Выбрать главу

Kilku tysiącom z nich powiodło się… na chwilę.

* * *

— Strzelec, godzina jedenasta, szrapnelem z zapalnikiem czasowym w Posleenów! — rozkazał Brasche.

Ładowniczy posłusznie wprowadził do komory pocisk przeciwpiechotny.

Ktoś mógłby uznać, że jako amunicja przeciwpiechotna do głównej armaty Tygrysa bardziej nadawałyby się pociski fleszetkowe. Faktycznie, niewiele brakowało, a tak by się stało. O wyborze zadecydowała teutońska dokładność. Oba rodzaje amunicji tak samo skutecznie zabijały Posleenów. Zapakowane w trzydziestopięciocentymetrowy pocisk, oba były w stanie pokryć kilometr kwadratowy terenu zabójczym gradem stali.

Szrapnel wygrał z fleszetkami, bo czterocentymetrowej średnicy żelazna kula — przemieszczająca się z umiarkowaną prędkością — zabijała pewniej i skuteczniej niż kilka trafień lżejszymi, szybszymi, węższymi fleszetkami. Uznano, że jeśli Tygrys będzie zmuszony użyć głównej armaty jako broni przeciwpiechotnej, jego załodze będzie zależało, żeby będący celem Posleeni byli „maus-todt” — martwi natychmiast.

* * *

Po raz pierwszy, odkąd zostali okrążeni, Fulungsteeriot zaczął dostrzegać jakąś nadzieję, że za chwilę jego ciało nie zostanie rozczłonkowane. Thresh uciekali przed nimi. Tego nie widział już od wielu cykli.

Chociaż jego podwładni nigdy nie byli w stanie stworzyć, a co dopiero wprowadzić w życie, jakiegoś planu, szarża na łeb, na szyję odniosła lepszy skutek niż logiczna, sprawnie przeprowadzona operacja. Zabójcza artyleria threshkreen na pewno miała więcej trudności z kierowaniem ognia na ukazujące się i znikające losowo cele. Nieporządek i brak logiki tego przedsięwzięcia wydawał się działać na korzyść Ludu. Była jakaś nadzieja.

Nadzieja ta okazała się jednak płonna. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu uciekający thresh, a przynajmniej większość z nich, zatrzymali się i odwrócili. Ku zaskoczeniu Wszechwładcy wielu z nich zaczęło walczyć zamiast dalej uciekać.

A potem Fulungsteeriot ujrzał najstraszliwszy widok w swoim przepełnionym strasznymi widokami życiu.

* * *

— Cel! — odparł Schultz.

— Ognia! — rozkazał Brasche.

* * *

O tak, Fulungsteeriot widział, jak nawet sto tysięcy Ludu ustawionego w gęstym szyku ginie w jednej chwili. Ten rzadki widok można było ujrzeć, kiedy używano broni masowego rażenia w czasie Orna’adar, często powtarzanego posleeńskiego Ragnarok. Wtedy nie było jednak dużo krwi — sam żar wypalał niemal wszystkie ślady. Oczywiście było to marnotrawstwo jedzenia, myślał często Fulungsteeriot. Ale wszystko wyglądało czysto i schludnie.

Nie tak, jak po wystrzale nowej broni tych ohydnych threshkreen.

* * *

W przypadku szrapneli używano słabszego materiału miotającego. Chociaż waga samego pocisku była trochę) większa niż w przypadku penetratorów ze zubożonym uranem; nawet zbliżona prędkość nie była potrzebna. Załoga Anny ledwie zauważyła odrzut.

Po przebyciu 4793 metrów, czyli dystansu, który komputer balistyczny Anny uznał za idealny, mały ładunek rozrzucający eksplodował. Gdyby pocisk zawierał „ulepszoną amunicję konwencjonalną”, taka metoda rozrzutu nie mogłaby zostać zastosowana: sam ładunek rozrzucający zniszczyłby ową drogocenną śmiercionośną zawartość. Szrapnel jednak był żelazem — niskiej jakości, tanim i prostym w produkcji. Detonacja nieco ponad kilograma TNT ledwie poruszyła metalowe kule, chociaż przy udziale dziewięciu pasków ładunku kierunkowego, rozmieszczonych wewnątrz pocisku, rozszczepiła go i otworzyła wzdłuż.

