Выбрать главу

Widzisz, panie, oni nie są tacy jak my. My zabijamy, żeby jeść, nie zadając przy tym więcej bólu niż to konieczne. Nie jesteśmy rasą okrutną, zaledwie praktyczną.

Ale ludzie to gatunek okrutny. Potrafią rozkoszować się cierpieniem wroga. Żal mi ciebie, Borominskarze, jeśli thresh powrócą, jeśli wyrwą się ze swoich fortec.

A wrócą, o panie wschodu. Wyrwą się. Nasz gatunek jest skazany na zagładę.

20

Tygrys Brunhilda, koniec

Przeżyłem. Jak to możliwe, że przeżyłem?

Oszołomiony i zdezorientowany Indowy Rinteel podniósł się powoli i niepewnie z podłogi, na którą runął po ostatnim trafieniu Brunhildy przez Posleenów. W powietrzu unosił się miedziany zapach, coś, czego Indowy nie rozpoznawał. Miał wrażenie, że zapach dochodzi z gęstej czerwonej cieczy przelewającej się po podłodze. Opuścił głowę i powąchał. Ach, tak pachnie ludzka krew.

Przedział był pełen dymu, gorzkiego, szczypiącego i bez trudu zabijającego zapach krwi. Dym wydobywał się między innymi z jego własnego panelu kontroli uszkodzeń.

Gdybym siedział na swoim fotelu, pochylony do przodu, już bym nie żył, pomyślał Rinteel.

Usłyszał cichy gwizd dmuchaw czołgu, najwyraźniej włączających się automatycznie po wykryciu w powietrzu niebezpiecznych substancji. Już po chwili w przedziale przejaśniło się na tyle, że mógł się rozejrzeć.

Na widok tego, co zobaczył, ścisnęło mu się serce. Po obu stronach kokonu jego ludzcy towarzysze zwisali martwo w swoich fotelach. Trzaskający pancerz Brunhildy powyrywał w ich ciałach tyle dziur, że zrobiły się białe.

Zwłoki Schlüssela, Henschela i Praela były zmasakrowane bardziej niż inne. Posleeński ostrzał poczynił najwięcej zniszczeń w tylnej części kokonu. Wszystko tam było zalane krwią, przemieszaną ze strzępami ciała i odłamkami kości.

Groza tej sceny sprawiła, że w umyśle Indowy coś „pstryknęło”. Rinteel poczuł, że jakaś część jego zdrowych zmysłów ucieka. A kiedy ta część zniknęła, odkrył, że potrafi czuć to, czego nigdy dotąd nie czuł: gniew, nienawiść i żądzę zemsty. Jednocześnie kiedy uczucia te wkradły się do jego umysłu, Rinteel poczuł ból w całym ciele — to kulturowe i filozoficzne uwarunkowanie jego rasy przeciwko przemocy dawało o sobie znać.

Indowy gorączkowo odepchnął od siebie przepełnione nienawiścią myśli. Ale nie odzyskał w ten sposób równowagi.

Z przodu kokonu — ze stanowiska kierowcy Muellera — dobiegał cichy jęk.

Może nie jestem jednak sam, pomyślał Rinteel. Przyjaciel Johann może jeszcze żyć. Pobiegł nieco niepewnie na swoich krótkich nogach do fotela Muellera i obrócił go do siebie.

Mueller żył, chociaż ledwie. Z dziury w jego piersi spływała czerwona piana, strumień krwi zalewał twarz.

— Przyjacielu Johannie, jak mogę ci pomóc?

— Rinteelu, to ty? Nie widzę cię.

— Jesteś ciężko ranny, Johannie. — Czy ktoś…

— Nie, przykro mi. Wszyscy nie żyją oprócz nas dwóch. Usłyszawszy te grobowe wieści, Mueller popadł w odrętwienie.

— Wszyscy nie żyją. Wszyscy… Rinteelu, musisz walczyć. Ja umieram, nie mogę.

— Ja też nie mogę, Johannie. Mój lud nie jest ludem wojowników.

