Выбрать главу

— Chce pan powiedzieć, że androidy są doskonalsze od ludzi? — zapytał Manuel.

Bompensiero wyglądał na zmieszanego i wahał się nie wiedząc, jakie są poglądy Manuela w kwestii praw dla androidów. Wreszcie zdecydował się:

— Fizycznie bez wątpienia są doskonalsze… Tak je zaprogramowaliśmy, by były piękniejsze, silniejsze i zdrowsze. W pewnym sensie zrobiono, to samo dla ludzi w ostatnich dwóch pokoleniach, ale nad ludźmi nie ma takiej kontroli z powodu obiekcji natury humanitarnej. Należy jednakże pamiętać, że androidy są sterylne, a większość z nich jest w pewnym stopniu ograniczona intelektualnie, nawet Alfy — wybacz, przyjacielu — wykazują bowiem niewiele uzdolnień twórczych.

— Zapewne — zgodził się Manuel i wskazał na urządzenia pod nimi.

— Co to jest?

— Kadzie duplikacyjne. Tutaj mnożą się łańcuchy nukleinowe materii i w każdej kadzi znajduje się „zupa z zygot”, powstałych dzięki syntezie proteinowej. Czy wyrażam się jasno?

— Oczywiście — odparł Manuel, wpatrujący się z zafascynowaniem w różową ciecz w kadziach; wydawało mu się, iż dostrzega małe cząsteczki materii, choć wiedział, że to złudzenie.

Pojazd przesuwał się cicho wzdłuż budynku; dotarli do kolejnego działu i zobaczyli rząd metalowych skrzyń, połączonych rurami.

— Oto żłobek — powiedział Bompensiero. — To są sztuczne macice, w każdej z nich znajduje się tuzin embrionów w odżywczym roztworze. W Duluth wytwarzamy Alfy, Bety i Gammy, różnice jakościowe pomiędzy tymi modelami wprowadzane są już podczas procesu syntezy, a tutaj chodzi tylko o inne rodzaje odżywek. Po lewej stronie pomieszczenia Alf, po prawej Bet, a w następnej sali są same Gammy.

— Jakie są pomiędzy nimi proporcje?

— Jedna Alfa na sto Bet i tysiąc Gamm. Tak na samym początku postanowił pański ojciec i odpowiada to zapotrzebowaniu.

— Ojciec zawsze myślał perspektywicznie — powiedział Manuel.

Zastanowił się, jaki byłby świat bez androidów Kruga. Chyba podobny… Zamiast niewielkiej elity ludzi, jednolitej kulturowo, obsługiwanej przez komputery, roboty i androidy byłaby równie niewielka elita, obsługiwana przez roboty i komputery — tak czy inaczej w dwudziestym trzecim wieku życie byłoby łatwe.

Niektóre tendencje powstały w ciągu ostatnich stuleci, o wiele wcześniej niż pierwszy android wynurzył się z kadzi. Wszystko zaczęło się od poważnego zmniejszenia się liczby ludzi pod koniec dwudziestego wieku: wojny i powszechna anarchia wyniszczyły miliony w Azji i Afryce, w Ameryce Południowej i na Bliskim Wschodzie, do tego głód, a w krajach uprzemysłowionych presja społeczna i środki antykoncepcyjne wywarły ten sam skutek. Po zahamowaniu przyrostu naturalnego nastąpił gwałtowny spadek liczby ludności planety.

Prawie zupełne zaniknięcie proletariatu było faktem bez precedensu. Skoro spadek liczby ludności szedł w parze z zastępowaniem człowieka przez maszyny niemal we wszystkich dziedzinach, ludzie, którzy nie mogli zaoferować nowemu społeczeństwu żadnego talentu, znudzili się dalszą reprodukcją gatunku. Liczba osób bez wykształcenia topniała z pokolenia na pokolenie; temu procesowi darwinowskiemu towarzyszyło najpierw dyskretne, a potem jawne zachęcanie do stosowania sterylizacji. Gdy masy stały się mniejszością, prawa genetyczne wzmogły te tendencje i ci bez uzdolnień nie otrzymywali zezwoleń na reprodukcję. Ludzie przeciętni mogli mieć co najwyżej dwoje dzieci i tylko ci nadzwyczaj utalentowani mogli powiększać szeregi rasy ludzkiej, dzięki czemu populacja utrzymywała się na mniej więcej stałym poziomie. W ten sposób intelektualiści zawładnęli Ziemią.

