Nagle rozległ się straszny lament i przez tłum przedarła się Halima. Wzięła od Ellisa ciało syna i kucnęła na ziemi z martwym dzieckiem w ramionach, wykrzykując jego imię. Wokół niej zebrały się kobiety. Jane odwróciła się od tej sceny.
Skinęła na trzymającą na rękach Chantal Farę, wyszła z meczetu i skierowała się wolnym krokiem w stronę domu. Jeszcze kilka minut temu myślała, że wioska wyszła szczęśliwie z opresji. A teraz nie żyje siedmiu mężczyzn i chłopiec. Tyle łez wylała, że nie miała już czym płakać. Żal odbierał jej siły.
Weszła do domu i usiadła, aby nakarmić Chantal.
– Jakaś ty cierpliwa, dziecinko – powiedziała i przystawiła małą do piersi.
W parę minut później wszedł Ellis, pochylił się i pocałował ją. Patrzył na nią przez chwilę.
– Odnoszę wrażenie, że jesteś na mnie zła – powiedział w końcu. Uświadomiła sobie, że rzeczywiście tak jest.
– Mężczyźni to jednak sukinsyny – odparła z goryczą. – Ten dzieciak próbował najwyraźniej rzucić się na uzbrojonych żołnierzy z nożem myśliwskim. Kto go nauczył takiej nieroztropności? Kto mu powiedział, że celem jego życia jest zabijanie Rosjan? Z kogo brał przykład, porywając się z nożem na mężczyzn uzbrojonych w kałasznikowy? Przecież nie ze swojej matki. Z ojca; to Mohammed jest winien jego śmierci. Mohammed i ty.
– Dlaczego ja? – zapytał Ellis zdziwiony.
Wiedziała, że jest surowa w swej ocenie, ale nie mogła się powstrzymać.
– Pobili Abdullaha, Alishana i Shahaziego, bo chcieli z nich wyciągnąć, gdzie jesteś. Szukali ciebie. To było powodem ich przybycia.
– Wiem. Ale czy znaczy to, że z mojej winy zastrzelili tego chłopca?
– Doszło do tego przez to, że ty tu jesteś.
– Być może. W każdym razie postaram się rozwiązać ten problem. Wyjeżdżam. Moja obecność, jak zdążyłaś zauważyć, ściąga przemoc i doprowadza do przelewu krwi. Zostając narażam się na pojmanie – bo tej nocy mieliśmy dużo szczęścia – a wtedy mój plan zjednoczenia rozproszonych plemion do walki ze wspólnym wrogiem upadnie. Prawdę mówiąc, byłoby jeszcze gorzej. Rosjanie wytoczyliby mi publiczny proces, żeby osiągnąć jak największy efekt propagandowy: „Patrzcie, jak CIA próbuje wykorzystać wewnętrzne problemy krajów Trzeciego Świata”. Coś w tym rodzaju.
– Ważna z ciebie figura, co? – Dziwny wydawał się fakt, że to, co wydarzyło się tu, w Dolinie, wśród tej małej grupy ludzi, mogło mieć tak poważne, niemal globalne następstwa. – Ale nie możesz odejść. Szlak do przełęczy Khyber jest zablokowany.
– Jest inna droga: Szlak Maślany.
– Och, Ellis… Jest bardzo trudny i niebezpieczny. – Wyobraziła go sobie, jak smagany ostrym wichrem wspina się na wysokie przełęcze. Mógł zgubić drogę i zamarznąć na śmierć w śniegu, mogli go obrabować i zamordować barbarzyńscy
Nurystańczycy. – Proszę cię, nie rób tego.
– Gdybym miał inną możliwość, skorzystałbym z niej.
A więc znów go utraci, znów będzie sama. Przygnębiła ją ta myśl. To zadziwiające. Spędziła z nim tylko jedną noc. Czego właściwie oczekiwała? Nie była pewna. W każdym razie czegoś więcej niż to nagłe rozstanie.
– Nie myślałam, że tak szybko znowu cię stracę – powiedziała. Podała Chantal drugą pierś.
Ukląkł przed nią i wziął ją za rękę.
– Nie zastanowiłaś się nad sytuacją – powiedział. – Pomyśl tylko. Nie wydaje ci się, że Jean-Pierre będzie chciał cię mieć z powrotem?
Ma rację, pomyślała. Jean-Pierre może się teraz czuć poniżony i upokorzony: jedyną rzeczą, która uleczyłaby jego rany i urażoną ambicję, byłby jej powrót do jego łóżka i pod jego władanie.
– Ale co on ze mną zrobi? – spytała.
– Będzie chciał, żebyście razem z Chantal spędziły resztę życia w jakimś górniczym miasteczku na Syberii, podczas gdy on będzie nadal prowadził działalność szpiegowską w Europie i odwiedzał was co jakieś dwa, trzy lata w przerwach między kolejnymi zadaniami.
– Co by zrobił, gdybym odmówiła?
