Выбрать главу

Schylił się, żeby ją pocałować, jak zwykle rozpierany przez dumę, a jednocześnie przytłaczany poczuciem winy.

Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. Pod koszulką z podobizną Michaela

Jacksona nosiła biustonosz. Był niemal pewien, że to coś nowego. Staje się kobietą, pomyślał. Niech mnie diabli.

– Wejdziesz na chwilę? – spytała uprzejmie.

– Jasne.

Wszedł za nią do domu. Od tyłu wyglądała jeszcze bardziej kobieco. Przypomniała mu się jego pierwsza dziewczyna. Miał wtedy piętnaście lat, a ona była niewiele starsza od Petal… Nie, zaraz, pomyślał, była młodsza – miała dwanaście lat. A ja jej wsuwałem rękę pod sweterek. Panie, strzeż moją córkę przed piętnastoletnimi gówniarzami.

Weszli do małego, czystego living-roomu.

– Może usiądziesz – zaproponowała Petal. Ellis usiadł.

– Podać ci coś? – spytała.

– Przestań – powiedział Ellis. – Nie musisz być taka oficjalna. Jestem twoim tatą.

Sprawiała wrażenie zaskoczonej i zbitej z tropu, jakby zganiono ją za coś, co w jej mniemaniu nie było niewłaściwe.

– Muszę się tylko uczesać i możemy iść – odezwała się po chwili milczenia.

– Przepraszam.

– Nie ma za co – powiedział Ellis. Wyszła z pokoju. Jej uprzejmość sprawiała mu przykrość. Był to dowód, że wciąż jest dla niej kimś obcym. Jak dotąd nie udało mu się jeszcze zostać normalnym członkiem jej rodziny.

Przez ostatni rok, od czasu gdy wrócił z Paryża, widywał się z nią przynajmniej raz w miesiącu. Czasami spędzali razem cały dzień, częściej jednak, tak jak dzisiaj, zabierał ją tylko na obiad. Żeby być z nią przez tę godzinę, odbył pięciogodzinną podróż z zachowaniem jak najdalej posuniętych środków ostrożności, ale ona, oczywiście, o tym nie wiedziała. Miał przed sobą skromny ceclass="underline" pragnął bez żadnych zgrzytów i dramatów zająć niezbyt znaczące, lecz trwałe miejsce w życiu swej córki.

Wiązało się to ze zmianą charakteru wykonywanej przez niego pracy. Zrezygnował z misji w terenie. Przełożeni byli wielce niezadowoleni; dysponowali zbyt małą liczbą dobrych tajnych agentów (złych mieli setki). On również niechętnie podejmował tę decyzję, czując, że jego obowiązkiem jest wykorzystywanie własnego talentu. Ale nie będzie w stanie zdobyć miłości córki, znikając mniej więcej raz na rok w jakimś odległym zakątku świata, bez możliwości poinformowania jej, dokąd, dlaczego ani nawet na jak długo wyjeżdża. A jednocześnie nie mógł ryzykować, że zabiją go właśnie wtedy, gdy ona nauczy się go kochać.

Brakowało mu tego podniecenia, zagrożenia, dreszczyku emocji, kiedy jest się na tropie, oraz tego poczucia, że robi coś ważnego, z czego nikt inny tak dobrze jak on nie potrafi się wywiązać. Ale zbyt długo już karmił się jedynie przelotnymi związkami uczuciowymi, a po stracie Jane czuł, że potrzebuje chociaż jednej osoby, na której miłość mógłby liczyć.

Z zadumy, w którą się pogrążył, czekając na Petal, wyrwało go wejście Gill. Ellis wstał. Żona ubrana w białą letnią sukienkę wydawała mu się zimna i stateczna. Pocałował ją w podstawiony policzek.

– Co u ciebie? – spytała.

– To co zawsze. A u ciebie?

