Выбрать главу

— Te androidy, które widzimy, to oczywiście Gammy? — przerwał mu Manuel.

— Alfy.

— Ależ… One wyglądają jak idioci!

— Dopiero co się narodziły. Przecież nie mogą programować komputerów po wyjściu ze żłobka…

Powrócili do pojazdu.

„Lilith…”

Manuel oglądał młode androidy, stawiające pierwsze kroki, upadające, śmiejące się i wstające, by spróbować jeszcze raz; zwiedził sale, gdzie uczono androidy, jak kontrolować stolec; zobaczył uśpione Bety, otrzymujące pierwsze cechy charakteru i uczące się myśleć. Potem założył kask i wysłuchał taśmy lingwistycznej. Edukacja androida, jak mu powiedziano, trwała rok dla Gammy, dwa lata dla Bety i cztery dla Alfy — najwyżej sześć lat od poczęcia do dojrzałości. Manuel nigdy przedtem nie zdawał sobie sprawy z szybkości tego procesu. Po tym, czego się dowiedział, androidy wydały mu się o wiele mniej ludzkie. Władczy Thor Watchman mógł mieć najwyżej dziesięć lat. A urocza Lilith Meson miała… Siedem lat? Osiem? Manuel poczuł nagłą, nieodpartą chęć opuszczenia zakładów.

— Mamy grupę Bet gotową — powiedział Bompensiero. — Dzisiaj przechodzą ostatnie testy. Może chciałby pan to zobaczyć?

— Nie. Ta wizyta była fascynująca, ale zabrałem już panu i tak zbyt wiele czasu. Ponadto oczekują mnie gdzie indziej…

Bompensiero nie wyglądał na zmartwionego takim obrotem sprawy.

— Jak pan sobie życzy… Oczywiście, jeśli kiedykolwiek pan zechce…

— Gdzie są kabiny przekaźników?

* * *

22.41. Sztokholm

Podczas skoku do Europy Manuel stracił resztę dnia. Na tej półkuli był teraz lodowaty wieczór, niebo było gwiaździste i wiał wilgotny wiatr. Aby nikt go nie rozpoznał, Manuel wynurzył się z publicznego przekaźnika w hallu starego GRAND HOTELU, następnie pobiegł do kabiny koło Opery Królewskiej, skąd przeniósł się do eleganckiej dzielnicy Osternialm, zamieszkiwanej przez androidy. Teraz zszedł ku Birger Jarlsgaten i wszedł do dziewiętnastowiecznego budynku, w którym mieszkała Lilith; przed wejściem do środka rozejrzał się, czy nikogo nie ma na ulicy. W hallu jakiś robot zapytał go, czego sobie życzy.

— Idę do Alfy Lilith Meson — odparł Manuel.

Robot przepuścił go do windy, która wwiozła go na piąte piętro. Lilith powitała go na progu; miała na sobie długą suknię z ultrafioletu, film monomolekularny, nie zakrywający konturów jej ciała. Rzuciła się w jego ramiona, rozchylając usta.

Zobaczył ją — kawałek mięsa w kadzi.

Zobaczył ją — masa nukleotydów, dzielących się na komórki.

Zobaczył ją, nagą i mokrą, z tępym spojrzeniem, wyciąganą ze żłobka.

Zobaczył ją, rzecz wykonaną przez ludzi.

Rzecz. Rzecz. Rzecz. Rzecz.

Lilith.

Znał ją od pięciu miesięcy, kochankami byli od trzech. Przedstawił ich sobie Thor Watchman — Lilith była własnością Kruga.

Przytuliła swoje ciało do Manuela. Podniósł rękę i dotknął jej piersi: była ciepła, żywa i prawdziwa, a sutka stwardniała pod dotykiem jego palców. Prawdziwa.

Rzecz.

Wsunął język miedzy jej wargi i poczuł smak produktów chemicznych. Adenina, guanina, cytozyna, uracil. Poczuł zapach kadzi. Przedmiot. Piękna rzecz w kształcie kobiety.

Odsunęła się od niego i zapytała:

— Byłeś w fabryce?

— Tak.

— I dowiedziałeś się o androidach więcej niż chciałeś?

— Nie, Lilith.

— Patrzysz na mnie jakoś inaczej… Nie możesz przestać myśleć o tym, czym jestem naprawdę?

— Nieprawda. Kocham cię, Lilith, nic się nie zmieniło. Kochani cię! Kocham cię!

