– Zamknij się – przerwał mu obcesowo Borys. Rahmi zamilkł. Borys patrzył wyczekująco na Ellisa.
– Obawiałem się, że to pułapka – powiedział Ellis z wystudiowaną obojętnością, do której było mu daleko – zostawiłem więc mechanizm w domu. Może tu być za parę minut. Muszę tylko zadzwonić do mojej dziewczyny.
Borys przyglądał mu się uważnie przez kilka sekund. Ellis robił co mógł, żeby wytrzymać jego wzrok.
– Dlaczego uważałeś, że to może być pułapka? – zapytał wreszcie Borys. Ellis pomyślał, że próba usprawiedliwiania się będzie wyglądała na przejście do defensywy. Nie dało się ukryć, że pytanie było zaskakujące. Spojrzał arogancko na Borysa, potem wzruszył ramionami i nic nie odpowiedział.
Borys cały czas przyglądał mu się badawczo.
– Ja zatelefonuję – powiedział w końcu.
Ellis stłumił cisnący mu się na usta protest. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Trzymał się twardo swojej pozy „za-cholerę-nie-ustąpię”, a jednocześnie myślał gorączkowo. Jak Jane zareaguje na głos nieznajomego? A jeśli nie będzie jej przy telefonie, jeśli postanowiła nie wywiązać się ze swojej obietnicy? Żałował teraz, że zrobił z niej swego łącznika. Ale było już za późno.
– Ostrożny z ciebie facet – powiedział do Borysa.
– Z ciebie też. Jaki jest twój numer?
Ellis podał mu go. Borys zapisał numer sobie w leżącym przy aparacie notesie i zaczął wykręcać cyfry.
Pozostali czekali w milczeniu.
– Halo – powiedział Borys – dzwonię w imieniu Ellisa.
Może obcy głos jej nie speszy, pomyślał Ellis: zresztą uprzedził ją, że tekst nie będzie się trzymał kupy. Puść wszystko mimo uszu i zapamiętaj tylko adres, tak jej powiedział.
– Co? – warknął ze złością Borys i Ellis pomyślał: jasny gwint, co ona tam wygaduje? – Tak, jestem, ale to nieważne – podjął Borys. – Ellis prosi, żeby przyniosła pani mechanizm do hotelu Lancaster przy rue de Barri, pokój czterdzieści jeden.
Znowu nastąpiła chwila przerwy.
Nie nawal, Jane, modlił się w duchu Ellis.
– Tak, to bardzo sympatyczny hotel.
Przestań się wygłupiać! Powiedz mu tylko, że to zrobisz – błagam!
– Dziękuję – powiedział Borys i dorzucił sarkastycznie: – Miło się z panią rozmawiało. – Z tymi słowami odłożył słuchawkę.
Ellis usiłował nadać swej twarzy taki wyraz, jakby od początku nie przewidywał żadnych problemów.
– Wiedziała, że jestem Rosjaninem – powiedział Borys. – Skąd?
Ellis nie wiedział przez chwilę, co odpowiedzieć, potem przypomniało mu się.
– Jest lingwistką – wyjaśnił – i ma ucho wyczulone na sposób mówienia.
– Czekając na tę dziwkę – odezwał się po raz pierwszy Pepe – obejrzymy sobie pieniążki.
– Proszę bardzo. – Borys wszedł do sypialni. Pod jego nieobecność Rahmi syknął do Ellisa:
– Nie wiedziałem, że wykręcisz taki numer!
– No i dobrze, że nie wiedziałeś – odparował Ellis, siląc się na ton znudzenia. – Gdybyś wiedział, co zamierzam, całe zabezpieczenie wzięłoby w łeb, prawda?
Borys wrócił z dużą brązową kopertą, którą wręczył Pepe. Pepe otworzył ją i przystąpił do liczenia stufrankowych banknotów.
Borys odpieczętował karton marlboro i zapalił papierosa.
Jane nie będzie chyba zwlekała z telefonem do Mustafy, pomyślał Ellis. Trzeba było jej powiedzieć, że bardzo mi zależy na natychmiastowym przekazaniu tej informacji.