– Jestem strasznie zabiegana. – Zaczęła mu szczegółowo opowiadać, ile ma zajęć i, jak zawsze przy takich okazjach, Ellis wyłączył się. Lubił ją, chociaż śmiertelnie go nudziła. Nie mógł uwierzyć, że kiedyś stanowili małżeńską parę. Ona była najładniejszą dziewczyną na wydziale anglistyki, on najprzystojniejszym chłopakiem i był rok 1967, kiedy każdy był podminowany i wszystko mogło się wydarzyć, zwłaszcza w Kalifornii. Pod koniec pierwszego roku studiów brali ślub w białych szatach i ktoś grał „Marsza weselnego” na sitarze. Potem Ellis oblał egzaminy i wyleciał z uczelni. Wkrótce dostał powołanie do wojska i, zamiast wyjechać do Kanady czy do Szwecji, stawił się, niczym jagnię na rzeź, przed komisją poborową, wprawiając tym w osłupienie wszystkich z wyjątkiem Gill, która już wtedy wiedziała, że z ich małżeństwa nic nie będzie i czekała tylko, co Ellis wymyśli, żeby się od niej uwolnić.

Kiedy trafił w Sajgonie do szpitala z kulą w łydce – najczęściej spotykaną u pilota helikoptera raną, bo chociaż jego fotel jest osłonięty pancerzem, podłoga kabiny pozostaje nie zabezpieczona – rozwód był sprawą przesądzoną. Ktoś rzucił mu zawiadomienie na łóżko, kiedy wyszedł na chwilę do kibla, i znalazł je po powrocie razem z jeszcze jedną, jego dwudziestą piątą, kiścią dębowych liści (stanowiły wtedy namiastkę medali za odwagę). „Właśnie się rozwiodłem” – oznajmił, a żołnierz z sąsiedniego łóżka powiedział: – „Nie pieprz. Może by tak partyjkę pokera?”

Nie powiedziała mu nic o dziecku. Dowiedział się o nim kilka lat później, kiedy pracował już w wywiadzie i dla wprawy zaczął śledzić Gill. Wykrył wtedy, że ma dziecko o imieniu Petal, nadawanym bezsprzecznie w końcu lat sześćdziesiątych, i męża Bernarda leczącego się u specjalisty do spraw płodności. Uważał, że zatajenie przed nim istnienia Petal było jedyną naprawdę podłą rzeczą, jaką Gill zrobiła mu kiedykolwiek, chociaż ona konsekwentnie utrzymywała, że postąpiła tak dla dobra dziewczynki.

Wywalczył sobie prawo widywania się co jakiś czas z Petal i wyperswadował jej nazywanie Bernarda „tatą”. Aż do ubiegłego roku nie próbował jednak stać się częścią jej rodzinnego życia.

– Chcesz wziąć mój samochód? – spytała Gill.

– Jeśli jest na chodzie, to owszem.

– Oczywiście, że jest.

– Dzięki. – Pożyczanie wozu od Gill wprawiało go w zakłopotanie, ale jazda z Waszyngtonu trwała zbyt długo, a częstego wynajmowania samochodu w okolicy Ellis unikał, bo pewnego dnia wrogowie mogli na podstawie zapisów w księgach, kart kredytowych lub poprzez wypożyczalnie samochodów wpaść na jego trop, a wówczas bardzo łatwo dowiedzieliby się o Petal. Alternatywnym wyjściem byłoby okazywanie przy wynajmowaniu samochodu za każdym razem innego dowodu tożsamości, ale dowody tożsamości były kosztowne i Agencja nie wydawała ich pracownikom, którzy odwalali papierkową robotę za biurkiem. Korzystał więc z hondy Gill albo wynajmował miejscową taksówkę.

Wróciła Petal z blond włosami powiewającymi wokół ramion. Ellis wstał.

– Kluczyki są w stacyjce – powiedziała Gill.

– Wskakuj do wozu – zwrócił się Ellis do Petal. – Zaraz przyjdę. – Petal wyszła. – Chciałbym ją zaprosić na weekend do Waszyngtonu – powiedział do Gill.

Gill była uprzejma, ale stanowcza.

– Jeśli zechce pojechać, nic nie stoi na przeszkodzie, ale jeśli nie zechce, to jej nie zmuszę.

Ellis skinął głową. – W porządku. No to do zobaczenia.

