Każda próba takiego załatania przesuwała front coraz bardziej na zachód.
Hans jechał na wschód, kiedy usłyszał głos Anny.
— Emanacje trzydziestu ośmiu okrętów wroga lecących w tym kierunku, Herr Oberst, na niskim pułapie.
Usłyszawszy tę wiadomość, Hans uśmiechnął się jeszcze szerzej. Wreszcie coś, co pomoże mu przestać myśleć o popełnionych zbrodniach, co przyniesie długo oczekiwaną ulgę.
Borominskar daremnie przeklinał swojego niesubordynowanego podwładnego.
— Ty głupi abat! Ty obelgo dla twoich przodków! Ty nigdy nie dość przeklęty, po trzykroć potępiony durniu! Wracaj!
— Odwal się, starcze — odparł młodszy Wszechwładca, Siliuren z podklanu Rif. — Wróg jest pokonany, a mój lud głodny po długim poście, jaki mu narzuciłeś. Zamierzam zdobyć dla siebie miejsce pod słońcem tego świata, a ciebie niech porwą demony gówna!
Stosunek sił nie jest zły, pomyślał Hans. Całkiem niczego sobie. W każdym razie bywało gorzej, o wiele gorzej.
Straty zmusiły go do połączenia swoich trzech batalionów Tygrysów w dwa. Nawet te dwa liczyły zaledwie po dziesięć czołgów. Co ciekawe, jednostki Leopardów i pancernych grenadierów były niemal w pełnej sile. Tylu ich ocalało, bo ściągnęliśmy na siebie ogień skierowany na lżejsze jednostki.
Dwadzieścia jeden pozostałych Tygrysów, w tym Anna, czekało cierpliwie pod pianą maskującą, aż Posleeni wejdą w zasięg skutecznego ognia.
Potem Hans przemówił przez mikrofon do całej brygady.
— Najważniejsze, chłopcy, jest to, że nie mamy tu żadnych osłon terenowych, za którymi moglibyśmy się schować. Jeśli zaatakujemy za wcześnie, wróg się wycofa i wytrzebi nas spoza naszego zasięgu. Dlatego będziemy musieli podpuścić ich blisko. Zaczekajcie, aż znajdą się w odległości pięciu tysięcy metrów. Potem, kiedy wydam rozkaz, strzelajcie ile wlezie. Leci na nas trzydzieści osiem tych świń. Nie chcę, żeby więcej niż dwie czy trzy uciekły i rozgłosiły wśród pozostałych, że nie wolno zadzierać z brygadą Michael Wittmann!
Siliuren z podklanu Rif zachichotał, zadowolony, że przeciwstawił się swojemu nominalnemu przywódcy. W końcu po co być Wszechwładcą Ludu Statków, jeśli nie można korzystać z wolności przynależnej temu statusowi? Jeśli postanowił załadować swoje oolt na statki i poprowadzić je do nowych krain, jakim prawem Borominskar temu się sprzeciwia? Na pewno nie z troski o Lud, przecież oolt’os Siliurena byli wychudzeni i głodni.
Wszechwładca patrzył na przesuwającą się w dole przysypaną śniegiem ziemię z pewnym obrzydzeniem. To niegościnne pustkowie. Po co w ogóle opuściłem świat, na którym się narodziłem?
Szczera odpowiedź na to pytanie brzmiałaby mniej więcej tak: „Opuściłeś swój świat, ponieważ miał zostać rozwalony w drzazgi, do tego radioaktywne drzazgi”. Jeszcze bardziej szczera — chociaż Siliuren nie należał do najbystrzejszych ani najbardziej religijnych spośród Ludu i było mało prawdopodobne, by czytał lub słuchał ze zrozumieniem Księgi Wiedzących — brzmiałaby: „Opuściłeś swój świat, ponieważ miał zostać zniszczony, a miał zostać zniszczony, gdyż tysiące lat temu, tak dawno, że nikt tego nie pamięta, istoty zwane Aldenat’ postanowiły, że wszechświat ma wyglądać tak a nie inaczej, i przez jakiś czas udawało im się sprawiać, że tak właśnie wyglądał”.
Boże, jeśli istniejesz, proszę: jeżeli obcy będą tu patrzeć, nie pozwól im nas zobaczyć.
Tak modlił się Brasche i tak modlił się — może tylko innymi słowami — każdy żołnierz brygady.
