Выбрать главу

— Mam takich dwa tysiące. Skarb państwa zapłaci za tyle, ile będzie pan potrzebował. Czy to uczciwa cena?

Uśmiech Mühlenkampfa na chwilę zniknął, a jego twarz przybrała wyraz poważny jak śniegi Rosji, jak pociski z dział pancerników spadające na brzegi Normandii.

— Oddanie moim ludziom ich dumy i godności, Herr Kanzler! Pozwolenie, by publicznie byli dumni z tego, kim kiedyś byli: żołnierzami, i to jednymi z najlepszych? Tak. To uczciwa cena.

Berlin, Niemcy, 12 lipca 2007

W świetle pochodni innych niż te, przy których Posleeni kosztowali francuskiej kuchni, w blasku ruchomej rzeki ognia lśniły oczy, bystre i jasne. Nowe mundury, czarne i groźne, tu i ówdzie przyozdobione srebrem, maszerowały szeregami. Nigdzie nie widać było swastyk. Ale innych symboli, kiedyś zakazanych, było mnóstwo.

Szkoda, że nie byłem dość przewidujący, by odmłodzić Leni Riefenstahl, zanim zmarła w 2003. Jaki piękny film propagandowy by z tego zrobiła.

W blasku pochodni oczy Kanzlern nie umiały rozróżnić czarnych mundurów. Nieważne, wiedział, że tam byli. Sam ich tam ustawił.

Wiedziałem… już wtedy, kiedy ujrzałem ruiny tego amerykańskiego miasta, że ten dzień musi nadejść. To było tak oczywiste… Rozpaczliwe czasy wymagają rozpaczliwych posunięć, a bardziej rozpaczliwych czasów niż nasze nikt jeszcze nie widział.

Teraz mam swój corps d’elite. Są mi wdzięczni, zwłaszcza ich dowódcy, za zwrot ich małych symboli. A ja muszę z nimi zrobić to, czego robić nie chcę… ale muszę.

— Rozpaczliwe czasy…

* * *

Günter był wściekły, po prostu wściekły. Ci dranie z SS muszą zapłacić, muszą odpokutować! Pochwalenie ich, oddanie im ich symboli było po prostu przestępstwem. Powiedział to głośno i wyraźnie Bundeskanzlerowi.

— Dobrze — odparł spokojnie Kanzler zza swojego biurka i niecierpliwie zabębnił palcami. — Idź ich aresztować. Zerwij im własną ręką Sigrunen z kołnierzy.

Günter zapienił się z wściekłości.

— Nie próbuj ze mną takich sztuczek, starcze. Zieloni, którzy wybrali mnie na twojego stróża, wynieśli cię na to stanowisko i mogą cię z niego strącić.

Günter nigdy nie wspominał oczywiście o swoich bliskich powiązaniach z Darhelami — to była tajemnica.

— Nie — odparł Kanzler. — Nie. Kiedyś to była prawda, ale teraz już nie. Kiedyś potrzebowałem twojego zielonego Korps. Ale teraz? Teraz mam czarny Korps, mój zielonkawy przyjacielu.

Kanzler dotknął przycisku na biurku. Drzwi natychmiast się otworzyły i do środka weszło dwóch mężczyzn w mundurach oraz jeden w zwyczajowym prochowcu BND. Szeroko otwartymi z przerażenia oczami Günter zobaczył, że mundury były czarne jak noc… i przyozdobione srebrnymi,, od dawna zakazanymi insygniami.

— Herr Greiber — powiedział Kanzler do mężczyzny w płaszczu — czy ma pan przygotowany raport na temat mojego dotychczasowego asystenta?

Agent BND strzelił po prusku obcasami.

— Mam, Herr Bundeskanzler. W rzeczy samej, mam. Zdrada w najpodlejszym wydaniu.

Na gest Kanzlera agent wyliczył liczne zbrodnie Guntera, w tym jego współpracę z Darhelami, która prowadzona była ze szkodą dla Niemiec. Sprawa była jasna, a dowody przytłaczające.

— Günter — spytał kanclerz, kiedy agent skończył — masz coś do powiedzenia na swoją obronę?

Wciąż nie wierząc w ten nieszczęśliwy zwrot sytuacji, dawny asystent kanclerza pokręcił głową.

— Pan to zaplanował — powiedział oskarżycielskim tonem. — Od samego początku pan to planował. Chciał pan wskrzesić SS, cały nazistowski aparat! Niech pan przyzna!

— „Cały nazistowski aparat”? Nie. Przyznam tylko, że chciałem ocalić nasz naród… i że nie godziłem się na żadne ograniczenia, by ten cel osiągnąć.