— Chcesz się czegoś napić? A może masz ochotę na „trawkę”? Wyglądasz na zmęczonego…

— Miałem ciężki dzień, nic nie jadłem od rana. Po prostu muszę odpocząć, to wszystko.

Pomogła mu zdjąć ubranie, wcisnęła klawisz aparatu Dopplera i jej suknia zniknęła. Jej skóra była jasnoczerwona, jeśli nie liczyć ciemnych sutek; miała duże piersi, wąską talię i kształtne biodra. Jej piękno było nieludzko doskonałe i Manuel przełknął ślinę.

— Czułam, że się zmieniłeś, twój dotyk jest inny — powiedziała ze smutkiem. — Był w nim… Strach? Obrzydzenie?

— Nie.

— Aż do dzisiejszego wieczoru byłam dla ciebie czymś egzotycznym, ale ludzkim — jak Buszmenka. Umieszczałeś mnie w innej kategorii ludzi… Ale teraz myślisz, że zakochałeś się w pierwiastkach chemicznych i może uważasz, że taki związek jest zboczeniem?

— Lilith, błagam cię, przestań… To tylko twoja wyobraźnia…

— Czyżby?

— Jestem tutaj, obejmuję cię, mówię, że cię kochani. Może twoje kompleksy…

— Manuelu, co powiedziałbyś rok temu o człowieku związanym z androidem?

— Wiele znanych mi osób…

— Co byś o nim powiedział? Co byś pomyślał? Jakich użyłbyś słów?

— Nigdy o tym nie myślałem. Po prostu nie interesowało mnie to.

— Coś kręcisz! Obiecaliśmy sobie, że nigdy nie będziemy kłamać jak inni, pamiętasz? Nie możesz zaprzeczyć, że we wszystkich środowiskach stosunki seksualne z androidami uważane są ze perwersję — to chyba ostatnia perwersja, jaka w ogóle istnieje. Czy nie mam racji? Odpowiedz…

— Zgoda — spojrzał w jej oczy (nigdy nie widział kobiety o takich oczach) i powiedział: — Większość ludzi uważa, że jest to coś wulgarnego, perwersja… Niektórzy porównują to do masturbacji, zabawy z plastikową lalką. Kiedy słyszałem takie rzeczy zawsze myślałem, że to bzdury, efekt zacofania. Oczywiście, sam nigdy nie miałem uprzedzeń antyandroidalnych, inaczej nie zakochałbym się w tobie…

Coś szepnęło mu w duszy: „Pamiętaj o ludziach!”, spojrzał na podłogę i po chwili dodał buńczucznie:

— Przysięgam ci, Lilith, że nigdy nie czułem się zawstydzony sypianiem z androidem i wbrew temu, co twierdzisz, nic takiego teraz nie czuję. Aby ci to udowodnić…

Przyciągnął ją do siebie i przesunął dłonią po jej ciele od piersi do bioder; rozchyliła uda i położył rękę na wzgórku Wenus, tak gładkim, jak u dziecka. Poczuł nagle, że gdy dotyka jej skóry, po raz pierwszy w życiu zawodzi go męskość. Tak gładka skóra… Spojrzał na jej nagą płeć bez owłosienia — nie dlatego, że była wygolona, ale jak u dziecka… Jak u… androida. Ponownie zobaczył kadzie… Powiedział sobie, że to nie grzech kochać androida i zaczaj ją głaskać; zareagowała tak, jak zrobiłaby to normalna kobieta: zwilgotniała. Przycisnął ją mocniej do siebie i wtedy wydało mu się, że widzi swego ojca. Stary diabeł, magik! Zrobić taki produkt! Mówiący, chodzący, uwodzący, dyszący!

„A ja kim jestem? Też produktem! Mieszaniną związków chemicznych! Adenina, guanina, cytozyna, uracil! Urodzony w kadzi-macicy! W czym tkwi różnica? Jesteśmy jednością…”

Powróciła żądza i wszedł w nią gwałtownie; w ekstazie biła go piętami po łydkach. Tarzali się w uniesieniu.

Kiedy skończyli i powrócili do rzeczywistości, Lilith powiedziała:

— Zachowałam się naprawdę jak idiotka…

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Scena, którą ci urządziłam… Gdy starałam się wmówić ci pewne rzeczy…

— Nie myśl już o tym, Lilith…

— Ale miałeś rację, to ja mam kompleksy. Może czuję się winna z powodu tego romansu? Może chcę, abyś myślał o mnie jak o gumowym przedmiocie? Zapewne podświadomie tego właśnie chcę…

— Ależ nie!