W tym czasie Christine często jeździła ze mną. Mieliśmy olbrzymią limuzynę, w której woziliśmy się wszyscy: Larry, Alex, Tough Cookie. Mieliśmy przy sobie sumy zapierające dech, woziliśmy dokumenty do podpisania.
Pod sennymi dębami spokojnej uliczki Garden District rozlałem wreszcie do błyszczących, kryształowych kielichów szampana.
— Za wampira Lestata! — wszyscyśmy wznieśli zgodnie głosy. Miała to być teraz nowa nazwa zespołu i tytuł książki, którą napiszę. Tough Cookie zarzuciła mi ramiona na szyję. Pośród śmiechu i zapachu wina całowaliśmy się czule. Ach, ten zapach niewinnej krwi!
A kiedy odjechali w wyściełanej atłasem limuzynie, sam wyruszyłem w kojącą ciemną noc w kierunku St. Charles Avenue. Myślałem o niebezpieczeństwie, które na nich czyha, niebezpieczeństwie, przed którym stoją moi mali, śmiertelni przyjaciele.
Oczywiście, to nie wypłynęło ode mnie. Ale kiedy długi okres dyskrecji skończył się, prostodusznie i nieświadomie stanęli na wprost reflektorów wszystkich scen świata, razem ze swą złowieszczą i szaleńczą gwiazdą. No cóż, otoczę ich ochroniarzami i osobami towarzyszącymi na każdą możliwą do wymyślenia okazję. Będę chronił ich przed nieśmiertelnymi najlepiej, jak tylko będę potrafił. A jeśli nieśmiertelni z mroków nadal są tacy sami, jakimi ich pamiętam, nigdy nie zaryzykują wulgarnej walki z tak potężną siłą ludzką.
Gdy zbliżyłem się do zatłoczonej alei, zasłoniłem oczy okularami przeciwsłonecznymi. Wsiadłem do rozklekotanego tramwaju, który pomknął w dół St. Charles Avenue w stronę centrum.
Spacerowałem między tłumem. Był wczesny wieczór. Podszedłem do eleganckiej księgarni, która nazywała się „de Ville Books”, i tam na półce ujrzałem kieszonkowe wydanie Wywiadu z wampirem!
Byłem ciekaw, ilu innych wampirów „dostrzegło” książkę. Mniejsza o ludzi śmiertelnych. Ci po prostu uznali ją za fikcję. Ale co z innymi wampirami? Jeśli bowiem jest jakieś prawo, które wampiry uznają za rzecz świętą, to z pewnością to, które mówi: „Nigdy nie mów ludziom śmiertelnym o nas”. Nigdy nie ujawniaj naszych sekretów ludziom, chyba że chcesz przekazać im nasz Mroczny Dar, Dar Ciemności, naszą siłę. Nigdy nie wymieniaj imion innych wampirów. Nigdy nie ujawniaj, gdzie są ich schronienia.
Mój ukochany Louis, narrator Wywiadu z wampirem wszystko to właśnie zrobił. Zaszedł znacznie dalej niż ja z małym ujawnieniem sekretów członkom mojego zespołu. On opowiedział tajemnice setkom tysięcy czytelników. Ujawnił wszystko o mnie, poza narysowaniem planu Nowego Orleanu i zaznaczeniem na nim krzyżykiem miejsca, gdzie zapadłem w sen, choć co on naprawdę wiedział o tym i jakie były jego intencje — pozostawało dla mnie niezupełnie jasne. Jasne było natomiast, że za to, co uczynił, inni z pewnością czatowali już na niego. A zniszczenie wampira przez współbraci nie jest znowu takie trudne, szczególnie teraz. Jeśli w ogóle jeszcze żył, a pozostawał wyrzutkiem i cały czas zagrażali mu nasi bracia i siostry. Tym bardziej więc zależało mi na tym, aby książka i zespół zwany „Wampir Lestat” stały się jak najszybciej sławne. Musiałem odszukać Louisa. Musiałem z nim porozmawiać. Po tym, co przeczytałem w jego wspomnieniach, usilnie pragnąłem się z nim zobaczyć; brakowało mi jego romantycznych iluzji, nawet jego nieuczciwości. Pragnąłem nawet jego wyszukanej złośliwości, jego fizycznej obecności, jego zwodniczego, cichego głosu.
Oczywiście, nienawidziłem go za wszystkie te kłamstwa, które opowiedział o mnie. Miłość do niego przeważała jednak nad nienawiścią. To z nim dzieliłem mroczne i romantyczne lata wieku XIX. To on był moim stałym towarzyszem, a nie inne wampiry.
Pragnąłem napisać dla niego moją wersję zdarzeń, nie tyle będącą odpowiedzią na złośliwości zawarte w Wywiadzie, ile opowieścią o wszystkim, co widziałem i czego nauczyłem się, zanim przyszedłem do niego, będącą historią tego, czego nie mogłem mu opowiedzieć wcześniej.