Pojechali z Petal do chińskiej restauracyjki w Little Neck. Lubiła chińską kuchnię. Gdy znalazła się poza domem, rozluźniła się trochę. Podziękowała Ellisowi za wiersz, jaki jej przysłał na urodziny.

– Nie znam nikogo, kto dostałby kiedyś na urodziny wiersz – powiedziała. Nie bardzo wiedział, czy to pochwała, czy wręcz przeciwnie.

– Wydaje mi się, że to lepsze niż kartka urodzinowa z podobizną wdzięcznego kotka na okładce.

– O, tak – roześmiała się. – Wszystkie moje przyjaciółki uważają cię za bardzo romantycznego. Nauczycielka angielskiego spytała nawet, czy wydałeś coś kiedyś drukiem.

– Nigdy nie udało mi się napisać czegoś na tyle dobrego – powiedział. – Wciąż jeszcze lubisz angielski?

– O wiele bardziej niż matmę. Z matmy jestem dno.

– Co przerabiacie? Jakieś sztuki dramatyczne?

– Nie, ale czasami wiersze.

– Masz swój ulubiony? Zastanawiała się przez chwilę.

– Lubię ten o żonkilach.

Ellis pokiwał głową.

– Ja też go lubię.

– Zapomniałam, kto jest autorem.

– William Wordsworth.

– Ach, rzeczywiście.

– Masz jeszcze jakieś?

– Raczej nie. Bardziej interesuje mnie muzyka. Lubisz Michaela Jacksona?

– Nie wiem. Nie jestem pewien, czy słyszałem jego nagrania.

– On jest naprawdę super. – Zachichotała. – Wszystkie moje przyjaciółki szaleją na jego punkcie.

Już po raz drugi wspominała „wszystkie swoje przyjaciółki”. W tym właśnie okresie grupa rówieśników, w której się obraca, jest najważniejszą rzeczą w jej życiu.

– Chciałbym kiedyś poznać parę twoich koleżanek – powiedział.

– Och, tato – zgasiła go. – Na pewno byś się zawiódł – to jeszcze dziewczynki.

Po tym łagodnym odtrąceniu Ellis koncentrował się przez chwilę na swoim daniu. Popijał je kieliszkiem białego wina, pozostały mu francuskie zwyczaje.

– Posłuchaj – powiedział skończywszy – pomyślałem sobie, że mogłabyś przyjechać do Waszyngtonu i pobyć u mnie przez weekend. To tylko godzina drogi samolotem, a miło spędzilibyśmy czas.

Była zupełnie zaskoczona.

– A co jest ciekawego w Waszyngtonie?

– No cóż, moglibyśmy zwiedzić Biały Dom, gdzie mieszka prezydent. Poza tym w Waszyngtonie są najlepsze muzea na świecie. No i nigdy nie widziałaś, jak mieszkam. Mam gościnną sypialnię… – Zawiesił głos. Widział, że nie jest zainteresowana.

– Och, tato, sama nie wiem – powiedziała. – Tyle mam zajęć w weekendy

– szkolne prace domowe, przyjęcia, zakupy, lekcje tańca i w ogóle… Ellis ukrył rozczarowanie.

– Nie ma sprawy – powiedział. – Może kiedy indziej, jak będziesz mniej zajęta.

– Tak, oczywiście – powiedziała z wyraźną ulgą.

– Przygotuję tę gościnną sypialnię, tak żebyś mogła przyjechać, kiedy tylko będziesz chciała.

– Dobrze.

– Na jaki kolor ją pomalować?

– Nie wiem.

– A jaki jest twój ulubiony?

– Chyba różowy.

– No to na różowo – Ellis uśmiechnął się z przymusem. – Chodźmy.

W samochodzie, w drodze powrotnej, spytała go, czy miałby coś przeciwko temu, żeby przekłuła sobie uszy.

– Nie mam zdania – powiedział asekurancko. – A co na to mama?

– Powiedziała, że jak ty się zgodzisz, to ona też.

Czy Gill taktownie włączyła go do tej decyzji, czy po prostu zwaliła na niego całą odpowiedzialność?

– Wydaje mi się, że to nie jest dobry pomysł – powiedział. – Jesteś chyba trochę za młoda, żeby dziurawić się dla ozdoby.