Выбрать главу

Kule, które wylądowały w Belgii i Holandii, pozostawiły przy życiu tylko tylu ludzi, ilu udało się uciec do Niemiec. Francja i Polska, które najbardziej odczuły ciężar ataku, zostały zmiażdżone. Paryż trzymał się przez jakiś czas, tak samo Warszawa. Kilka innych miast, przygotowanych zawczasu do obrony, również nie padło od razu. Ale ani Francuzi, ani Polacy nie byli w pełni przygotowani na rozmiar i zaciekłość ataku. Francuzów zwiodło myślenie życzeniowe, Polacy zaś, liczni jak nigdy dotąd, wciąż zmagali się z dziedzictwem czterdziestu pięciu lat rządów komunistów oraz wynikłej z nich niegospodarności i korupcji.

Można było jednak powiedzieć o jednych i drugich, że walczyli zaciekle, zginęli honorowo i nie przynieśli wstydu swoim przodkom.

Siedem kul wylądowało w Niemczech, desantując blisko trzydzieści milionów Posleenów. Kulami tymi dowodził kessentai, za którym Athenalras nie przepadał i o którym nie miał zbyt wysokiego mniemania. Na ich spotkanie wyszło trzynaście dużych Korps pancernych — trzydzieści dziewięć dywizji pancernych i dwadzieścia sześć panzergrenadier oraz o wiele liczniejsza piechota.

Stosunek sił w Niemczech był dla Posleenów gorszy, niż kiedykolwiek w ich dziejach. Pięć z czekających na nich ciężkich dywizji nazywało się: Wikinga Hohenstaufen, Frundsberg, Jugend i Götz von Berlichingen. Jeden batalion zaś nosił nazwę 501. Schwere Panzer (Michael Wittman).

Paryż, Francja, 27 marca 2007

Na dworze padał śnieg, kiedy zadzwonił telefon. Jej mąż miał czas na jedną rozmowę, i to krótką.

— Kocham cię, Isabelle. Zawsze o tym pamiętaj. Okazuje się, że zagrożenie, w które nie wierzyłaś, jednak istnieje. I wygląda na to, że koncentruje się na nas i na Polakach. Mój oddział niedługo ruszy do akcji. Ty za to musisz przygotować siebie i chłopców do ucieczki. Nie umiem wam powiedzieć, dokąd iść ani jak się tam dostać. Ale uważnie oglądaj wiadomości. Nie ufaj wszystkiemu, co mówi władza. A kiedy przyjdzie pora uciekać, musisz uciekać… i to szybko.

Tak jakby jej odpowiedź, że rozumie, była jakimś sygnałem, mąż powtórzył:

— Pamiętaj, że cię kocham.

A potem w słuchawce zapadła głucha cisza.

Następne godziny wypełniło gorączkowe pakowanie od dawna nieużywanego sprzętu biwakowego, jedzenia i minimum koniecznych zimowych ubrań. Dlaczego nie spakowała się wcześniej? Isabelle przeklinała samą siebie. Z każdą serią nadlatujących z kosmosu błysków śmierci podobnych do meteorów rosło w niej przekonanie, że straszliwie się myliła.

Nie mogła jednak przestać winić Amerykanów za to, że niepotrzebnie ściągnęli na wszystkich tę wojnę.

Pakowała torbę za torbą, a jej starszy syn Thomas znosił je do samochodu i starannie upychał w bagażniku.

Kiedy samochód został załadowany, Isabelle przypięła fotelik dla niemowlęcia. Potem razem z Thomasem odgarnęli śnieg z szyb.

Wäller Kaserne, Westerburg, Niemcy, 27 marca 2007

Na zewnątrz kwatery głównej padał śnieg, unoszony wiatrem i układający się w chaotyczne zaspy. W środku szalała podobna śnieżyca papierów i słów. Ale tutaj wola jednego człowieka zapanowała nad chaosem przerażających wieści.

— Główne lądowania nastąpiły w Ingolstadt, Aschaffenburgu, Meissen, Schwerin, Nienburgu i Guemmersbach, Herr Generalleutnant — oznajmił adiutant Rolf, dżgając palcem zaznaczone na leżącej na stole mapie kolejne miejsca skażone obecnością Posleenów. — Mniejsze w całym kraju.

