Выбрать главу

– Czyżbym to ja był, mistrzu?

– Tyś powiedział.

Patrzyli na niego, zaś Płowy Jack, wziąwszy chleb, łamał go i roznosił,v a potem wziąwszy kielich z winem, podawał im mówiąc:

– Jedzcie i pijcie. Ten chleb to ciało moje, które tu za was oddaję, a kielich ten to Nowy Testament we krwi mojej, która się za was wylewa. Niechaj ciało i krew mojego dzieła pozostaną z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata.

Jeden z uczniów miał gitarę i akompaniował na niej do pieśni nuconej przez apostołów w drodze na Słoneczną Górę. Płowy Jack został nieco w tyle. Odszedłem od Lindy i zbliżyłem się do nauczyciela. Nie chciałem go nużyć żadnymi ostrzeżeniami, wiedząc, że on sam lepiej niż ktokolwiek zna całą sytuację.

– Mistrzu – powiedziałem ściszonym głosem – jeśli możesz, postaw na nogi tego kretyna, który rozbił sobie twarz na mojej głowie.

– A wierzysz, że mógłbym to uczynić?

– Jestem o tym przekonany.

– Tedy patrz – wskazał na drugi brzeg jeziora w kierunku Parayo, gdzie w odległości sześciu kilometrów leżał rozbity szofer. – On tam wstaje.

Odszedł i dołączył do uczniów, a ja poczułem się lekko. Przez kilka minut przyczynę tej lekkości widziałem w uspokojonym sumieniu, nim wreszcie spostrzegłem, że nie mam na sobie marynarki i czapki szofera, które po prostu gdzieś znikły.

Ta noc była bardzo gorąca. Spędziliśmy ją razem na Słonecznej Górze. Leżałem z Lindą w sztucznej trawie pod fałszywymi oliwkami, koło polany, gdzie w blasku księżyca Płowy Jack odpowiadał na pytania uczniów.

– Powiedz nam, kiedy to się stanie i jaki będzie znak dokonania świata.

– Patrzcie, aby was kto nie zwiódł fałszywym proroctwem. Bo wielu ich przyjdzie pod imieniem moim, głosząc: “Jam jest Reżyser świata". Dokąd kazana będzie ta Ewangelia, słyszeć będziecie złe wieści. Ale niebo i ziemia przeminą, a słowa moje pozostaną jeszcze. Tedy ludzie powstaną przeciwko ludziom, poznacie głód i choroby, trzęsienia ziemi pustoszyć będą domy wasze. Na końcu utrapienia onych dni słońce się zaćmi, a księżyc nie da pełnej jasności. I jako błyskawica w ciemności od wschodu do zachodu po niebie przeleci, tak wy mnie ujrzycie na obłokach Widza żywego, gdy wrócę tu z mocą i chwałą jego.

– Kiedy to się stanie?

– Zaprawdę powiadam wam: Nim ten wiek i ten rodzaj przeminie, ostatecznie dokona się wszystko. Gdy odmładza się gałąź figowego drzewa i liście wypuszcza, łatwo poznajecie, że blisko jest lato. Także wy, kiedy ujrzycie te znaki, pomyślicie, że blisko jest, a we drzwiach. Lecz o onym dniu i godzinie nie wie nikt, ani Aniołowie niebiescy, którzy trąbą wielkiego głosu zwołają was na Sąd Ostateczny, tylko sam Ojciec mój. Czuwajcie tedy nieustannie, bo nie wiecie, kiedy Pan was zawoła. Otom wam powiedział.

18

Była noc kiedy otworzyłem oczy. Jasny księżyc świecił.L O jeszcze poprzez plastykowe liście, a gorący wiatr niósł z Tawedy głosy szczekających psów. Linda spała dalej w moich ramionach.

Wstałem ostrożnie i przechodząc koło jedenastu apostołów, którzy spali pod oliwkami, skierowałem się na pobliski wierzchołek góry, skąd chciałem spojrzeć w dal ponad Pial Edin w kierunku Tawedy, gdzie stał mój rodzinny dom.

Po drodze usłyszałem cichy głos Płowego Jacka:

– Ojcze mój, jeśli można, niech mnie ten kielich minie. Wszakże nie jako ja chcę, ale jako ty.

Mistrz stał na drugiej polanie przy krawędzi blasku i cienia rzucanego na fałszywą trawę przez kępę sztucznych palm. Twarz miał wzniesioną ku gwiazdom.

Dyskretnie wycofałem się do Lindy i zaraz z drugiej strony usłyszałem jakiś szept:

– Którego pocałuję, ten ci jest. Imajcie go!

Po chwili Płowy Jack zszedł z góry i wynurzył się z ciemności.

– Duch jest ochotny, ale ciało mdłe – powiedział głośno ni to do siebie samego, ni to do śpiących uczniów. Raz jeszcze spojrzał na niebo. – Wstańcie! Oto przybliżył się ten, który mnie wydaje.