– Mógłby cię zmusić albo by cię zabił.
Przypomniała sobie, jak Jean-Pierre ją uderzył. Zrobiło jej się niedobrze.
– Czy Rosjanie pomogą mu mnie znaleźć?
– Tak.
– Ale dlaczego? Co ja ich mogę obchodzić?
– Po pierwsze dlatego, że wiele mu zawdzięczają. Po drugie, bo wyobrażają sobie, że możesz uczynić go szczęśliwym. Po trzecie, bo zbyt dużo wiesz. Znasz blisko Jean-Pierre’a, widziałaś także Anatolija. Gdybyś zdołała wrócić do Europy, byłabyś w stanie dostarczyć komputerom CIA wyczerpującego opisu ich obydwu.
A więc to nie koniec rozlewu krwi, pomyślała Jane. Sowieci będą napadali na wioski, przesłuchiwali, bili i torturowali, aby się dowiedzieć, gdzie ona przebywa.
– A ten sowiecki oficer… Anatolij. Widział przecież Chantal. – Na wspomnienie tamtej strasznej chwili przytuliła mocniej córkę. – Myślałam, że ją zabierze. Nie wpadł na to, że gdyby ją wziął, sama przyszłabym do niego, byleby tylko być z nią?
Ellis pokiwał głową.
– I mnie wydało się to wtedy dziwne. Ale ja jestem dla nich ważniejszy niż ty i sadzę, że postąpił tak, bo najbardziej zależy mu na schwytaniu mnie. A dla ciebie przewidział na razie inną rolę.
– Jaką rolę? Co miałabym według nich zrobić?
– Opóźniać moją ucieczkę.
– Zatrzymując cię tutaj?
– Nie, idąc ze mną.
Ledwie to powiedział, a już wiedziała, że ma rację i że nie da się uniknąć swego przeznaczenia. Musi z nim iść, razem z dzieckiem, nie ma innego wyjścia. Jeżeli zginiemy, to trudno, widocznie tak już musi być, pomyślała.
– Wydaje mi się, że mam większe szansę uciekając z tobą stąd niż potem samotnie z Syberii – powiedziała.
Ellis skinął głową.
– Właśnie.
– A więc zaczynam się pakować – zadecydowała. Nie było czasu do stracenia. – Wyruszymy z samego rana.
Ellis potrząsnął głową.
– Chcę stąd zniknąć za godzinę.
Jane wpadła w panikę. Oczywiście, zamierzała stąd wyjechać, ale nie tak nagle, i teraz wydało jej się, że nie ma nawet czasu na myślenie.
Zaczęła miotać się po małej chacie, bezładnie wrzucając do torby ubrania, żywność i lekarstwa, przerażona, że zapomni czegoś istotnego, ale zbyt zaaferowana, by pakować się z sensem.
Zdając sobie sprawę z jej nastroju, Ellis objął ją, pocałował w czoło i zapytał spokojnie:
– Czy wiesz, jaka jest najwyższa góra w Wielkiej Brytanii? Pomyślała, że zwariował.
– Ben Nevis – odparła. – W Szkocji.
– Ile ma wysokości?
– Ponad cztery tysiące stóp.
– Niektóre z przełęczy, na które będziemy się wspinać, znajdują się na wysokości szesnastu, siedemnastu tysięcy stóp, czyli czterokrotnie wyżej niż najwyższy szczyt Wielkiej Brytanii. Chociaż odległość wynosi tylko sto pięćdziesiąt mil, pokonanie jej zajmie nam co najmniej dwa tygodnie. A więc uspokój się, zastanów i pakuj planowo. Jeśli zajmie ci to trochę więcej niż godzinę, to trudno – lepsze to, niż nie wziąć antybiotyków.
Skinęła głową, wzięła głębszy oddech i zaczęła od początku.
Miała dwie torby przytraczane do siodła, które można było również nosić jak plecaki. Do jednej włożyła ubrania: pieluszki Chantal, bieliznę na zmianę dla nich wszystkich, pikowany płaszcz Ellisa z Nowego Jorku i podbite futrem palto z kapturem, które zabrała z Paryża. Do drugiej torby wrzuciła medykamenty i prowiant
– żelazne racje awaryjne. Oczywiście, nie było wśród nich ciasteczek Kendal
Mint, ale znalazła substytut – miejscowe placuszki robione z suszonej morwy i orzechów włoskich, prawie niejadalne, niemal nie do ugryzienia, ale za to nasycone skoncentrowaną energią. Wzięła też mnóstwo ryżu i bryłę twardego sera. Jako pamiątkę zabrała jedynie kolekcję polaroidowskich fotografii mieszkańców wioski. Wzięli także śpiwory, rondel oraz wojskowy worek Ellisa z materiałami wybuchowymi i detonatorami – ich jedyną bronią. Ellis objuczył wszystkimi bagażami „jednokierunkową” kobyłę Maggie.