Mari wiedziała, że rzuca słowa na wiatr. Cokolwiek by powiedziała, i tak nie zdołałaby go przekonać, w końcu w grę wchodził przecież prestiż kancelarii. Mimo to podjęta ostatnią próbę.
– Spotkałam tutaj dwa rodzaje ludzi: jedni nie mają szans na powrót do społeczeństwa, drudzy zostali całkowicie wyleczeni, ale wolą udawać wariatów, by nie stawiać czoła odpowiedzialności związanej z życiem.
Ja chcę, ja muszę znów siebie zaakceptować, muszę udowodnić sobie, że jestem w stanie sama podejmować decyzje, które mnie dotyczą. Nie pozwolę, by mnie popychano w kierunku, którego nie wybrałam.
– Mamy prawo popełniać w życiu wiele błędów – odezwał się adwokat. – Oprócz jednego: tego, który niszczy nas samych.
Nie było po co ciągnąć tej rozmowy. Jego zdaniem Mari popełniła kardynalny błąd.
W dwa dni później zaanonsowano jej wizytę innego adwokata – tym razem z innej kancelarii, uchodzącej za największego rywala jej – niestety byłych – kolegów. Mari ożywiła się. Być może dowiedział się, że nie ma żadnych zobowiązań i będzie chciała przyjąć nową posadę i oto stoi przed nią szansa odzyskania swego miejsca w życiu.
Adwokat wszedł do sali wizyt, usiadł naprzeciw niej, uśmiechnął się, zapytał o samopoczucie i wyjął plik papierów z teczki.
– Reprezentuję interesy pani męża – powiedział. – Oto pozew rozwodowy. Oczywiście mąż będzie nadal pokrywał wszelkie wydatki związane z pani pobytem w szpitalu tak długo, jak będzie to konieczne.
Tym razem Mari nie zareagowała. Podpisała wszystko, choć wiedziała, że zna prawo na tyle, by móc przedłużać tę sprawę w nieskończoność. Po czym poszła do gabinetu doktora Igora i powiedziała, że objawy panicznego strachu wróciły. Doktor Igor wiedział, że kłamie, ale przedłużył jej hospitalizację na czas nieokreślony.
Weronika chciała pójść spać, ale Edward nadal stał przy pianinie.
13g – Edwardzie, jestem zmęczona. Chce mi się spać.
Z przyjemnością grałaby dalej dla niego, wydobywając ze swojej pamięci wszystkie sonaty, requiem, adagia, jakie tylko mata, bo on potrafił podziwiać, niczego nie żądając w zamian. Ale jej ciało odmawiało już posłuszeństwa.
Byt tak pięknym mężczyzną! Gdyby choć na chwilę wyszedł ze swego świata i popatrzy na nią jak na kobietę, wtedy jej ostatnie noce na tej ziemi mogłyby być najpiękniejsze w jej życiu. Tylko Edward umiał dostrzec w niej duszę artysty. Muzyka sprawna, że wytworzyła się między nimi więź, jaka jej nigdy z nikim nie łączyła.
Edward byt mężczyzną idealnym. Byt to człowiek wrażliwy, wykształcony, który zniszczył nieciekawy świat, by go stworzyć na nowo w swojej głowie, wypełniając nowymi barwami, postaciami, historiami. I w tym jego nowym świecie była kobieta, pianino i księżyc, który nie przestawał ogromnieć.
– Mogłabym się teraz zakochać i oddać ci wszystko, co mam – powiedziała świadoma tego, że Edward nie jest w stanie pojąć sensu jej stów. Prosisz mnie tylko o muzykę, ale ja jestem kimś więcej, aniżeli sądziłam, i chciałabym podzielić się z tobą innymi sprawami, które ledwo zaczęłam rozumieć.
Edward uśmiechnął się. Czyżby to do niego dotarto? Weronika przestraszyła się – zgodnie z zasadami dobrego wychowania nie wolno mówić wprost o miłości, a już nigdy mężczyźnie widzianym zaledwie parę razy. Jednak mówiła dalej, bo nic nie miała do stracenia.
– Jesteś jedynym mężczyzną pod słońcem, w którym mogłabym się zakochać, Edwardzie. Z tej prostej przyczyny, że gdy umrę, nie będzie ci mnie brakować. Nie wiem, co czuje schizofrenik, ale z pewnością nie cierpi z tęsknoty za kimkolwiek.
Może na początku zdziwi cię trochę, że w nocy nie słychać muzyki. Ale ilekroć pojawi się księżyc, znajdzie się ktoś, kto zagra jakąś sonatę, zwłaszcza w szpitalu psychiatrycznym, gdzie wszyscy są "lunatykami".
