Выбрать главу

— Zabezpieczyć teren — wydał rozkaz. — Rosenblum, złaź tu na dół.

A potem usiadł wyczerpany na swojej zmęczonej., odzianej w czerń izraelskiej dupie.

* * *

W świetle księżyca zobaczył małą, jasnowłosą polską dziewczynkę, stojącą z wyciągniętą ręką, jakby chciała dotknąć swojego wybawiciela, ale bała się to zrobić.

Benjamin uśmiechnął się i wziął ją za rękę. Potem wstał i podniósł ją do góry.

— Czyje to dziecko? — zawołał, znów w niezrozumiałym dla Polaków hebrajskim.

Matka Marysi, choć wciąż w szoku, podeszła i wzięła ją od majora. Odwróciła się na chwilę, a potem ze szlochem rzuciła się na szyję swojemu zbawcy. Benjamin poklepał ją dość obcesowo po plecach, a potem uwolnił się z jej objęć.

Rosenblum, z karabinem snajperskim na ramieniu, stał na pokładzie uziemionego tenara.

— Mamy tu jednego żywego — oznajmił, ściągając broń. — Jedna kulka.

— Zaczekaj — rozkazał Benjamin, sam nie wiedząc, czemu się waha. Być może chciał zobaczyć jednego ze znienawidzonych najeźdźców w agonii. Przeszedł między wciąż leżącymi Polakami i dołączył do sierżanta na pokładzie obcej maszyny.

Tam zobaczył leżącego na podłodze ciężko, niemal na pewno śmiertelnie rannego Wszechwładcę. Obcy jęczał, miał otwarte, ale niewidzące oczy. Z jakiegoś zakamarka pojazdu dobiegały piski, warczenie i pochrząkiwanie — Benjamin uznał, że to język obcych.

— Szkoda, że ten stwór nie mówi po hebrajsku albo my po posleeńsku — zauważył Rosenblum.

Pochrząkiwania i piski tenara zdwoiły się na jakąś minutę. Potem ucichły.

— Ja mówię — oznajmiła maszyna.

Było już bardzo późno, a Benjamin był zbyt zmęczony walką, żeby go to zdziwiło. Ostatecznie od samego początku była to dziwna wojna.

— Co on mówi? — spytał.

— Filozof Meeringon prosi was w imieniu Ścieżki i Drogi, abyście zakończyli jego cierpienia — odparł obcy pojazd.

— Filozof? — zdziwił się Benjamin. — Ach, nieważne.

Zamyślił się na chwilę, zanim się znów odezwał.

— Powiedz mu, że spełnimy jego prośbę… ale nie za darmo.

Izraelczyk zaczekał, aż maszyna przetłumaczy jego słowa.

— Meeringon mówi, że żądanie zapłaty za przysługę jest zgodne z Drogą.

— Dobrze. Zapytaj Meeringona: „Po co?”.

* * *

Trup dobitego litościwie Wszechwładcy stygł obok jego tenara; Benjamin zawsze dotrzymywał danego słowa.

— Wracaj do pontonu — rozkazał Rosenblumowi. — Maszyna mówi, że zawiezie cię tam bez problemu. Jak już dotrzesz na miejsce, przepraw się na drugi brzeg pontonem. Nie ryzykuj przelatywania tą maszyną, bo zestrzelą cię, jak tylko ją zobaczą. Znajdź kogoś wyższego rangą ode mnie. Powiedz im, co Posleeni szykują. Zorganizuj ewakuację tych cywilów, jeśli dasz radę. Powinniśmy tam dotrzeć za dwa dni.

— Panie majorze, naprawdę powinien pan lecieć zamiast mnie. Pan umiałby to lepiej wytłumaczyć.

Benjamin spojrzał na Marysię i jej matkę, a potem omiótł spojrzeniem pozostałych Polaków.

— Czasami, sierżancie, bywa tak, że trzeba dowodzić z tyłów. Leć już.

* * *

Takie już mam, kurwa, szczęście, pomyślał Rosenblum, stojąc w lodowatej mgle w okopie na zachodnim brzegu Nysy. Takie już mam szczęście, że musiałem trafić na tych chujów.

Chociaż nosił mundur podobny do niemieckiego SS, nie mówił w ich języku i czuł do nich niemal genetyczną nienawiść.

Mimo to musiał przyznać, że dranie byli uprzejmi, dzieląc się jedzeniem i papierosami zna wpół zamarzniętym Żydem, który nosił na kołnierzu Mögen David zamiast ich własnych Sigrunen. Do okopu wszedł kolejny esesman. Na jego widok Niemcy ucieszyli się, ale i zaniepokoili.