Zmiany te zaszły na skalę całej planety. Przekaźniki zmieniły świat w jedną wioskę, gdzie wszyscy mówili tym samym językiem i podobnie myśleli, doszło do przemieszania genetycznego i kulturalnego ludzkości. Enklawy przeszłości pozostały tu i ówdzie jako atrakcje turystyczne, ale pod koniec dwudziestego pierwszego wieku nie było już różnic w wyglądzie fizycznym i zwyczajach mieszkańców Karaczi, Kairu, Minneapolis, Aten, Addis Abeby, Rangoonu, Pekinu i Canberry. Przekaźniki zniszczyły dawne granice narodowe i pojęcie zwierzchności terytorialnej.

Ta kolosalna zmiana socjalna spowodowała jednakże olbrzymi brak siły roboczej. Roboty nie nadawały się do wielu zajęć, były doskonałymi robotnikami w przemyśle, ale nie sprawdzały się w roli służących bądź kucharzy. Zróbcie lepsze roboty, proponowali niektórzy, ale inni marzyli o sztucznych ludziach. Technicznie wydawało się to wykonalne, bowiem ektogeneza, czyli chów dzieci poza organizmem matki, dzieci powstałych z zakonserwowanej spermy i jajeczek, stosowana była od dawna, zwłaszcza przez kobiety, które nie chciały znosić niewygód ciąży. Ektogeni, zrodzeni z kobiety i mężczyzny, choć poza macicą byli zbyt ludzcy, by służyć jako narzędzia, trzeba więc było stworzyć androidy i to właśnie zrobił Krug. Dał światu sztucznych ludzi, inteligentnych, zdolniejszych od robotów, o złożonej osobowości i całkowicie łagodnych, których nie trzeba było zatrudniać, a po prostu kupować, bowiem prawo uznało ich za dobra, a nie za osoby. Krótko mówiąc, byli niewolnikami. Manuel uważał, że należało zadowolić się robotami — o robotach można było myśleć jak o przedmiotach i tak samo je traktować, natomiast androidy wywoływały zażenowanie przez swoje zbytnie podobieństwo do ludzi, możliwe też, że w końcu nie zechcą dłużej akceptować swego statusu.

Pojazd przemierzał kolejne sale żłobka, ciche, ciemne i puste. Każdy android spędzał dwa pierwsze lata w skrzyni, bowiem na osiągnięcie takiego wzrostu, na który człowiek potrzebował dwudziestu miesięcy, im wystarczało kilka tygodni. W niektórych salach inkubatory były otwarte, a robotnicy-Bety przygotowywali kolejne porcje zygot.

— W tej sali mamy grupę dojrzałych androidów, gotowych do narodzin — powiedział Bompensiero. — Czy chce pan tam zejść i to zobaczyć?

Manuel skinął głową. Bompensiero wcisnął przycisk i pojazd delikatnie zsunął się po rampie. Manuel dostrzegł grupę Gamm, stłoczonych wokół skrzyni.

— Odsączono płyn odżywczy. Od dwudziestu minut androidy w skrzyni oddychają po raz pierwszy w życiu powietrzem. Waśnie otwieramy luk… Proszę podejść bliżej, panie Krug.

Manuel zajrzał do wnętrza inkubatora i dostrzegł tuzin dorosłych androidów, sześciu kobiet i sześciu mężczyzn; wszystkie miały opadnięte szczęki i puste spojrzenia, ich ramiona i nogi poruszały się słabo, wyglądały na słabe i bezbronne.

„Lilith…” — pomyślał Manuel. — „Lilith…”

Stojąco obok niego Bompensiero szeptał mu do ucha:

Przez dwa lata androidy osiągnęły pełną dojrzałość fizyczną, co u ludzi trwa trzynaście do piętnastu lat. Jest to kolejna modyfikacja genetyczna, wprowadzona przez pańskiego ojca, nie produkujemy dzieci-androidów.

— Słyszałem, że istnieje produkcja dzieci-androidów powiedział Manuel. — Dla kobiet, które nie mogą…

— Nie mówmy o tym! — ostro przerwał mu Bompensiero, po czym zdał sobie sprawę, komu udzielił reprymendy i dodał znacznie spokojniej: — Nic nie wiem na ten temat. W tych zakładach nic podobnego nie ma miejsca.

Gammy uniosły dwunastkę nowonarodzonych androidów i przeniosły je do olbrzymich maszyn, pół-foteli, pół-pancerzy. Mężczyźni byli muskularni i smukli, kobiety szczupłe i zgrabne, ale było w nich coś obrzydliwego. Wszystkie były zupełnie pasywne, nagie i wilgotne, nie reagowały, gdy umieszczano je w dziwnych maszynach — ich twarze w ogóle nie zmieniały wyrazu.

— Jeszcze nie potrafią posługiwać się mięśniami — wyjaśnił Bompensiero. — Nie potrafią wstawać, chodzić, robić cokolwiek. Ta aparatura będzie stymulować rozwój ich mięśni i po miesiącu będą już samodzielne. A teraz może wróćmy do pojazdu…