– Zgadza się – stwierdził po chwili Pepe. Wsunął pieniądze z powrotem do koperty, polizał brzeg, zakleił ją i położył na stoliku.
Czterej mężczyźni siedzieli przez kilka minut w milczeniu.
– Daleko mieszkasz? – przerwał ciszę Borys, zwracając się do Ellisa.
– Piętnaście minut drogi skuterem.
Rozległo się pukanie do drzwi. Ellis zamarł.
– Szybko jechała – powiedział Borys. Otworzył drzwi. – To kawa – oznajmił z niesmakiem, wracając na swój fotel.
Dwaj kelnerzy w białych kurtkach wtoczyli do pokoju stolik na kółkach. Wyprostowali się i odwrócili, każdy z pistoletem MAB model „D”, będącym na standardowym wyposażeniu francuskich detektywów, w ręku.
– Nie ruszać się – rzucił jeden z nich.
Ellis wyczuł, że Borys gotuje się do skoku. Dlaczego przysłali tylko dwóch detektywów? Jeśli Rahmi zrobi coś głupiego i da się zastrzelić, to może powstać takie zamieszanie, że Pepe z Borysem zdołają wspólnie unieszkodliwić tych ludzi, mimo że ci są uzbrojeni…
Drzwi do sypialni otworzyły się z impetem i stanęli w nich jeszcze dwaj ludzie w uniformach kelnerów, uzbrojeni podobnie jak ich koledzy.
Borys rozluźnił się i na jego twarzy pojawił się wyraz rezygnacji.
Ellis dopiero teraz uświadomił sobie, że wstrzymuje oddech. Wypuścił powietrze z płuc w przeciągłym westchnieniu.
To był koniec.
Do pokoju wkroczył umundurowany policjant.
– Kocioł! – wybuchnął Rahmi. – To kocioł!
– Stul dziób – warknął Borys i jego obcesowy ton ponownie zamknął usta Rahmiemu. Borys zwrócił się teraz do oficera policji. – Stanowczo protestuję przeciwko temu gwałtowi – zaczął. – Proszę zaprotokołować, że…
Policjant rąbnął go w usta pięścią w skórkowej rękawiczce.
Borys dotknął warg, potem spojrzał na rozmazaną na dłoni krew. Uświadomiwszy sobie, że sprawa wygląda o wiele za poważnie, by wykręcić się z niej sianem, zmienił całkowicie front.
– Zapamiętaj moją twarz – powiedział do oficera policji lodowato zimnym głosem. – Jeszcze ją zobaczysz.
– Ale kto zdradził? – krzyknął Rahmi. – Kto nas sypnął?
– On – powiedział Borys wskazując na Ellisa.
– Ellis? – bąknął z niedowierzaniem Rahmi.
Popatrzył na Ellisa. Sprawiał wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
– Ten telefon – mruknął Borys. – Adres.
Weszło jeszcze kilku mundurowych policjantów. Oficer wskazał na Pepe.
– To Gozzi – powiedział. Dwaj policjanci zakuli Pepe w kajdanki i wyprowadzili go. Oficer spojrzał na Borysa. – A ty coś za jeden?
Borys sprawiał wrażenie znudzonego.
– Nazywam się John Hocht – powiedział. – Jestem obywatelem Argentyny…
– Nie zawracaj głowy – warknął z rozdrażnieniem oficer. – Zabrać go. – Zwrócił się teraz do Rahmiego. – No więc?
– Nie mam nic do powiedzenia – powiedział Rahmi starając się, by zabrzmiało to heroicznie.
Oficer dał znak głową i Rahmiego również zakuto w kajdanki. Kiedy go wyprowadzano, wpatrywał się w Ellisa.
Aresztowanych zwieziono na dół windą pojedynczo. Neseser Pepe i wypełnioną stufrankowymi banknotami kopertę owinięto w polietylenową folię. Do pokoju wszedł policyjny fotograf i rozstawił statyw aparatu.
– Pod hotelem zaparkowany jest czarny citroen DS – zwrócił się oficer do
Ellisa. – Sir – dodał po chwili wahania.
