Выбрать главу

Jaka była rzeczywistość? Gudrun nie żyła. Grenadier pancerny nie żył. To była rzeczywistość. Nie było sensu pragnąć, by sprawy wyglądały inaczej, nie było sensu żyć złudzeniami.

A jutro, Dieter o tym wiedział, miała runąć ostatnia iluzja. Jutro miał wstąpić w szeregi prawdziwych nazistów. Morderców.

Tygrys Brunhilda, Hanau, Niemcy, 2 lutego 2008

— Kierowco Johann?

— Tak, Indowy Rinteelu?

Mueller był tak wysoki, że Indowy do tej pory raczej go unikał. Teraz rozmowa była możliwa dlatego, że leżał na pryczy kierowcy, przez co miał oczy na poziomie obcego. Z drugiej strony być może jakieś znaczenie miał fakt, że wszyscy inni mocno spali.

— Czytałem wasze dzieje, zwłaszcza ostatniego wieku. I w ogóle tego nie rozumiem.

Mueller westchnął.

— Rinteelu… my też nie.

Mały futrzasty obcy umilkł i odwrócił się, jakby chciał odejść.

— Zaczekaj, Rinteelu — powiedział Mueller. — Której części naszej historii nie rozumiesz?

Indowy zawrócił.

— Ci ludzie, których nazywacie „Żydami”… Co sprawiło, że stali się waszymi wrogami? Czym zasłużyli na to, co zgotował im wasz lud?

Mueller znów westchnął. Jak miał odpowiedzieć na takie pytanie?

— Rinteelu, po dziś dzień każdy Niemiec wystarczająco inteligentny, by mieć swoje zdanie, zadaje sobie przed snem to samo pytanie. Asyryjczycy wyrzynali całe miasta… ale przynajmniej mieli jakiś powód. Markus Licyniusz Krassus ukrzyżował sześć tysięcy niewolników wzdłuż drogi Appijskiej… ale przynajmniej miał jakiś powód. Mongołowie zabili dwadzieścia milionów Chińczyków, żeby powiększyć pastwiska dla swoich koni… ale przynajmniej to był jakiś powód. A Żydzi?

Mueller na chwilę przerwał. Szaleństwo dziejów jego własnego kraju spoczęło brzemieniem na jego ramionach.

— Rinteelu, kiedy całym pokoleniem szykowaliśmy się do pierwszej wojny światowej, naszym wieszczem był mężczyzna nazwiskiem Ernst Lissauer. Napisał wiersz pod tytułem „Hasengesang gegen Engeland”, czyli „Pieśń nienawiści do Anglii”, podburzający synów Niemiec przeciwko tym, których uważał za ich prawdziwego wroga. Rinteelu, Ernst Lissauer był niemieckim Żydem. Kiedy przetoczyliśmy się przez belgijską granicę w 1914, a nasi żołnierze ginęli tysiącami, szturmując fortece, pierwszym człowiekiem, który zdobył Żelazny Krzyż za odwagę w walce, był niemiecki Żyd. Kiedy Adolf Hitler został przedstawiony przez swojego porucznika do Żelaznego Krzyża, porucznikiem tym był Żyd. Oddawali swoją krew i swoje serca. Ginęli za swoją „niemiecką ojczyznę”. Zginęło ich dziesięć tysięcy, Rinteelu… Oddali wszystko, co mieli, za to, co uważali za swój kraj. Rinteelu, w wojsku służyło ich dziesięć razy więcej, niż wynosiła średnia krajowa. Byli nami. I dlatego, Indowy Rinteelu, to tak, jakby Bóg wykorzystał nas, Niemców, do jakiegoś swojego celu… ale my nie wiemy jakiego.

Indowy przetrawiał to wszystko. Myślał o głupocie… i o bólu w głosie Muellera.

— A więc to było szaleństwo — powiedział w końcu.

— Tak, Rinteelu — zgodził się Mueller. — To było szaleństwo.

INTERLUDIUM

Jak wspaniałym szaleństwem jest Ścieżka Gniewu; pomyślał Ro’moloristen. Wzdłuż całego horyzontu, jak okiem sięgnąć z tenara, maszerowała fala za falą Ludu.

