Tego dnia po śniadaniu, zgodnie z regulaminem, wszyscy mieli wyjść na świeże powietrze. Jednak jeden z pielęgniarzy poprosił Zedkę, by wróciła na oddział, bo był to dzień przeznaczony na jej "leczenie".
– Co to jest to "leczenie"? – spytała Weronika.
– To dawna metoda, stosowana jeszcze w latach sześćdziesiątych, ale lekarze sądzą, że może przyspieszyć powrót do zdrowia. Chcesz zobaczyć?
– Powiedziałaś mi, że cierpisz na depresję. Czy nie wystarczy zażyć lek, aby twój organizm wyprodukował brakującą substancję?
– Czy chcesz zobaczyć? – ponowili pytanie Zedka.
"To tylko wyrwie mnie z codziennej rutyny" pomyślała Weronika. Nie wiedziała, po co miałaby oglądać coś nowego, skoro do niczego to już jej nie posłuży, ale ciekawość wzięła górę i kiwnęła potakująco głową.
– To nie żadne widowisko – zaprotestował pielęgniarz.
– Ona wkrótce umrze i niewiele jeszcze widziała. Pozwólcie jej iść ze mną.
Weronika przyglądała się, jak przywiązują do lóżka uśmiechającą się Zedkę.
– Wytłumacz jej, co robicie – poprosiła pielęgniarza. – Inaczej przestraszy się.
Pielęgniarz odwrócił się i pokazał strzykawkę. Zdawał się być zachwycony, że traktują go niby lekarza, który ma objaśniać stażystom właściwe metody leczenia.
– W tej strzykawce znajduje się pewna dawka insuliny – powiedział, nadając swoim słowom ton poważny i fachowy. – Podaje się ją diabetykom, by obniżyć wysoki poziom cukru we krwi. Jeśli jednak poziom cukru jest znacznie podwyższony w stosunku do normy, to jego spadek powoduje śpiączkę.
Lekko pstryknął w igłę, poruszył tłoczkiem, aby usunąć powietrze i wkłuł się w żyłę w prawej stopie Zedki.
– To właśnie zaraz nastąpi. Ta kobieta wejdzie w stan sprowokowanej śpiączki. Nie przestrasz się, gdy jej oczy znieruchomieją i nie oczekuj, że cię rozpozna, dopóki będzie pod wpływem leku.
– To okropne, nieludzkie! Ludzie walczą, by wyjść ze śpiączki, a nie o to, by w nią wpaść.
– Ludzie walczą, aby żyć, a nie, by popełniać samobójstwa – odparował pielęgniarz, ale Weronika nie dała się sprowokować. – Śpiączka pozwala organizmowi odpocząć, jego funkcje są zredukowane do minimum, znika napięcie.
Mówiąc to, wstrzykiwał płyn. Oczy Zedki powoli traciły swój blask.
– Bądź spokojna – odezwała się do niej Weronika. – Jesteś całkiem normalna, ta historia o królu, którą mi opowiedziałaś…
– Szkoda czasu. Ona już nic nie słyszy.
Kobieta leżąca na łóżku, która jeszcze parę minut temu zdawała się trzeźwo myśleć i była pełna życia, leżała teraz z oczami utkwionymi w jeden punkt, a z jej ust toczyła się piana.
– Co z nią zrobiłeś! – zaczęła krzyczeć na pielęgniarza Weronika.
– Wykonuję swój zawód.
Weronika zaczęła przywoływać Zedkę, wrzeszczeć, straszyć policją, prasą i ligą obrony praw człowieka.
– Uspokój się. Nawet w zakładzie psychiatrycznym trzeba stosować się do pewnych zasad.
Zrozumiała, że ten człowiek mówi poważnie i przestraszyła się. Ale skoro nie miała już nic do stracenia, nie przestała krzyczeć.
Z miejsca, w którym się znajdowała, Zedka widziała oddział, a na nim wszystkie łóżka puste, z wyjątkiem jednego, na którym spoczywało jej własne przywiązane ciało i siedzącą przy nim przerażoną dziewczynę. Ta dziewczyna nie wiedziała, że ciało leżącej kobiety nadal prawidłowo funkcjonowało, tylko jej dusza unosiła się w powietrzu, dotykając niemalże sufitu i doświadczając głębokiego spokoju.