– Mnie też nie będzie ciebie brakować, Edwardzie, bo nie będę żyła, odejdę daleko stąd. I skoro nie boję się, że cię stracę, nie obchodzi mnie, co sobie o mnie pomyślisz. Grałam dziś dla ciebie jak zakochana kobieta. I było mi cudownie. To najpiękniejsze chwile mego życia.
Popatrzyła na Mari spacerującą po parku i przypomniała sobie jej słowa. Znów spojrzała na stojącego przed nią chłopaka.
Zdjęta sweter, zbliżyła się do Edwarda. Jeśli ma to zrobić, niech się to stanie teraz. Mari nie wytrzyma długo na mrozie i wkrótce wróci.
Chłopak cofnąć się. W jego oczach czako się cackiem inne pytanie: Kiedy ona znów usiądzie do pianina?
Kiedy zagra inny fragment muzyki zdolny wypełnić mu duszę barwami, cierpieniem, bólem i radością tych szalonych kompozytorów, których dzieła przetrwały tyle pokoleń?
– Ta kobieta, która jest teraz na dworze powiedziała mi: "Masturbuj się. Idź tam w rozkoszy, dokąd chcesz dojść". Czyżbym mogła pójść dalej, niż dotąd mi się udawało?
Wzięta Edwarda za rękę i chciała poprowadzić go w stronę kanapy, ale grzecznie odmówić. Wolał stać tam, gdzie stał, obok pianina i czekać cierpliwie, aż znowu zacznie grać.
Z początku zbito ją to z tropu, ale wnet przypomniała sobie, że przecież nie ma już nic do stracenia. Przecież już właściwie nie żyła, na cóż więc karmić stare lęki i przesądy, które zawsze ją ograniczały? Zdjęta bluzkę, spodnie, stanik, majtki i stanęła przed nim naga.
Edward uśmiechnął się. Delikatnie wzięta go za rękę i położyła ją na swoim tonie, lecz jego ręka hyca jak martwa. Weronika zmienna zamiar, odsunęła od siebie jego dłoń.
Coś podniecało ją o wiele bardziej, aniżeli kontakt fizyczny z tym mężczyzną – była to świadomość, że może robić to, co chce, bo nie istnieją żadne ograniczenia. Z wyjątkiem kobiety spacerującej na zewnątrz, która mogła wejść w każdej chwili, wszyscy inni spali.
Krew zaczęta krążyć szybciej w jej żyłach i zimno, które czuła rozbierając się, zniknęło. Stali oboje naprzeciw siebie twarzą w twarz: ona naga, on całkowicie ubrany. Weronika zaczęta się masturbować. Już to kiedyś robiła, sama, albo ze swoimi partnerami, ale nigdy w takiej sytuacji jak teraz, gdy mężczyzna nie przejawiać cienia zainteresowania tym, co się działo.
Było to bardzo podniecające. Dotykała swego tona, piersi, włosów, nie po to, aby wyrwać tego chłopaka z jego odległego świata, ale przede wszystkim dlatego, że nigdy przedtem nie doświadczyła takiej rozkoszy.
Zaczęta mówić rzeczy nie do pomyślenia, jakie jej rodzice, przyjaciele, przodkowie uznaliby za najbardziej sprośne. Nadszedł pierwszy orgazm i musiała zagryźć wargi, aby nie krzyczeć z upojenia.
Edward utkwił w niej wzrok. Nowy błysk pojawił się w jego oczach, zdawało się, że coś pojmuje, może czuć energię, ciepło, pot, zapach, które emanowały z jej ciała. Weronika nie była jeszcze zaspokojona. Uklękła i zaczęta znów się pieścić.
Chciała umrzeć z rozkoszy, myśląc i robiąc to, co od zawsze było zakazane. Błagała mężczyznę, aby jej dotknął, by nią zawładnął, by zrobił z nią wszystko, na co tylko przyjdzie mu ochota. Zapragnęła, by znalazca się przy niej Zedka, bo kobieta, jak żaden mężczyzna, wie jak pieścić ciało innej kobiety. Zna przecież wszystkie jego sekrety.
Klęcząc przed tym stojącym ciągle mężczyzną, czuła, że jest w jego posiadaniu, że jest przez niego opętana.
Używała mocnych stów, aby opisać to, co chciała, aby z nią zrobił. Nadchodził nowy orgazm, tym razem silniejszy od poprzednich, czuła się tak, jakby wszystko wokół miało eksplodować. Przypomniał jej się poranny atak serca, lecz nie miało to najmniejszego znaczenia – pragnęła umrzeć teraz. Miara ochotę dotknąć penisa Edwarda, ale nie chciała pod żadnym pozorem zniszczyć piękna tej chwili. Szła coraz dalej, bardzo daleko, właśnie tak, jak doradzała jej Mari.