Nieogolony, ale opanowany Mühlenkampf warknął ponuro na widok obrazów wyświetlanych na jego monitorze.
— Przebili się. Amerykańcy nie mogli ich zatrzymać, ledwie ich spowolnili. Baza tak samo.
— My ich powstrzymamy, Herr Generalleutnant — powiedział pogodnie stojący obok adiutant.
— Oczywiście, Rolf — odparł generał z większym przekonaniem niż rzeczywiście czuł. Wyświetlane liczby nie wyglądały zachęcająco. — Odwołaj wszystkie przepustki. Kod „Gericht”[30]. Wszyscy żołnierze mają się zgłosić na swoje stanowiska bojowe i w punktach zbornych.
Jej imię oznaczało „walczącą”, nawet jeśli nosiła nieodpowiednie imię. Wysoka i szczupła, ze złotymi włosami, alabastrową skórą i zgrabnymi nogami, Gudrun nie kojarzyła się w najmniejszym stopniu z walką. Poruszała się wdzięcznie jak dojrzała kobieta, chociaż Dieter podejrzewał, że miała co najwyżej szesnaście lat.
Schultz widział ją po raz pierwszy w wojskowym ośrodku wypoczynkowym obsługującym żołnierzy z rejonu miasta Giessen. Potem wracał tam za każdym razem, kiedy miał okazję, z nadzieją ujrzenia jej ponownie.
Teraz — czyżby los się do niego uśmiechnął? — dziewczyna siedziała przy stoliku obok. Z bliska wydała się Dieterowi jeszcze śliczniejsza niż z daleka, i to pomimo dość oczywistych prób okazania wyrobienia, którego prawdopodobnie nie miała. Wyjęła papierosa i nonszalancko trzymała go w dłoni, czekając, aż ktoś go przypali.
— Dawaj zapalniczkę, Rudi — zażądał Schultz od Harza. — Szybko. Wiesz, że nie palę.
Z uśmiechem, który można by opisać jedynie jako pełen współczucia, nawet jeśli był nieco rozbawiony, Rudi podał Dieterowi zapalniczkę. Już w następnej chwili Dieter stał obok Gudrun z wystrzelającym z dłoni płomykiem.
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło i podziękowała, co Dieter potraktował jako zachętę; przysiadł się więc i przedstawił.
— Ach, mam na imię Gudrun.
— Bardzo mi miło cię poznać, Gudrun. Bardzo.
Dziewczyna nie spytała go, czy służy w wojsku, bo to było oczywiste — miał na sobie szary polowy mundur. Zapytała jedynie o jednostkę i specjalność.
— Jestem strzelcem Tygrysa III w 501. Batalionie Czołgów Ciężkich, 47. Panzer Korps — odparł.
Gudrun natychmiast się odsunęła.
— SS Korps? Nazistów?
Dieter zaśmiał się.
— Nie jesteśmy korpusem SS, Gudrun. Według mojego dowódcy, sierżanta majora Kruegera, nie zasługujemy, żeby czyścić buty prawdziwym esesmanom. Ale to oni nas szkolili — przyznał.
— A więc nie jesteś nazistą?
— Ja? — Dieter zaśmiał się jeszcze głośniej. — Nie, Liebchen[31]. Byłem studentem, kiedy mnie powołali i dali mi wybór. Tak jakby wybór. Niespecjalny, skoro o tym mowa. — Wzruszył ramionami. — Dziadek powiedział, że lepiej na tym wyjdę, jeśli będzie mnie szkolić stare SS niż nowa Bundeswehra. No to tam poszedłem. A ty?
— Ja się jeszcze uczę, chcę zostać krawcową — odparła. W tym momencie muzyka zmieniła się na jakiś wolny kawałek.
— Zechcesz zatańczyć, krawcowo Gudrun?
Brasche pozwolił iść na tańce prawie wszystkim, oprócz załogi szkieletowej. W Tygrysie III, ochrzczonym — jeśli to właściwe słowo — imieniem Anna, został razem z nim Krueger i nowy chłopak, Schüler, którego dopiero co przydzielono. Dwaj inni obsługiwali dodatkowe dwudziestopięciomilimetrowe działo MauserWerke, zdalnie sterowane z opancerzonego centrum bojowego w głębi czołgu. Ładowniczy, którego zadaniem było kierowanie windami i automatycznymi prowadnicami, ładującymi trzydziestopięciocentymetrowej średnicy pocisk i jego ładunek wyrzutowy do komory działa, czuwał na swoim stanowisku.