A gdy on to jeszcze mówił, z gęstwiny wyszedł jeden z dwunastu, prowadząc wielką zgraję manekinów uzbrojonych w rewolwery i kije.

– Bądź pozdrowiony, mistrzu – rzekł do nauczyciela.

I pocałował go. A Płowy Jack spytał:

– Przyjacielu, po co przyszedłeś?

Wtedy statyści – przystąpiwszy doń – rzucili się na Reżysera świata i pojmali go.

Lecz oto jeden ze zbudzonych uczniów dobył nóż i uderzywszy kardynalskiego pachołka, uciął mu ucho. Płowy Jack nie pochwalił go za to.

– Obróć nóż na miejsce jego – powiedział do swego obrońcy i dotknąwszy ściętego ucha, przywrócił je pachołkowi. – Kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Czy mniemasz, że nie mógłbym teraz prosić Ojca mego o pomoc Aniołów, a stawiłby mi więcej niż dwanaście wojsk? Ale jakoż by wypełniło się to wszystko, co i tak stać się musi?

Słysząc te słowa, wszyscy uczniowie mistrza opuścili go i rozbiegli się po ogrodach. Ja też – niewiele myśląc – porwałem Linde za rękę i wycofałem się dalej w gąszcz. Z ukrycia słyszeliśmy krótkotrwałą naradę marionetkowych obrońców kościoła. Po uzgodnieniu, że przesłuchanie proroka odbędzie się w siedzibie najwyższego kapłana, kilkunastu najlepiej uzbrojonych manekinów sprowadziło Płowego Jacka w dół do autostrady, gdzie czekały samochody, zaś reszta statystów zeszła północnym stokiem Słonecznej Góry przez Pial Edin do najbliższej stacji metra.

Dopiero gdy zbiegowisko rozproszyło się i głosy ucichły, wyszliśmy na polanę. Pozostała tam tylko stratowana trawa, światło księżyca i gorący wiatr, który zwiał już gdzieś nad Vota Nufo zagadkowe pytanie mistrza: “Przyjacielu, po co przyszedłeś?"

Pół godziny później wsiadłem z Lindą do samochodu rektora. U wylotu ścieżki na autostradę jakaś żywa dziewczyna zapytała nas, czy nie widzieliśmy Płowego Jacka. Zaprosiłem ją do samochodu. Pojechaliśmy na Dziesiątą Ulicę. Na dziedzińcu przed siedzibą kardynała stał tłum sztucznych ludzi. Widząc go już z daleka, zostawiliśmy wóz na rogu Szesnastej Alei i przyłączyliśmy się do zbiegowiska.

Płowy Jack stał w blasku reflektora na podium przed okazałą fasadą pawilonu z dykty. Obok – na wysokim podeście – zebrali się przedniejsi kapłani i uczeni w piśmie. Siedzieli sztywno jak mumie. Wszyscy mieli na głowach peruki uszyte ze zwojów rozkręconego sznurka, pergaminowe twarze, gumowe rękawiczki na dłoniach i szklane oczy. Kardynała wyniesiono na podest razem z fotelem.

Przez dłuższy czas przesłuchiwano świadków, ale – co nawet samym oskarżycielom musiało rzucać się w oczy – zeznania ich były sprzeczne. Płowy Jack miał krew na ustach. Nie odezwał się ani razu. Od strony ulicy na zbiegowisko patrzyła grupa plastykowych karabinierów.

Wokoło kręcili się uliczni handlarze, oferując słuchaczom różne fałszywe towary. Jeden z nich sprzedawał puszki po coca – coli i plastykowe lody. Jakimś cudem znalazłem w jego wózku małą butelkę prawdziwej whisky. Linda nie chciała pić, a ja – chociaż nie byłem alkoholikiem – za pół szklanki whisky na ten wrzód, który palił moje wnętrzności od chwili, gdy Płowy Jack pozostał sam, oddałbym majątek.

Jako ostatni z fałszywych świadków wystąpił duchowny z “Oka Cyklonu". Wypowiedział tylko jedno zdanie:

– Słyszałem, jak on mówił – wskazał na oskarżonego – że może rozwalić kościół i za trzy dni zbudować go.

Na dziedzińcu zapanowała grobowa cisza. Kardynał zwrócił maskę w stronę Płowego Jacka:

– Nic nie odpowiadasz?

Prorok milczał.

– Zaklinam cię na Boga żywego! – zawołał pierwszy kapłan Kroywenu. – Sam to wreszcie wyznaj, jeśli jesteś Zbawicielem naszym.

– Tyś powiedział. Nie wierzycie? Wszakże powiadam wam: Jeszcze ujrzycie mnie siedzącego po prawicy Pana waszego na obłokach niebieskich.