— Zabijałeś Żydów? — spytała, ciągnąc przesłuchanie.
— Jeśli tak, a to bardzo możliwe — przyznał — to nie dlatego, że byli Żydami, tylko dlatego, że byli uzbrojonymi partyzantami próbującymi mnie zabić. Albo sowieckimi żołnierzami.
Dziewczyna przez długą chwilą trawiła w milczeniu te informacje.
— W porządku — oznajmiła w końcu.
Chatę znów na dłuższy czas wypełniła pustka. Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do półmroku, Hans zobaczył, że Anna kładzie na zbitej z desek szafce pistolet.
— Po co to? — spytał.
— Żeby cię zabić, gdybyś był jednym z nich. A potem zrobić to samo ze sobą, żebym nie musiała żyć bez ciebie.
Hans ruszył w jej stronę.
— Anno, ja…
— Zaczekaj! — rozkazała, unosząc otwartą dłoń. — Zanim podejdziesz bliżej, musisz się czegoś dowiedzieć. Czegoś wstrętnego. Proszę, usiądź.
Hans usłuchał, przysuwając rozklekotane krzesło Soła do swojej pryczy i siadając na nim twarzą do dziewczyny.
— Pochodzę z Berlina, jestem berlińską Żydówką — zaczęła. — Mój ojciec był profesorem, matka gospodynią domową. Ojciec był kiedyś obiecującym skrzypkiem, ale był też porucznikiem rezerwy i kiedy zaczęła się Wielka Wojna, razem ze swoim pułkiem ruszył walczyć. Walczył przez blisko cztery lata, aż stracił rękę i dostał drugi Żelazny Krzyż, Żelazny Krzyż Pierwszej Klasy za odwagę. Oczywiście nie mógł już grać na skrzypcach, ale wciąż miał talent. Mógł uczyć i to robił. I pamiętam, że był bardzo dumny ze swoich medali.
Głos Anny był niesamowicie spokojny.
— Patrząc na mnie, widzisz jego kobiecą wersję. Mniej więcej tak samo jak ja, niezbyt wyglądał na Żyda. Nawet kiedy naziści doszli do władzy, oboje ucierpieliśmy mniej niż większość Żydów. Poza tym chronił go Żelazny Krzyż, bo sam Hitler ustanowił, że prawa przeciw Żydom nie dotyczyły odznaczonych weteranów. Moja matka i ja nie miałyśmy takiej ochrony. A jeśli miałyśmy, pomniejsi naziści i tak postanowili to zlekceważyć. Zabrano nas, a on, człowiek, który przelewał krew i dał się okaleczyć, który poświęcił marzenie swojego życia dla Niemiec, pojechał za nami dobrowolnie do obozu, tego w Ravensbrück. Chociaż normalnie był to obóz dla kobiet, dla ojca z jakiegoś powodu zrobiono wyjątek. Miałam wtedy trzynaście lat.
Anna zadrżała, najwyraźniej na wspomnienie tego, o czym zamierzała opowiedzieć.
— Z tłoku, braku jedzenia i lekarstw oraz zimna moja matka szybko zachorowała i zmarła. Tracąc ją, ojciec stracił też wolę życia. Poszedł za nią do grobu dwa miesiące później. Zostałam sama, zupełnie sama, Hans. Wyobrażasz to sobie? Pewnie też bym umarła, nie mając nikogo dorosłego, kto opiekowałby się mną i czasem ukradł coś do jedzenia. Ale potem, jak to bywa, zmieniłam się z dziewczynki w kobietę. I strażnicy zaczęli to zauważać.
Teraz to Hans zadrżał; wiedział, co usłyszy. — Anno, nie musisz…
— Tak, muszę! — wrzasnęła z obłędem w oczach. Potem, po chwili wewnętrznej walki uspokoiła się trochę. — Muszę. Musisz wiedzieć, masz prawo wiedzieć. Pierwszy nie był najgorszy. Oczywiście pobił mnie, nie próbował nawet powiedzieć mi, co mam robić. Pobił mnie, a potem podarł na mnie ubranie i przerzucił mnie przez twardą drewnianą pryczę, jakie tam mieliśmy.
Hans nie przypominał sobie, żeby słyszał kiedyś więcej nienawiści w czyimś głosie.