Pozostałych szesnastu członków załogi Anny, w tym Schultz i Harz, było w Giessen, gdzie usiłowali po raz ostatni zakosztować miłości przed wyruszeniem w czekający ich bój.
Braschego to jednak nie interesowało, mimo że znów miał ciało dwudziestolatka. Spotkał już tę jedyną w życiu dziewczynę, która cokolwiek dla niego znaczyła. A ona była dla niego stracona na zawsze; pozostało mu tylko zdjęcie, kosmyk włosów i obrazy oraz uczucia wyryte w jego sercu i umyśle.
Tamta dziewczyna, pierwsza Anna — kiedyś z krwi i kości — uśmiechała się do niego ze zdjęcia, które Hans trzymał w dłoni.
Gudrun lekko i wdzięcznie tańczyła w ramionach Dietera. Sam chłopak nie był najlepszym tancerzem. Mimo to taniec w swojej najpiękniejszej postaci, tak jak akt miłości, spaja dusze w harmonijną jedność. I tak było z nimi dwojgiem, ruchy ich ciał składały się w jedno. Kiedy taniec się skończył, Dieter wiedział już, że znalazł swoją jedyną dziewczynę. Po prostu do siebie pasowali. Doskonale.
Słodki zapach jej perfum drążył jego umysł, zgodnie z zamierzeniem wywołując w nim krótkie spięcie. Wrócili razem do stolika Gudrun, obejmując się w pasie i przytulając.
Przy stoliku zaczęli rozmawiać. I oboje wiedzieli, że to poważna rozmowa. Nie było czasu na gry i podchody, tak uwielbiane przez autorów romansów.
— Pragnę cię, Gudrun — oznajmił po prostu Dieter. — Teraz. Tu albo gdzieś blisko. Wszystko jedno gdzie. Ale w tej chwili.
Dziewczyna wyglądała na rozdartą. Jej twarz promieniała pożądaniem co najmniej tak samo silnym jak jego. Mimo to z wahaniem pokręciła głową.
— Mam chłopaka, Dieter. W 33. Korps, 165. Dywizja Piechoty. To by było nie w porządku… przynajmniej dopóki mu nie powiem o tobie… o nas.
Schultz doskonale to rozumiał.
— Ale kiedy mu powiesz albo napiszesz…
— Wtedy tak. Ty i ja — zgodziła się.
Pokiwał głową.
— Tak. Ty i ja.
W tej chwili przy wejściu wybuchło jakieś zamieszanie. Dieter zobaczył Harza przeciskającego się przez gęstniejący tłum.
— Zaczęło się, Dieter — oznajmił Harz. — „Gericht”. Sie kommen. Nadchodzą.
Ze swojego miejsca wysoko na szczycie wieży Anny Brasche zobaczył strzelające w dół i w górę błyskawice — to posleeńskie okręty zmiękczały systemy obronne, a ludzkie Centra Obrony Planetarnej im się odgryzały. Niechętnie i z żalem schował zdjęcie drugiej Anny do małego futerału, który nosił na sercu od prawie sześćdziesięciu lat.
— Anno, na dół — rozkazał, a system rozpoznawania głosu Tygrysa wysłał polecenie opuszczenia platformy małej windy, na której stał Brasche. do ciężko opancerzonego centrum dowodzenia czołgu.
Był tam Krueger ze szkieletową załogą. Jak to często miało miejsce, sierżant major raczył chłopców opowieściami z ostatniej wojny. Co do tego Brasche nie mógł mieć i nie miał zastrzeżeń. Czasami jednak Krueger opowiadał im inne, okropne rzeczy. Tego Brasche nienawidził, tak jak nienawidził samego Kruegera.
— Było świetnie, chłopcy, mówię wam. Wybór kobiet w tych obozach. Niektóre były nawet niezłe, chociaż to były tylko żydowskie suki.
— Jak pan trafił do takiego obozu? — spytał Schüler. — Myślałem, że był pan żołnierzem frontowym.