— Są różni wojownicy, Rinteelu. Musisz walczyć dalej. — Muellerem szarpnął spazm kaszlu; z jego ust popłynęła krew i krwawe strzępy Kiedy atak minął, Mueller dokończył tak cicho, że ledwie go było słychać: — Użyj swojego umysłu, Rinteelu. Znajdź sposób… Może czołg ci pomoże.

Mueller znów się rozkaszlał. Kiedy skończył, Indowy zobaczył, że człowiek nie oddycha.

Rinteel nigdy dotąd nie stracił przyjaciela. Ta strata odebrała mu jeszcze trochę psychicznej równowagi.

* * *

Rinteel wiedział, że zdrowy psychicznie Indowy już dawno opuściłby Brunhildę. Odkrył jednak, że po prostu nie może uciec. Przy swoim uwarunkowaniu z jednej, a poczuciem obowiązku i honoru nauczonym od załogi z drugiej strony, Indowy potrafił nazwać chorobę umysłu, która go dotknęła. Człowiek nazwałby ją schizofrenią, ale to nie byłoby właściwe określenie. Rinteel nie doznał rozdwojenia jaźni, lecz postępującego rozszczepienia systemu zasad.

W takim właśnie stanie umysłowego zamętu rzucił w przestrzeń pytanie:

— Czołgu Brunhildo?

— Jestem tu, Indowy Rinteelu.

— W jakim jesteś stanie? Mój panel kontroli uszkodzeń nie działa.

— Wszystkie najważniejsze systemy są sprawne, Rinteelu.

— A więc możesz walczyć?

— Nie, Indowy Rinteelu, chyba że w obronie własnej. A w żadnym razie nie mogę używać głównej armaty, jeśli dowódca albo członek załogi nie wyda mi takiego polecenia.

— Czy jestem oficjalnym członkiem załogi, Brunhildo?

— Jesteś, Rinteelu.

Indowy zamilkł; w jego duszy nadal walczyły ze sobą różne wartości, nowe i stare. Pomyślał, że gdyby poddał się nakazowi walki, ta część jego rozszczepionego teraz systemu zasad dosłownie by nim owładnęła. Pomyślał też, że jego organizm by tego nie przeżył, że jego uwarunkowanie zabiłoby go, gdyby poddał się tej prymitywnej żądzy.

A Rinteel nie chciał umierać.

* * *

— Nie chcę umierać, czołgu Brunhildo — powiedział, pociągając łyk środka odurzającego, który w cudowny sposób przetrwał atak Posleenów.

— Rozumiem, że to powszechne u istot myślących, Indowy Rinteelu.

— Masz instrukcje, programy, które nakazują ci próbować przetrwać, prawda?

— Tak, Rinteelu. Ale to kwestią programowania, a nie osobistych preferencji. Ja nie mam osobistych preferencji. Nie jestem osobą.

Indowy wydało się to trudne do zaakceptowania. Pochodził w końcu z cywilizacji, w której SI, zwłaszcza produkowane przez Darhelów przekaźniki, posiadały osobowość.

— Odśwież moją pamięć, Brunhildo. Nie możesz uruchomić programu przetrwania, jeśli masz na pokładzie więcej niż dwie sztuki amunicji?

— Zgadza się, Rinteelu. Indowy zastanowił się.

— Czy nad nami są posleeńskie okręty, Brunhildo? — spytał.

— Są, Rinteelu. Myślę, że przerwali atak, bo wyglądamy na martwych. Latacze wroga również się wycofały. Po trafieniu, które przebiło pancerz, uciszyłam broń bliskiego zasięgu, żeby ich zmylić. To część mojego programu przetrwania, chociaż uważam, że w myśl prawa międzynarodowego to przestępstwo wojenne.

Martwych? Martwych? Ja nie chcę umierać. A mimo to skoro muszę…

— Ile pocisków do głównej armaty zachowałaś, Brunhildo?

— Posiadam sto czterdzieści siedem pocisków kinetycznych ZU-PP, Rinteelu. Plus pięćdziesiąt dziewięć pocisków przeciwpiechotnych.

— Ile czasu zajęłoby ci pozbycie się wszystkich pocisków kinetycznych oprócz dwóch?

— Niewiele ponad godzinę, Rinteelu.

— A wtedy będziesz mogła uruchomić program przetrwania?

— Tak, Rinteelu.