Wróćmy jednak do sprawy owej obecności. Zacząłem zastanawiać się, czy nie był to jakiś inny gatunek ducha, który nie mógł ze mną obcować. Odnosiłem też wrażenie, że owa obecność obserwuje mnie bacznie, może nawet umyślnie unikając ujawnienia się przede mną.
Jakakolwiek była tego przyczyna — nie miałem okazji widzieć w Paryżu innych wampirów. Zaczynałem nawet zastanawiać się, czy właśnie teraz, w tym czasie, jest nas w ogóle więcej niż tylko ja. Być może Magnus zniszczył wampira, za sprawą którego sam stał się wampirem i od którego ukradł krew. Może tamten i tak musiał zginąć, gdy tylko przekazał swoją moc innemu, a i ja również umarłbym, jeśli miałbym przekazać moją krew innemu. Ale nie, to przecież nie miało sensu. Magnus zachował wielką siłę nawet wtedy, gdy oddał mi swą krew. A gdy wykradał moc tamtego wampira, zakuł go w łańcuchy.
Olbrzymia tajemnica przyprawiająca o ból głowy. Ale póki co, nieświadomość była rzeczywiście rozkoszą. Zupełnie nieźle sobie radziłem bez pomocy Magnusa. Może właśnie było tak, jak sam Magnus to sobie zaplanował. Może i on wieki temu właśnie w ten sposób dochodził do swojej wiedzy. Pamiętałem jego słowa, że w sekretnej izbie na wieży znajdę wszystko, czego potrzebuję, aby mi się dobrze powodziło.
Godzinami przemierzałem ulice miasta i towarzystwo ludzi opuszczałem z własnej woli tylko wtedy, gdy wczesnym rankiem udawałem się do wieży.
Zacząłem jednak zadawać sobie pytanie: — Jeśli możesz z nimi tańczyć, grać w bilard i rozmawiać, dlaczego nie mógłbyś zamieszkać wśród nich, w taki sam sposób, jak wtedy, kiedy jeszcze byłeś wśród żywych? Dlaczego nie miałbyś uchodzić za jednego z nich? Wejść raz jeszcze w samą tkankę życia, gdzie jest… co? Powiedz to wreszcie!
Nadchodziła wiosna. Noce stały się cieplejsze, a Dom Tespisa wystawiał właśnie nową sztukę z nowymi akrobatami występującymi pomiędzy kolejnymi aktami. Drzewa znowu obsypały się kwieciem, a ja nie mogłem przestać myśleć o Nicolasie.
Pewnej marcowej nocy, gdy Roget odczytywał mi list od matki, uświadomiłem sobie, że potrafię równie dobrze czytać pismo jak on. Nauczyłem się czytać z tysięcy dostępnych źródeł, nawet tego nie próbując. Zabrałem ten list ze sobą. Nawet w wewnętrznej izbie w wieży nie było już naprawdę zimno. Usiadłem przy oknie i po raz pierwszy w samotności odczytywałem słowa napisane przez matkę. Niemal słyszałem, jak mówi do mnie: „Nicolas pisze, że kupiłeś teatr Renauda. A więc jesteś teraz właścicielem tego małego teatrzyku na bulwarze, w którym byłeś tak szczęśliwy. Ale czy nadal jest w tobie szczęście? Kiedy mi na to odpowiesz?”
Złożyłem list i włożyłem go do kieszeni. Krwiste łzy poczęły napływać do mych oczu. Dlaczego ona musi tak wiele rozumieć, a jednocześnie dlaczego tak mało?
11
Wiatr zatracił już swój impet. Wracały wszystkie zapachy miasta. Na rynkach zaroiło się od kwiatów. Wpadłem do domu Rogeta, nawet nie zastanawiając się, co robię, i zażądałem od niego, by powiedział mi, gdzie teraz mieszka Nicolas. Chciałem po prostu choć zerknąć na niego, upewnić się, że jest w dobrym zdrowiu, że dom, w którym mieszka, jest na właściwym poziomie.
Był to jeden z domów na Ile St. Louis, robiący wrażenie, tak jak tego chciałem, ale wszystkie okiennice były zamknięte. Stanąłem i przyglądałem mu się przez dłuższą chwilę, gdy obok mnie, przez pobliski most, przetaczały się jeden po drugim powozy konne. Wtedy wiedziałem już, że muszę go zobaczyć.