No to z powrotem jestem po stronie prawa, pomyślał Ellis. Szkoda, że Rahmi jest facetem o wiele milszym od tego gliny.
Zjechał windą na parter. W holu, w czarnej marynarce i spodniach w paski, stał kierownik hotelu i z twarzą zastygłą w zbolałym wyrazie obserwował wmaszerowujące z ulicy posiłki policji.
Ellis wyszedł w słoneczny blask. Czarny citroen stał po drugiej stronie ulicy.
Z przodu siedział kierowca, a na tylnym siedzeniu jakiś pasażer. Ellis usiadł z tyłu. Samochód ruszył ostro z miejsca.
– Cześć, John – powiedział pasażer, odwracając się do Ellisa. Ellis uśmiechnął się. Jego nie używane od ponad roku prawdziwe imię dziwnie obco zabrzmiało mu w uszach.
– Jak się masz, Bill – powiedział.
– Jak nowo narodzony – odparł Bill. – Od trzynastu miesięcy nie mamy od ciebie żadnych wiadomości, nie licząc monitów o dosłanie pieniędzy. I nagle dostajemy stanowczy telefon, z którego wynika, że mamy dwadzieścia cztery godziny na zmontowanie miejscowego oddziału do przeprowadzenia aresztowania. Nie wyobrażasz sobie, ile mieliśmy zachodu z nakłonieniem Francuzów, żeby to zrobili, nie zdradzając im po co! Oddział miał trwać w gotowości w okolicach Champs-Elysées, ale żeby uzyskać dokładny adres, musieliśmy czekać na telefon od jakiejś kobiety, która zapyta o Mustafę. I to było wszystko, co wiedzieliśmy!
– Nie było innego sposobu – powiedział tonem usprawiedliwienia Ellis.
– No cóż, przysporzyło nam to trochę roboty – i mam teraz w tym mieście parę poważnych długów wdzięczności do spłacenia – ale udało się. Powiedz mi tylko, czy gra była warta świeczki. Kogo mamy w worku?
– Ten Rosjanin to Borys – powiedział Ellis. Twarz Billa rozpłynęła się w szerokim uśmiechu.
– A niech mnie kule biją – zapiał z zachwytu. – Dopadłeś Borysa? Nie zalewaj.
– Nie zalewam.
– Jezu, lepiej zabiorę go od Francuzów, zanim zorientują się, kim jest. Ellis wzruszył ramionami.
– I tak nikt nie wyciągnie z niego zbyt wiele. To twarda sztuka. Najważniejsze, że wycofaliśmy go z obiegu. Minie parę łat, zanim wprowadzą kogoś na jego miejsce i zanim ten nowy Borys odtworzy kontakty swojego poprzednika. Na razie poważnie ich zastopowaliśmy.
– Jeszcze jak. To sensacja!
– Korsykanin to Pepe Gozzi, handlarz bronią – ciągnął Ellis. – Dostarczał sprzęt do wszystkich niemal akcji terrorystycznych, jakie przeprowadzono w ciągu ostatnich paru lat we Francji, nie mówiąc już o tych, które miały miejsce na terenie innych krajów. Tego trzeba wymaglować. Wyślijcie francuskiego detektywa do Marsylii, żeby pogadał z jego ojcem, Meme Gozzim. Przewiduję, że dowiecie się, iż staremu nigdy nie uśmiechał się pomysł angażowania rodziny w przestępstwa polityczne. Zaproponujcie mu układ: zwolnienie Pepe w zamian za zeznania obciążające wszystkich jego politycznych klientów – z wyłączeniem zwyczajnych kryminalistów. Meme na to pójdzie, bo takie coś nie zostanie potraktowane jako zdrada przyjaciół. A jak Meme na to pójdzie, to pójdzie i Pepe. Francuzi mogą mieć roboty na ładne parę lat.
– Niewiarygodne – Bill był wyraźnie oszołomiony. – W ciągu jednego dnia zdjąłeś dwóch największych chyba prowokatorów światowego terroryzmu.
– Jednego dnia? – uśmiechnął się Ellis. – To mi zabrało rok życia.