodziło z ekranu telewizyjnego. Widziałem to. Kamienna ława… potłuczony ekran telewizora. Hałas. Wszystko rozmyło się.

MARIUSZ!

Niebezpieczeństwo, Lestat — Wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie. Ona… nie mogę… Lód. Pochowani w lodzie. Blask roztrzaskanego szkła na kamiennej posadzce, ława pusta, dzwonienie i wibracja wampira Lestata pulsującego w głośnikach. Ona… Lestat, pomóż mi! My wszyscy… niebezpieczeństwo. Ona…

Cisza. Połączenie zostało przerwane.

MARIUSZ!

Coś, ale zbyt słabe. Mimo całej swej intensywności — zbyt słabe!

MARIUSZ!

Wychyliłem się przez okno, wpatrując się prosto w poranne światło, coraz bardziej jaśniejące na niebie. Moje oczy zaszły łzami. Czubki palców prawie zapaliły się od gorącego szkła.

Odpowiedz mi, czy to Akasza? Czy chcesz mi powiedzieć, że to Akasza, że to ona, że to była ona?

Słońce jednak wstawało już nad górami. Śmiertelne promienie rozlewały się po dolinie.

Wybiegłem z domu. Biegłem przez pole w kierunku wzgórz. Zgiętą ręką zasłaniałem oczy. W ciągu kilku chwil dotarłem do ukrytej podziemnej krypty, odwaliłem kamień i zeskoczyłem po surowo wyciosanych małych schodkach. Jeszcze jeden zakręt i jeszcze jeden, i już znalazłem się w chłodnej i bezpiecznej ciemności, w zapachu ziemi. Położyłem się na glinianej podłodze maleńkiej salki. Moje serce głucho waliło w piersiach, nogi i ręce drżały.

Akasza! Ta twoja muzyka obudziłaby umarłego.

Oczywiście, odbiornik telewizyjny w ich krypcie. Mariusz dał im go, a oni widzieli transmisję prosto z satelity. Widzieli video — clipy! Wiedziałem o tym, wiedziałem z całą pewnością, jakby mi to wszystko odcyfrował do ostatniego szczegółu. Zaniósł im do sanktuarium telewizor, tak jak wcześniej, lata temu, przyniósł projektor filmowy.

A ona przebudziła się, powstała.

Ta twoja muzyka obudziłaby umarłego.

Jeszcze raz mi się udało.

Och, gdybym tylko mógł mieć moje oczy nie zamknięte, gdybym tylko mógł myśleć, gdyby słońce jeszcze nie wschodziło.