Pobocze drogi było usiane wszystkim, począwszy od porzuconych dziecięcych wózków, poprzez materace, po samochody bez paliwa, zepchnięte na bok, by dać przejazd nadciągającemu Korps. Sypiący śnieg zaczynał już przykrywać śmieci. Przykrywał też ciała tych, którzy mieli zbyt słabe serca albo zbyt małą wolę przeżycia.
To jest właśnie klęska, przypomniał Hansowi stary głos w jego głowie. Unikaj jej.
Gdzieś z tyłu dobiegał odgłos strzelania baterii artylerii. Przelatujące pociski wypełniały powietrze jazgotem stu pociągów towarowych. Potem radio Braschego zatrzeszczało meldunkami od oddziałów rozpoznania Korps, Panzeraufklärungsbrigade Florian Geyer[34]. Wróg był w zasięgu ręki.
Tuż za mostem nad rzeką, na południe od miasta, prowadząca dywizja pancerna Hohenstaufen zaczynała działać o wiele aktywniej. Czołgi i pojazdy piechoty zjeżdżały z drogi i ustawiały się w coś przypominającego szyk. Spanikowani cywile robili co mogli, by uciec przed żelazną falą, ale to nie zawsze wystarczyło. Kierowcy Hohenstaufen robili co mogli, by nie zabić nikogo ze swoich. To też nie zawsze wystarczyło.
Kiedy tylko czołgi i transportery piechoty zjechały z autobahnu, spomiędzy uciekinierów, popędziły naprzód, by zająć pozycje za niskim wzgórzem. Piechota przysunęła się bliżej, przypadając do ziemi w martwej strefie pod grzbietem taktycznym; czołgi stanęły nieco dalej, by mieć pole ostrzału na obszar pomiędzy nim a szczytem wzniesienia.
Chociaż były wystarczająco opancerzone, by wytrzymać posleeński ostrzał, przynajmniej bezpośrednio z przodu, czołg Braschego Anna i jej siostrzane Tygrysy III nie zajęły pozycji na przodzie. Zamiast tego, rozstawione w blisko dwukilometrowych odstępach, stanęły najdalej od grzbietu wzgórza. Kiedy tylko czołgi się zatrzymały, automatycznie przeanalizowały swoje sektory ostrzału. W kilku przypadkach dokonano niewielkich korekt ustawienia. Następnie każdy Tygrys zaczął wydzielać szybkoschnącą piankę kamuflującą stworzoną na amerykańskiej licencji. Brasche stał na wieży, podczas gdy wokół Anny rosła i twardniała mała góra piany; główne działo maksymalnie opuszczono, by pianka mogła je oblepić. Chociaż substancja kamuflująca mogła być barwiona, w tym wypadku pozostawiono ją w naturalnym białym kolorze, by upodabniała się do padającego śniegu.
Brasche rozejrzał się, stwierdzając z zadowoleniem szybkie postępy w zakresie kamuflażu. Potem wydał rozkaz i Anna opuściła go do swego bezpiecznego łona.
— Dowódca na pokładzie! — zawołał Dieter, nie wstając z fotela strzelca, ale sztywniejąc w zmodyfikowanej postawie „na baczność”. Reszta załogi, nie licząc Kruegera, który udawał, że nic nie zauważył, zrobiła to samo.
Hans zajął fotel dowódcy, który zwolnił jego zastępca, i; skupił uwagę na mapie sytuacyjnej wyświetlanej na głównym monitorze. Była aktualizowana na bieżąco na podstawie meldunków brygady Florian Geyer oraz pozostałych jednostek wysuniętych przed Tygrysy i właśnie nawiązujących kontakt z wrogiem, raportów z oblężonych miast, a nawet informacji z jednej z samobójczych wycieczek Luftwaffe, której udało się je przesłać, zanim została zdmuchnięta z nieba.
— Meldować — rozkazał Brasche.
— Stanowisko kierowania gotowe, Herr Oberst — odparł Krueger z miejsca na przodzie, z którego mógł widzieć tablicę sytuacyjną, kiedy wyświetlano na niej widok z przednich kamer.
Jak w zegarku zgłosili się strzelcy uzbrojenia drugorzędnego. Byli już dobrze wyszkoleni; sami nie odrywali ani na chwilę wzroku od swoich wyświetlaczy.