Maszerowali grupami po dwudziestu do pięćdziesięciu, a każda grupa niosła prymitywną drewnianą tratwę. Na tratwy te poszła połowa lasów Francji i Belgii.

W górze lecieli Wszechwładcy, w liczbie większej, niż wynikałoby to z liczebności pierwszych szeregów Ludu. Z każdego tenara zwisała lina. Latające maszyny miały holować tratwy, przewieźć Lud przez rzekę do zwycięstwa. Działka plazmowe i wyrzutnie hiperszybkich rakiet na tenarach pluły ogniem i nienawiścią do obrońców na drugim brzegu wielkiej rzeki.

Działa threshkreen nie milczały. Nawet z tej odległości grzmot tysięcy sztuk strasznej artylerii był odczuwalny jak uderzenia pięści. Pociski spadały między Lud, zamieniając go w żółtą pianę i roztrzaskując tratwy.

Ale Ludu było coraz więcej i coraz więcej tratw zbliżało się do rzeki. Artyleria mogła zabić wielu. Nie mogła jednak zabić wszystkich. Powoli, przestępując nad ciałami zabitych, Lud dotarł na brzeg rzeki.

Ro’moloristen patrzył, jak pierwszy szereg — to, co z niego zostało — znika w stromej dolinie. Wiedział, że zejście po zamarzniętym zboczu będzie dla Ludu koszmarem.

Ale spodziewał się, że potem pójdzie już łatwiej… kiedy threshkreen na drugim brzegu zobaczą, że na każdej tratwie przywiązano do pali od pół tuzina do tuzina piskląt thresh.

CZĘŚĆ V

18

Tygrys Anna, linia Odry-Nysy, 3 lutego 2008

Żołądek Hansa zamienił sie, w bryłę ołowiu. Ekran Anny ukazywał całej załodze więcej niż chciałaby widzieć. Posleeńska horda nacierała przez zamarzniętą teraz rzekę… i prawie połowa obcych niosła albo popychała przed sobą ludzkich jeńców.

Chociaż i obcy, i ich więźniowie byli w zasięgu ognia, mało który z obrońców do nich strzelał — strzelali głównie snajperzy. Tu i tam Hans widział, jak jakiś Posleen potyka się i pada z piersią lub łbem strzaskanym celnym pociskiem.

W powietrzu nie było latających sań obcych. Hans był pewien, że obrońcy zaatakowaliby je z radością, zostawiając snajperom Posleenów, którzy wystawiliby się na czysty strzał.

Ale zabicie tych kilku nie miałoby żadnego znaczenia. Ich liczebność jest nieograniczona. A ich najpotężniejszą bronią są dzisiaj jeńcy.

Siedzący poniżej fotela dowódcy Schultz dygotał — Hans widział to wyraźnie. Rozejrzawszy się po kokonie, Brasche zobaczył, że wszyscy, od Harza po oficera operacyjnego, wyglądają tak, jakby mieli zaraz zwymiotować.

— Och, co za bydlaki — powtarzał raz za razem Harz. — Brudne, cuchnące, nędzne bydlaki.

Moi chłopcy nie dadzą rady tego zrobić. Nie powinni tego robić. Nie zrobiliśmy z nich tego rodzaju żołnierzy. Cholera.

— Dieter, odsuń się od działa. Anno, działo dowódcy.

Z nieopisaną ulgą Schultz odsunął się natychmiast od celownika.

— Tak jest, Herr Oberst — powiedział czołg. Z góry zsunęła się na Braschego aparatura celownicza, prawie taka sama jak Schultza.

— Sierżancie majorze Krueger, bierzesz przednie działka. Cała reszta, uważać na wrogie latacze, ale nie strzelać. Sierżancie majorze, ogień według uznania.

Krueger z uśmiechem zaczął przeczesywać ogniem mieszany szyk ludzi i obcych.

— Pieprzeni słowiańscy podludzie — szeptał.

Na ekranie widać było mężczyzn, kobiety i dzieci, rozrywanych na strzępy na równi z Posleenami. Różnica była taka, że ludzkie krzyki łatwiej było zrozumieć.

Hans nie potrafił tego znieść. Wrzaski były równie przerażające jak radość sierżanta majora i jeszcze bardziej bolesne.