Nie mogący się porozumieć z Niemcami Rosenblum był bardzo zdziwiony, gdy nowo przybyły odezwał się do niego doskonałym hebrajskim, z lekkim tylko akcentem.

— Nazywam się pułkownik Hans Brasche, sierżancie. Jakie macie wieści z drugiego brzegu?

INTERLUDIUM

Walki wzdłuż całego frontu ucichły. Tylko w Mainz coś sie. działo — stały strumień ludzi i obcych wyrzynał się nawzajem wśród ruin. Cisza wynikała po części z rozdzielenia walczących rwącym, szerokim nurtem Renu. Głównie jednak ze zmęczenia i zbierania resztek sił do ostatecznego starcia.

Na zachodnim brzegu Posleeni budowali proste drewniane tratwy, które miały zostać przeciągnięte przez rzekę tenarami Wszechwładców. Gromadzili też thresh i pojmanych threshkreen, ustawiając ich poza zasięgiem artylerii w mniejszych grupach, po jednej w każdym planowanym miejscu przekroczenia rzeki. Na wschodnim brzegu Niemcy i to, co zostało z europejskich sił pod ich dowództwem, gorączkowo kopali w przemarzniętej ziemi nowe umocnienia przeciw spodziewanemu szturmowi.

Na Renie pozostały tylko trzy niezniszczone mosty. Jeden na północy, strzeżony przez fortecę, którą Ro’moloristen nazwał za ludźmi „Eben Emael”. Na południu, w odbitym znów przez Niemców Strasburgu, napór Ludu powstrzymywały stare twierdze. Na środku, w Mainz, gdzie siły ludzi i Posleenów zmagały się w śmiertelnym uścisku, mosty również stały nietknięte.

Ro’moloristen przygotował osobny plan dla każdego z nich.

17

Kwatera główna głównodowodzącego frontu zachodniego, Wiesbaden, Niemcy, 1 lutego 2008

Wyglądający na dwadzieścia lat Mühlenkampf nie do końca dostrzegał ironią swoich myśli. Dziesięć lat temu, dumał, sprzedając używane samochody jako dziarski dziewiećdziesiącioośmiolatek, cieszyłbym się z tego. Teraz jestem po prostu za stary.

Od Kanzlera, przez jego szefa sztabu, Generalfeldmarschalla Kurta Seydlitza, przyszła wiadomość, że dotychczasowy głównodowodzący frontu zachodniego zostaje zdjęty ze stanowiska i że Mühlenkampf ma przekazać dowodzenie swojemu oficerowi wykonawczemu i objąć kontrolą nad walkami na zachodzie.

Mühlenkampf osobiście uważał, że to niesprawiedliwe. Poprzedni dowódca zachował Linię Zygfryda nietkniętą o wiele dłużej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. To, że ów pas umocnień ostatecznie upadł, spowodowała tylko i wyłącznie sama liczba wojsk, jakie rzucił na nią wróg. Co więcej, nowy feldmarszałek wątpił, czy on sam — czy ktokolwiek inny — mógłby zrobić w tych okolicznościach więcej.

Przez szacunek dla nowego stanowiska Mühlenkampf zdał swój mundur SS i założył mniej ozdobny, tradycyjny szary mundur polowy Bundeswehry. Zniknęły jego Sigrunen, zniknęła czerń. Cóż, nieważne. Moi starzy towarzysze dostali z powrotem swoje symbole; odzyskali dumę, tradycje i godność. Co to dla mnie znaczy? Nosiłem szary mundur przez wiele lat, zanim wstąpiłem do das Schwarze Korps.

Rolf, adiutant, przerwał rozmyślania Mühlenkampfa.

— Panie feldmarszałku, jest pan umówiony za pół godziny w szpitalu polowym Charlemagne.

* * *

Francuskich żołnierzy było już za mało, żeby zapełnić cały szpital. Przysyłano tu więc niemieckich rannych. Niektórzy nosili szare polowe mundury, inni czerń SS. Isabelle odkryła, że nie widzi między nimi większej różnicy. Wszyscy krwawili tak samo jak francuscy żołnierze, którymi się opiekowała. Niektórzy płakali z bólu, inni przygryzali sobie języki, żeby nie krzyczeć. Być może ci w czerni płakali trochę mniej, ale nawet jeśli tak było, Isabelle nie widziała dużej różnicy.