— Ale czy pan nie widzi? Czy pan nie rozumie? — upierał się Günter; w jego oczach lśniła gorliwość kogoś, kto wierzy we własne słowa. — Nas jest zbyt wielu… i jesteśmy zbyt chciwi. Mamy szansę, kiedy Posleeni skończą nas pożerać i zaczną walczyć między sobą, zbudować idealne Niemcy. Pod kierownictwem tych, którzy to rozumieją, moglibyśmy uratować naszą planetę. Gdyby ludzi było mniej, gdyby byli mnie chciwi i rozrzutni, nasza święta matka Ziemia mogłaby pozostać nieskażona na zawsze.

Kanzler podchwycił kilka kluczowych koncepcji przemowy Guntera.

— A ty, mój przyjacielu? Ty byłbyś jednym z tych wszystkowiedzących przewodników, prawdą? Jak chciałeś przeżyć, kiedy nasz naród służy za bydło rzeźne? Wycieczka poza planetę? Razem z żoną i dziećmi? Tak, jestem pewien, że twoja uświęcona wizja obejmowała i to, prawda? Bo ty byłeś wyjątkowy, a reszta Volk nie?

Günter zaczął się bronić, protestować. Potem jednak zdał sobie sprawę, że kanclerz po części ma rację. Rzeczywiście, zażądał, by jego rodzinę wywieziono w bezpieczne miejsce. Pomyślał, że może, może w głębi serca oczekiwał, że do niej dołączy.

Przed tym zarzutem nie mógł się wybronić. Zaatakował więc z innej strony.

— Oddał pan Niemcy z powrotem w ręce nazistów!

Kanclerz nie odpowiedział wprost. Zamiast tego zwrócił się do jednego z żołnierzy.

— Jak się nazywasz, synu?

— Schüler, Herr Kanzler — odparł natychmiast młodzieniec, stając jeszcze bardziej na baczność.

— Schüler, jesteś nazistą?

— Nie, mein Herr. Jestem tylko żołnierzem, jak inni żołnierze.

— Znasz jakichś nazistów w 47. Korps?

— Jednego, mein Herr. To zły człowiek i wszyscy go nienawidzimy. Ale jest bardzo dobrym kierowcą czołgu, więc tolerujemy go dla dobra ojczyzny.

Kanzler odwrócił się z powrotem do Guntera i prychnął z pogardą.

— Nieważne. To nie ma znaczenia. I tak będziesz wierzył w to, w co zechcesz wierzyć.

Spojrzał na drugiego żołnierza w czarnym mundurze.

— Czy generał Mühlenkampf zameldował o postępach?

Na pytanie odpowiedział niższy, starszy stopniem żołnierz.

— Generał melduje, że najbardziej podejrzani członkowie Federalnej Legislatury są aresztowani, wraz z szeregiem podejrzanych członków sztabu Bundeswehry. Poza tym zamknęliśmy przywódców najbardziej radykalnych antyludzkich partii politycznych. Niektórzy zostali już rozstrzelani… eee… zastrzeleni podczas próby ucieczki. Kilkudziesięciu zniknęło z Niemiec wraz z rodzinami. Darhelów również nie możemy znaleźć. Jednak izolowanie wszystkich obcych, którzy mogli pozostać, szybko postępuje.

— Dobrze, bardzo dobrze — odparł Kanzler, chociaż w głębi serca czuł się powalany. Jego stara siwa głowa wskazała Guntera. — Dorzućcie do saka jeszcze jego.

Ouvrage du Hackenberg, Thierville, Francja, 14 lipca 2007

W ten oto sposób w końcu zrozumiałam, co to znaczy gnić w więzieniu, pomyślała.

We Francji — czy raczej w maleńkiej części Francji, która wciąż pozostawała w ludzkich rękach — był Dzień Bastylii. Dla Isabelle to zawsze było duże święto, choć raczej przez jego postępowy, rewolucyjny charakter niż patriotyczne znaczenie. W ten Dzień Bastylii jednak nie miała ochoty świętować, mimo wydanych przez dowódcę twierdzy podwójnych porcji francuskiego eliksiru życia — wina. Wino było kwaśną i słabą współczesną wersją Vinogelu, koncentratu winnego, który Francja w przeszłości wydawała swoim żołnierzom. Pomieszany z wodą Vinogel mógł się poszczycić jedynie słabym posmakiem czegoś, co kiedyś miało coś wspólnego z winogronami… oraz otępiającą umysł i zmysły zawartością alkoholu. A Isabelle chciała przytępić swoje zmysły, rozpaczliwie pragnęła uciec od tej zgrozy, którą kpiąco nazywano tu „życiem”.