Zedka odbywała podróż astralną, która podczas pierwszego szoku insulinowego była dla niej wielką niespodzianką. Nie powiedziała o tym nikomu. Była tu jedynie po to, by wyleczyć się z depresji i zamierzała opuścić to miejsce raz na zawsze, gdy tylko pozwolą na to okoliczności. Gdyby zaczęła rozpowiadać o tym, że opuszcza swoje ciało, mogliby pomyśleć, że w Villete jeszcze się jej pogorszyło. Jednak, gdy odzyskała przytomność, zaczęła wertować wszystko, co wpadło jej w ręce na temat szoku insulinowego i dziwnego zjawiska unoszenia się w powietrzu. O metodzie leczenia nie pisano zbyt wiele. Po raz pierwszy zastosowano ją około 1930 roku, ale niebawem zarzucono, bo mogła zaszkodzić pacjentom. Pewnego razu, podczas sesji szokowej, jej astral odwiedził gabinet doktora Igora, w chwili gdy omawiał on tę sprawę z właścicielami zakładu.
"To jest zbrodnia!" – mówił.
"Ale to metoda najtańsza i najszybsza! – zareplikował jeden z akcjonariuszy. – A zresztą, kogo interesują prawa wariatów? Nikt nie wniesie skargi".
A jednak niektórzy lekarze nadal uznawali tę metodę za szybki sposób leczenia depresji. Zedka zaczęła szukać materiałów i wypożyczyła z biblioteki wszystko, co dotyczyło szoku insulinowego. Szczególnie interesowały ją relacje pacjentów. Pojawiało się w nich zawsze to samo: koszmary i jeszcze raz koszmary, ale nikt nie doświadczył niczego, co przypominałoby jej doznania.
Te relacje przekonały ją, że nie ma żadnego związku między insuliną a odczuciem, że świadomość opuszcza ciało. Wręcz przeciwnie, ten rodzaj leczenia powodował tylko otępienie pacjenta. Zaczęła więc szukać tekstów o duszy, przejrzała kilka książek okultystycznych, aż pewnego dnia dotarta do obfitej literatury, opisującej dokładnie to, co jej się przydarzało. Nazywano to "podróżą astralną", której jak się okazało, wielu ludzi doświadczyło. Niektórzy z nich zdecydowali się opisać to, co przeżyli, innym udało się nawet rozwinąć techniki pozwalające na sprowokowanie tego osobliwego stanu. Teraz i Zedka znała wszystkie te techniki i posługiwała się nimi co noc, by dostać się tam gdzie chciała.
Opisy tych doświadczeń i wizji były różnorakie, ale we wszystkich powtarzał się dziwny i denerwujący, poprzedzający oddzielenie ducha od ciała szum. Po nim następował szok i raptowna utrata przytomności, i zaraz po tym spokój i radość z unoszenia się w powietrzu na srebrzystej pępowinie, która mogła rozciągać się w nieskończoność, choć jak głosiły legendy, o których czytała, możliwe było jej przerwanie, a to groziło śmiercią.
Jednak jej doświadczenia wykazywały, że mogła oddalać się tak daleko jak chciała, pępowina wciąż była cała.
Ogólnie rzecz biorąc, książki te byty bardzo przydatne, by lepiej korzystać z podróży astralnych. Dowiedziała się na przykład, że ilekroć zechce przenieść się z jednego miejsca w drugie, musi tylko zapragnąć znaleźć się w przestrzeni, wyobrażając sobie jednocześnie punkt docelowy. W przeciwieństwie do trasy samolotu, który pokonuje określoną odległość między punktem startu i lądowania, by dotrzeć do mety, podróż astralna wiedzie przez tajemne tunele. Wystarczyło wyobrazić sobie miejsce, przebyć tunel z zawrotną szybkością i już pojawiał się upragniony cel.
Również dzięki tym książkom Zedka przestała obawiać się istot spotykanych w przestrzeni. Wprawdzie dziś na oddziale nie było nikogo, ale gdy po raz pierwszy opuściła swoje ciało, napotkała wiele postaci, które przyglądały się jej, wyraźnie rozbawione jej zdumioną miną. W pierwszym odruchu pomyślała, że są to zmarli, zjawy zamieszkujące to miejsce. Później zdała sobie sprawę, że choć błąkały się tutaj niektóre duchy zmarłych, to byli wśród nich ludzie równie żywi jak ona, którzy także opanowali technikę podróży astralnych, albo tacy, którzy spali głęboko, nie wiedząc nawet o tym, że ich dusza wędrowała swobodnie po świecie.
Dzisiaj miała odbyć ostatnią podróż astralną pod wpływem insuliny, bo była niedawno w gabinecie doktora Igora i dowiedziała się, że gotów jest ją wypisać ze szpitala. Dlatego postanowiła pożegnać się z Villete, bo gdy przekroczy jego próg, już nigdy więcej tu nie wróci, nawet duchem.