Oficer wykonawczy czołgu i batalionu, Schmidt, zameldował status logistyczny. Magazyny amunicji były pełne, poziom paliwa wynosił tylko siedemdziesiąt pięć procent, ale cysterny czekały w bliskiej odległości. Brasche uciszył go, unosząc dłoń, kiedy oficer zaczął zagłębiać się w rzeczy tak przyziemne jak jedzenie i woda.
Mechanicy zameldowali, że czołg jest w pełni gotowy do ruchu, chociaż należało z tym zaczekać, dopóki piana maskująca całkowicie nie zaschnie.
Wreszcie Dieter Schultz oznajmił, że główne działo jest gotowe, ale niezaładowane.
Hans znów spojrzał na monitor. Według wskaźników, do pospiesznie ustawionej linii obrony miała dotrzeć jako pierwsza posleeńska piechota. Brasche włączył mikrofon.
— Tygrysy z numerami nieparzystymi, ładuj przeciwpiechotnymi. Numery parzyste, ładuj przeciwokrętowymi. Druga salwa — rażenia powierzchniowego. Trzecia salwa — przeciwokrętowe.
Rozległ się cichy szum maszynerii, kiedy ładowniczy Dietera wybrał trzy trzydziestopięciocentymetrowe pociski z pięćdziesięciu ułożonych na podajniku głęboko pod wieżą. Automatyczna winda wywiozła je na górę. Metalowa komora nad centrum dowodzenia otworzyła się z wyraźnie słyszalnym nawet przez pancerz czołgu szczękiem. Znów coś zawyło, gdy z magazynu za wieżą posypał się do otwartej komory ładunek miotający. Potem, przy wtórze ostatniego metalicznego odgłosu, komora zatrzasnęła się i ustawiła w pozycji.
— Armata gotowa — oznajmił Schultz, kiedy tylko na konsolecie strzelca zaświeciło zielone światełko. W słuchawce Braschego wszystkie trzy kompanie — po cztery Tygrysy każda — zameldowały gotowość bojową.
Jako dobry żołnierz, Dieter Schultz bez przerwy wypatrywał na ekranie celów. Robił to na szkoleniu tyle razy, że teraz potrzebował tylko niewielkiego skupienia. I bardzo dobrze, bo resztę jego uwagi zaprzątały myśli o Gudrun.
Pierwszy list niełatwo było napisać. Gudrun nienawidziła siebie za to, że musiała zranić chłopaka, który robił co mógł, by była z nim szczęśliwa. Musiała jednak to zrobić i wiedziała o tym. Była z Pieterem blisko, bardzo blisko. Ale jedno spojrzenie na Dietera wystarczyło, by zrozumiała, że to właśnie on, ten jedyny.
Musiała być uczciwa, choćby wobec siebie samej. Dlatego napisała list, w którym wyraziła nadzieję, że chłopak przebywający gdzieś na północy jakoś może ją zrozumie i wybaczy jej, że znalazła innego. Potem zakleiła kopertę i uroniła łzę nad cierpieniem, którego miała przysporzyć komuś, kto zawsze życzył jej jak najlepiej.
Drugi list był łatwiejszy, nawet radosny. Chociaż miała adres e-mailowy Dietera, a czołg, w którym walczył, posiadał stałe łącze z Internetem, nie mogła w ten sposób przesłać mu małego podarunku: kosmyka złotych włosów — świeżo obciętego i związanego wstążką. Przetrząsnęła swoje biurko i znalazła kolorową fotografię w odpowiednim formacie, jeszcze z liceum. Ją też włożyła do koperty.
Kiedy Gudrun skończyła pisać, poszła na pobliską pocztę, kupiła i nakleiła znaczki, a potem wrzuciła kopertę do skrzynki. Później wróciła do domu swoich rodziców.
Tam włączyła telewizor. Wiadomości — a wszystkie stacje nadawały tylko wiadomości — były pełne relacji z walk toczących się w całej Europie i Niemczech. Bardzo nieliczne z tych relacji były optymistyczne. Zwłaszcza na północy sprawy przybierały niepokojący obrót.
Fulungsteeriot nie należał do najbystrzejszych z posleeńskich kessentaiów. Podejrzewał, na swój nieco tępy sposób, że właśnie przez to jego oolt’pos został przydzielony do środkowego sektora fali natarcia.