Stare przykazania już mnie więcej nie obchodziły. Chciałem złamać je wszystkie, jedno po drugim. Chciałem, by mój zespół i moja książka wyciągnęły z ukrycia nie tylko Louisa, ale i wszystkie inne demony nocy, które kiedykolwiek znałem i kochałem. Chciałem odszukać tych, którzy się zagubili, obudzić tych, którzy zapadli w sen tak jak ja.
Nie opierzone jeszcze wampiry i te żyjące od wieków, piękne i złe, szalone i bezlitosne — wszystkie one wybiorą się do mnie, gdy zobaczą filmy i teledyski, które nakręciłem z zespołem, gdy usłyszą naszą muzykę, kiedy ujrzą książkę w witrynach księgarni. Będą wiedziały dokładnie, gdzie można mnie znaleźć. Ja będę Lestatem, supergwiazdą rocka. Po prostu przybądźcie do San Francisco na mój pierwszy koncert na żywo. Tam będę.
Była też jeszcze jedna przyczyna, dla której podejmowałem całe ryzyko, przyczyna nawet jeszcze bardziej niebezpieczna, szalona i rozkoszna.
Wiedziałem, że Louis zrozumie. Musiało to być gdzieś poza jego wywiadem, jego wyznaniami. Chciałem, aby ludzie śmiertelni dowiedzieli się o nas. Chciałem ogłosić to wszem i wobec, całemu światu, tak jak powiedziałem to Alexowi, Larry’emu czy Tough Cookie, a także mojej słodkiej pani prawnik, Christine.
I nie miało to naprawdę znaczenia, że oni temu i tak nie wierzyli. Nie miało znaczenia, że sądzili, iż zmyśliłem to wszystko. Cała rzecz polegała na tym, że po dwóch wiekach Ukrywania się byłem teraz dla śmiertelnych całkowicie widzialny! Głośno wypowiadałem swe imię. Mówiłem o swojej naturze.
Byłem. Zaszedłem dalej niż Louis. Jego historia, bez względu na to, ile osobliwości zawierała, została uznana za fikcję. W świecie śmiertelnych tak było bezpieczniej, podobnie jak dawno temu w Paryżu w Teatrze Wampirów, gdzie demony grały aktorów, którzy na scenie udawali, że są demonami.
Ja wystąpię w pełnym świetle przed kamerami. Wyciągnę dłoń i lodowatym uściskiem przywitam tysiące innych ciepłych dłoni. Jeśli to będzie możliwe, napędzę im porządnego stracha, oczaruję ich i poprowadzę, jeśli tylko będę mógł, w stronę prawdy, którą znam.
Wyobraźcie sobie, no wyobraźcie sobie tylko, że gdy te wszystkie żywe trupy zaczną się tu pojawiać w coraz większych ilościach, gdy te znajdujące się najbliżej zaczną przysłuchiwać się z rosnącym zdumieniem… no przypuśćmy tylko, że to, co wymyślone, przestanie być sztuczką, trickiem a stanie się rzeczywistością?
Myślę, że jeśli oni rzeczywiście uwierzyliby w to, rzeczywiście zrozumieli, że świat współczesny daje schronienie demonom i potworom starego świata — wampirom — och, jaką to rozpętałoby wspaniałą i chwalebną wojnę. Bylibyśmy znani i bylibyśmy tropieni. Walczono by z nami w tej błyszczącej światłami miejskiej puszczy, jak nigdy jeszcze człowiek nie walczył z żadnymi innymi mitycznymi potworami.
Jakże nie mógłbym być tym zachwycony, już samym nawet zamysłem? Czyż nie było to warte nawet największego ryzyka, możliwości najokropniejszej porażki? Nawet w ostatniej chwili, przed ostateczną śmiercią, gdyby miało dojść do tego, żyć będę przez krótką chwilę jak nigdy jeszcze dotąd.
Ale, prawdę powiedziawszy, nie sądziłem, że mogłoby dojść kiedykolwiek do tego — mam na myśli sytuację, w której ludzie śmiertelni rzeczywiście uwierzyliby w nasze istnienie. Zresztą i tak nigdy się ich nie bałem.
To innego typu wojna miała się raczej rozegrać — taka, w której wszyscy się spotkamy, my, potwory tego samego gatunku, czy raczej, w której oni wszyscy się zbiorą razem, aby skończyć ze mną.
To była prawdziwa przyczyna, prawdziwy cel wampira Lestata. To taką grę rozpocząłem i zamierzałem doprowadzić do końca.
A wszystkie te inne wspaniałe możliwości naszego ujawnienia i katastrofy… no cóż, to tylko dodawało wyzwaniu dodatkowego smaku!