Czy to jakiś odległy Bóg, rzadko manifestujący na Ziemi swoją obecność, wysłuchał tych modłów, czy też posleeńscy piloci nie uważali, w każdym razie rój okrętów zbliżał się coraz bardziej do nieregularnej linii przyczajonych Tygrysów. Hans nie wiedział, dlaczego tak jest. Wiedział tylko, że przyszła w końcu chwila, gdy mógł wydać rozkaz:
— Do wszystkich Tygrysów, ognia. Ogień według uznania.
Siliuren z Rif nie zwrócił uwagi na głos SI swojego okrętu. Właściwie okręty nigdy nie nadawały swoim głosom intonacji, którą można by nazwać „przykuwającą uwagę”.
Dopiero kiedy okręt po raz trzeci powtórzył: „Przed nami dwadzieścia jeden maszyn bojowych wroga”, Wszechwładca zawołał:
— CO?!
Było to ostatnie pytanie, jakie kiedykolwiek zadał.
— Batalion pierwszy i trzeci, podciągnąć flanki do przodu — rozkazał Hans. — Musimy zatrzymać tylu tych drani, ilu się da. Bracia mniejsi… — czołgi i pancerni grenadierzy brygady — osłaniajcie nasze flanki, dopóki nie skończymy.
Brygada Michael Wittman, osłabiona liczebnie, ale wciąż tak samo silna duchem bojowym i nienawiścią, runęła naprzód, do swojego ostatniego zwycięstwa.
INTERLUDIUM
Frankfurt chylił się ku upadkowi, przygięty pod ciężarem własnych ruin. Szare, brzydkie miasto bardziej pasowało do posleeńskich gustów architektonicznych niż jaśniejsze, bardziej przytulne osiedla thresh.
Ale „bardziej” nie znaczyło „zupełnie”. Athenalras bez żalu patrzył, jak jego podwładni wyburzają miasto i odbudowują je po posleeńsku. Cieszył się zwłaszcza na widok równanych z ziemią budynków zaopatrujących threshkreen w broń. W bitwach z ludźmi jego klan poniósł wielkie straty, tak wielkie, jak nigdy dotąd i jakich nikt sobie nie wyobrażał.
— Bogowie, jak ja nienawidzę tych ohydnych abat — mruknął Wszechwładca.
— Panie? — spytał Ro’moloristen.
— Przybyłem tu, młodzieńcze, ze wspaniałym, silnym stadem. Co mi zostało? Broń radioaktywna threshkreen, ich maszyny bojowe i przeklęta artyleria, i piechota, która nie chce uciekać, jeśli nie widzi w tym korzyści, sprawiły, że dowodzę bladym, wykrwawionym cieniem klanu. Długi ciek wodny, który thresh nazywają „Renem”, jest zapchany trupami naszego ludu. Na wschodzie ich rzeki Odra i Nysa wystąpiły z brzegów, tyle leży w nich martwych ciał. Ich góry są otoczone naszymi zabitymi. Ich pola są usłane świętokradczo pozostawionymi szczątkami Hordy.
— Ale, mój panie… zniszczyliśmy ich. Niemcy uciekają na północ i południe, na pustkowia.
— Zniszczyliśmy samych siebie. Nie lekceważ ludzi, mój eson’sora, dopóki nie przetrawisz ich ostatniej pary rozrodczej. A tego, obawiam się, nigdy nie zdołamy zrobić. Żałuję, że w ogóle przylecieliśmy na ten świat — dokończył Athenalras, wódz klanu.
19
Siedem Tygrysów wraz z połową, batalionów czołgów i grenadierów pancernych, wzmocnione tym, co zostało z artylerii brygady — dwiema bateriami z resztkami amunicji — stało na samotnej straży na południe od miasta. Na północy i zachodzie zdziesiątkowane Kampfgruppen[48] dziewięciu Korps — odpowiednik, być może, dwunastu czy piętnastu dywizji sprzed inwazji — zaciekle się okopywały. Następne cztery Korps — czy raczej resztki, jakie z nich pozostały — zamieniały Hamburg w fortecę, która miała zgnieść siły wroga. Od Hamburga wzdłuż szerokiego, głębokiego ujścia Elby stało rozciągnięte to, co zostało z Bundeswehry i SS. Wojsko wysadziło wszystkie mosty i czekało na ostateczny szturm wroga.