Zadzwonił telefon. Ani posleeńska inwazja, ani cztery lata ciągłych bombardowań przez aliantów podczas drugiej wojny światowej nie zdołały zniszczyć Bundespost, niemieckiego systemu telefonii.

— Generalleutnant, kanclerz do pana.

Mühlenkampf wziął słuchawkę i przedstawił się.

Przez kilka minut słuchał.

— Tak, Herr Kanzler — odpowiedział w końcu. — Rozumiem. Może pan liczyć na 47. Panzer Korps.

Generał odłożył słuchawkę na widełki i głośno odetchnął.

— Piechota prawie wszędzie łamie się i ucieka — oznajmił swojemu sztabowi. — Niektóre miejscowości jednak się trzymają. Aschaffenburg padł, ale Würzburg i Schweinfurt wciąż walczą; Ruszymy na południe, odciążymy te miasta i całkowicie zniszczymy najeźdźców.

Adiutant czekał na następne słowa. Słowa te pozostały jednak niewypowiedziane.

— Co z naszymi flankami, Herr Generali — zapytał w końcu.

Mühlenkampf pokręcił głową.

— Pozostałych dwanaście ciężkich Korps jest już zajętych walką. Jedyna piechota w okolicy, która mogłaby coś zdziałać, jest już rozbita… Została rozbita w kilka godzin. Jesteśmy sami.

* * *

Autobahn zamienił się w płynącą powoli rzekę pojazdów, zwykłych i opancerzonych. Cywile przemieszczający się na północ dwoma strumieniami mieli umęczone, ściągnięte przerażeniem twarze.

Między nimi szli tysiącami żołnierze, w większości bez broni. To byli złamani ludzie z rozbitych formacji. Pozbawieni przywództwa, byli też pozbawieni woli walki, zniechęceni i zaniedbani.

Brasche stał w oddali na wieży Anny i patrzył na mijający go tłum. Oczy uciekinierów wypełniały się nadzieją na widok rozmiarów Tygrysa i jego niewiarygodnie groźnie wyglądającego działa. Potem jednak wszyscy oglądali się za siebie, przypominali sobie, co widzieli, Posleenów ogarniętych szałem pożerania, i ponuro szli dalej.

Hans to rozumiał. Już to kiedyś widział. Już brał w czymś takim udział.

Było ciepłe wiosenne popołudnie. Zima odeszła już na dobre. Była długa… i gorzka.

Tak samo gorzki był marsz uciekających przed sowiecką niewolą i niemal pewną śmiercią. Brasche pamiętał z niego aż za dużo szczegółów: palenie sztandarów, kapitulację innych żołnierzy, masakrę jeńców, której był świadkiem. Potem nadeszły zimne, mokre noce w Austrii, podczas ucieczki przed niepowstrzymaną nawałą czerwonych.

Pośród szczątków wojny i klęski Brasche szukał munduru, który by na niego pasował; w końcu znalazł go na ciele zabitego sierżanta Wehrmachtu. Chociaż mógł spalić swój mundur SS, nie mógł tak łatwo pozbyć się tatuażu na lewym boku, piętnującego go jako członka tej formacji.

Dlatego szedł na zachód, wciąż na zachód, w stronę zachodzącego słońca. Jego celem była Francja, tak samo jak dla wielu tych, którzy przeżyli grozę kapitulacji dywizji Wiking. Legia miała się stać ich domem, ich schronieniem. Legia nie zadawała pytań ludziom,’ którzy w trosce o swoje życie nie chcieli na żadne odpowiadać.

Brasche natknął się na grupę niemieckich żołnierzy siedzących w milczeniu na otwartym polu przy drodze. To było niedaleko Stuttgartu. Wśród nich stał podoficer w zabawnej, wyglądającej jak puszka z daszkiem czapce i nonszalancko wpisywał nazwiska do księgi werbunkowej.

Hans rozpoznał tę czapkę, zrozumiał też spokój i zadowolenie niemieckich żołnierzy. Pośród klęski i zniszczenia Hans Brasche znalazł Legię Cudzoziemską.