Gęsto upakowana masa czterech tysięcy sporych żelaznych kul zaczęła się rozprzestrzeniać. Te, które w chwili wybuchu były najbliżej ziemi, naturalnie uderzyły pierwsze. Gdyby były o wiele mniejsze albo poruszały się o wiele szybciej, najpewniej zakopałyby się w piachu. Fleszetki na pewno by tak zrobiły.

Ale kule przy swojej masie i prędkości zachowały się zupełnie inaczej — odbiły się. Niczym puszczona po wodzie „kaczka”, skakały, pokonując coraz mniejsze odległości. Bardzo niewiele z nich się zmarnowało. Większości udało się przebić jednego, dwóch, a nawet tuzin czy więcej Posleenów, zanim się zatrzymały. A siła ich uderzenia była taka, że niektóre części posleeńskich ciał padały na ziemię wraz z fragmentami ich pobratymców — kośćmi i zębami — wbitymi w miękkie narządy.

A to było tylko czterysta czy pięćset kul z masy czterech tysięcy!

Pozostałe opadły na ziemię w różnym czasie i z różną prędkością. Wszystkie jednak były tak samo groźne; skakały i pędziły przez szeregi Posleenów jak rozradowane dzieci boga wojny. Rozwalały gadzie czaszki, rozdzierały korpusy, urywały ręce i nogi. Wielu obcych wchodziło w posiadanie dużej żelaznej kuli wewnątrz zmasakröwanego torsu.

Ostatecznie cztery tysiące kul, rykoszetując i skacząc do ostatka, zostawiło za sobą ponad dwa przecinek cztery miliony metrów bieżących śmierci i zniszczenia na obszarze zaledwie jednego kilometra kwadratowego. Krwawiąca i rozszarpywana horda Posleenów wrzasnęła jednym głosem z bólu i rozpaczy.

* * *

Siedzący na swoim nieruchomym tenarze Fulungsteeriot skrzywił się, słysząc unoszący się nad masą Posleenów krzyk cierpienia, zwielokrotniony prawie do nieskończoności. Wszechwładca omiótł scenę rzezi przerażonym spojrzeniem.

— Czym zgrzeszył Lud, że zasłużyliśmy na coś takiego? — spytał, choć nie było nikogo, kto mógłby na to odpowiedzieć.

Z blisko stu tysięcy wojowników, którymi dowodził, pozostały jedynie strzępy. Fulungsteeriot zobaczył jednego z oolt, jak z oderwanymi obiema przednimi nogami słania się chwiejnie na tylnych nogach. Inni, bardzo, nieliczni, kuśtykali na trzech nogach. Czasami oderwana kończyna wciąż wisiała na pasku skóry, plącząc się między pozostałymi i sprawiając, że ofiary zataczały się żałośnie. Wielu próbowało wepchnąć swoje wnętrzności z powrotem do porozdzieranych brzuchów. Oślepieni błąkali się z wyciągniętymi ramionami.

Najgorsze chyba jednak były te trzy czy cztery tysiące nietkniętych Posleenów. Przedtem dumnie szarżujący, niesieni przez tłum pobratymców, teraz stali nieruchomo, dygocząc jak konie, które zaprowadzone do rzeźni, widzą swoje stado znikające we krwi i grozie.

Stłumione chóralne okrzyki agonii powiedziały Fulungsteeriotowi, że jego atak zakończył się całkowitą klęską. Prychnął, obnażył kły, nastroszył grzebień. Może nie był najbystrzejszym z kessentaiów, ale na pewno nie brakowało mu odwagi. Ruszył swoim tenarem wprost na najbliższą maszynę wroga, chcąc zginąć jak prawdziwy wojownik.

Giessen, Niemcy, 1 maja 2007

— Tot durch dem Strang. Śmierć przez powieszenie.