— Och, jak krzyczałam, płakałam i błagałam. A on tylko mocniej mnie bił. Bicie trwało dłużej niż pieprzenie. Może dlatego właśnie to robił, bo ta brudna świnia nie umiała wytrzymać dłużej niż trzydzieści sekund. Kiedy skończył, odwrócił mnie i uderzył w twarz jeszcze trzy czy cztery razy. Odwracając się do wyjścia, rzucił na podłogę pół spleśniałej kiełbasy. Powiedział: „Żryj, żydowska suko. Kiedy wrócę, włożę ci do pyska inną kiełbasę”.
— I pewnie tak zrobił — powiedział Hans z goryczą.
Anna zaczęła się kołysać w przód i w tył.
— O tak — odparła nieobecnym głosem, jakby była gdzieś daleko. — On i inni strażnicy. Czasami dziesięciu albo dwunastu jednej nocy. Czasami wszyscy naraz. Czasami urządzali sobie ze mną „przyjęcie”.
Zakołysała się mocniej.
— Hans — ciągnęła, wałcząc z łamiącym się głosem — nie ma niczego, absolutnie niczego, co mógłbyś sobie wyobrazić, a czego by mi nie kazali robić. Wywozili mnie nawet czasem z obozu i sprzedawali przejeżdżającym żołnierzom. Za moją mękę dawali mi jedzenie, szczotkę i trochę proszku do zębów, czasami używane ubrania, nawet jakiś kiepski makijaż na „specjalne okazje „. — Znów zadygotała. — To dlatego tak nienawidzę makijażu, wiesz? Kazali mi się malować jak prostytutce z Reeperbahn[40], a potem szydzili ze mnie, że jestem tylko żydowską kurwą. Ale najgorsze było to, że żaden z nich, ani razu przez te wszystkie łata, nie zwrócił się do mnie po imieniu. Pamiętasz, jak się zezłościłam, kiedy powiedziałeś do mnie „dziewczyno”? Ci łagodniejsi mówili czasami: „Pochyl się, dziewczyno” albo „Na kolana, dziewczyno”. Ale najczęściej słyszałam „żydowska suko, żydowska kurwo, żydowska szmato”. Tego typu rzeczy. Nie byłam nawet człowiekiem, tylko maszyną do ruchania i obciągania.
Na wspomnienie tego ostatniego, krańcowego upokorzenia, odarcia nawet z pozorów człowieczeństwa, Anna zupełnie straciła panowanie nad sobą; wybuchła szarpiącym szlochem i zalała się łzami. Hans, sam z wilgotnymi oczami, w jednej chwili zerwał się z krzesła, objął ją i zaczął tulić, głaskać po włosach i szeptać, jak bardzo mu przykro i jak bardzo ją kocha.
W końcu dziewczyna uspokoiła się, objęła go ramionami i mocno przytuliła.
— Nie przepraszaj — szepnęła. — To już się skończyło. I nie ty to robiłeś. Ale czy potrafisz mnie kochać teraz, kiedy o tym wiesz?
— Teraz, kiedy wiem o czym? — odparł Hans stłumionym głosem, też na skraju łez. — Że byłaś gwałcona ? Ze przeżyłaś? Dzięki Bogu, że przeżyłaś, kochanie. Nie zrobiłaś nic złego, a ja nie mógłbym cię kochać mocniej, gdybyś cieleśnie była taką samą dziewicą, za jaką uważam cię duchowo.
Czując niewyobrażalną ulgę, Anna wtopiła się w jego objęcia. Ale niemal natychmiast znów zesztywniała.
— Jeszcze jedno. Jeszcze jedno musisz wiedzieć. Byłam w ciąży, nie raz. Za pierwszym razem nie miałam jeszcze piętnastu lat. Za ostatnim miałam trochę ponad siedemnaście. Byłam dla nich niewygodna, musieli prowadzać mnie do doktora i przekupywać go, żeby usuwał ciąże i nic nikomu nie mówił. Dlatego wreszcie namówili go, żeby mnie… „naprawił”. Ja mówię „naprawił”. Oni mówili ,,wykastrował”. Hans, ja nie mogę mieć dzieci.
Hans poczuł coś więcej niż winę, więcej nawet niż litość — nieopisane wrażenie opuszczenia.
— To nieważne, Anno — powiedział mimo to. — Proszę… uwierz mi,, to nie ma dla mnie znaczenia.