Zacząłem wspinać się po ścianie, tak jak wspinałem się po ścianach w miasteczku, i stwierdziłem, że jest to dla mnie zadziwiająco łatwe. Piętro po piętrze, pokonywałem wysokość większą niż kiedykolwiek ośmieliłem się pokonać w przeszłości. Wskoczyłem wreszcie na dach i do środka od strony podwórka, aby tu poszukać mieszkania Nicolasa. Minąłem kilka otwartych okien, zanim natrafiłem na właściwe. I oto ujrzałem Nicolasa przy stole, pochylonego nad obiadem. Razem z nim były Jeannette i Luchina, spożywając wspólnie późny posiłek, który kiedyś, po zamknięciu teatru, zwykliśmy jadać razem.
Gdy tylko go ujrzałem, cofnąłem się gwałtownie na parapecie i przymknąłem oczy. Mógłbym spaść, gdybym prawą dłonią nie uchwycił się w porę ściany. Pokój widziałem tylko przez chwilę, ale każdy jego szczegół utkwił mi mocno w pamięci.
Nicolas ubrany był w swój stary zielony, aksamitny strój ozdobny, który nosił jeszcze u siebie w domu. Wszędzie jednak dookoła widoczne były oznaki bogactwa, które mu przesłałem — na półkach oprawne w skórę książki, inkrustowane biurko, oprawiony w owalne ramy obraz nad nim i wreszcie włoskie skrzypce — połyskujące lakierem na nowym fortepianie. Nicolas miał na sobie wybijaną kosztownościami obrączkę, którą mu posłałem, a jego gęste brązowe włosy związane były z tyłu czarną jedwabną wstążką. Siedział przy stole pogrążony w myślach, oparłszy łokcie na blacie. Widziałem, że nie tknął niczego, co znajdowało się na drogich porcelanowych półmiskach stojących przed nim na stole.
Ostrożnie otworzyłem oczy i spojrzałem znowu na niego w świetle lamp. Cała jego postać rysowała się przede mną wyraźnie: delikatne lecz silne kończyny, duże, spokojne oczy, usta, które pomimo całej ironii i sarkazmu, jakie wyrażały, zachowały nadal dziecięcy rysunek, że aż chciało się go w nie całować.
Widać było, że jest w chwili słabości, której nigdy nie dostrzegałem wcześniej i nie rozumiałem. A przecież wyglądał równie inteligentnie, jak przedtem, mój Nicki, pełen poplątanych, bezkompromisowych myśli. Słuchał Jeanette, która coś szybko mówiła.
— Lestat ożenił się — usłyszałem i w tej danej chwili dostrzegłem, że Luchina przytakuje głową. — Ta żona jest bogata, a on nie może jej wyjawić, że był zwykłym aktorem, to proste.
— Mówię wam, zostawmy go w spokoju — odezwała się Luchina. — Uratował teatr od zamknięcia i obdarza nas takimi podarunkami…
— Nie wierzę w to — odpowiedział Nicolas z goryczą w głosie. — Nie wstydziłby się nas. — W jego głowie wyczuwalna była tłumiona wściekłość, jakiś wstrętny żal. — Dlaczego opuścił nas w taki sposób? Słyszałem, jak mnie wołał! Okno było roztrzaskane na kawałki! Mówię wam, byłem na wpół obudzony i słyszałem jego głos…
Zapadła kłopotliwa cisza. One nie bardzo wierzyły w relację Nicolasa o tym, jak zniknąłem z poddasza, a powtarzanie tego jedynie izolowało go bardziej od nich i rozgoryczało. Mogłem to wyraźnie wyczuć z myśli ich wszystkich.
— Tak naprawdę nie znaliście Lestata — mówił dalej z pasją, prawie nadąsany, wracając do przerwanej rozmowy. — Lestat naplułby w twarz każdemu, kto by nas się wstydził! Przesyła mi pieniądze. Co mam z nimi zrobić? Bawi się z nami!
Nie było odpowiedzi; solidne i praktycznie myślące dziewczyny nie chciały wypowiadać się przeciwko swojemu tajemniczemu dobroczyńcy. Zbyt dobrze im się teraz powodziło.