— To miłe z pana strony — odparła, wciąż jeszcze nieco oszołomiona rolą, którą odgrywała podczas ceremonii; jej oczy błyszczały, drgały nozdrza, piersi unosiły się pod lekkim okryciem.
Wyszedł z nią na ulicę, a gdy skierowali się w stronę najbliższego przekaźnika, zapytał:
— Czy polecenie naboru osobowego dotarło do pani biura?
— Wczoraj. Towarzyszyło mu dołączone żądanie Spauldinga — chodzi o siłę roboczą. Gdzie ja mu znajdę tyle wykwalifikowanych Bet? Thor, co się dzieje?
— Dzieje się to, że Krugowi coraz bardziej się spieszy. Owładnęła nim myśl ukończenia wieży.
— To nie nowość…
— Jest coraz gorzej. Jego niepokój rośnie z dnia na dzień, pogłębia się, intensyfikuje jak choroba, która wyniszcza wnętrze organizmu. Gdybym był człowiekiem, być może potrafiłbym zrozumieć tę potrzebę ciągłego parcia naprzód. Teraz pojawia się na budowie dwa, trzy razy dziennie i liczy poziomy i bloki, naciska ekipy montażystów, by jeszcze szybciej montowali urządzenia do przyspieszania tachjonów. Wygląda na zagubionego: poci się, podnieca, cedzi słowa… Teraz zwiększa ilość pracowników i topi coraz więcej milionów dolarów w budowie wieży. Co chce zrobić? Co chce osiągnąć? A teraz jeszcze statek międzygwiezdny… Wczoraj rozmawiałem z Denver. Czy pani wie, Lilith, że w zeszłym roku kompletnie porzucił te zakłady, a teraz bywa tam codziennie? Statek ma być gotowy za trzy miesiące, by natychmiast wyruszyć w drogę. Krug wysyła androidy…
— Dokąd?
— Do gwiazdy odległej o trzysta lat świetlnych.
— Myślę, że nie prosił, by pan poleciał?
— Załoga ma się składać z czterech Alf i czterech Bet. Jeśli Spaulding będzie miał coś do powiedzenia, to będę załatwiony. Krug nas ochroni przed odlotem… — ironia modlitwy dotarła do niego i zaczął śmiać się ponurym, nerwowym śmiechem. — Tak, Krug nas ochroni!
Dotarli do przekaźnika i Watchman zaprogramował współrzędne.
— Czy nie zechciałby pan wejść na chwilę? — zaproponowała Lilith.
— Z przyjemnością.
Apartament Lilith był mniejszy niż jego: jeden pokój, salon, jadalnia, kuchnia i coś w rodzaju przedpokoju. Watchman zauważył miejsca, gdzie zainstalowano przegrody, by z jednego dużego pokoju zrobić kilka mniejszych. Budynek przypominał ten, w którym mieszkał on sam: stary, o ciepłej i żywej atmosferze. Dziewiętnasty wiek, stwierdził, choć dało się dostrzec, że umeblowanie odzwierciedlało silną osobowość Lilith; było tu też dużo delikatnych drobiazgów. Choć w Sztokholmie byli sąsiadami, gościł u niej po raz pierwszy. Androidy, nawet Alfy, nie zapraszały do siebie innych androidów — w większości przypadków jako miejsca spotkań służyły kaplice. Ci, którzy nie należeli do Kościoła, bywali w biurach P.W.A., choć tam byli raczej samotni. Usiadł w wygodnym, ruchomym fotelu.
— Czy coś podać? — zapytała Lilith. — Mam wszystkie rodzaje substancji sympatycznych. Zioła? Herbata? Nawet alkohole: likier, koniak, whisky…
— Jest pani dobrze zaopatrzona w te głupstwa.
— Manuel odwiedza mnie dość często. Czy ma pan na coś ochotę?
— Nie, na nic — odparł. — Te niszczące środki nie interesują mnie.
Zaczęła się śmiać i stanęła przed aparatem Dopplera. Szybko zdjęła ubranie: pod spodem nie nosiła nic poza bladozieloną warstwą termiczną, bardzo rzucającą się w oczy na tle jej szkarłatnej skóry, okrywającą jej ciało od piersi po pośladki i chroniącą przed zimowymi wiatrami. Lilith ustawiła urządzenie i warstwa zniknęła, a ona założyła sandały i usiadła ze skrzyżowanymi nogami na podłodze przed aparatem, ustawiając regulatory ścienne. Obrazy na ścianach zaczęły zmieniać się w sposób losowy i nastała chwila żenującej ciszy. Watchman poczuł się nieswojo. Znał Lilith od pięciu lat — praktycznie od chwili, gdy się urodziła — i byli tak dobrymi przyjaciółmi, jak może to mieć miejsce tylko między androidami, jednak nigdy jeszcze nie był z nią sam na sam. To nie jej nagość go żenowała, nagość nic dla niego nie znaczyła. Pomyślał, że było to efektem zebrania. Jeśli byliby kochankami, gdyby między nimi zaistniałoby coś seksualnego… Uśmiechnął się, ale zanim zdążył wypowiedzieć jakąkolwiek uwagę, Lilith powiedziała:
— Ten pomysł mnie zbulwersował, ten dotyczący Kruga… Ta jego niecierpliwość, jeśli chodzi o ukończenie wieży… A gdyby Krug był umierający, Thor?
— Umierający? Chyba nigdy nawet o tym nie pomyślał!
— Jakaś straszna choroba, coś, czego współczesna medycyna nie byłaby w stanie wyleczyć… Nie wiem, może jakiś nowy rodzaj raka? Można by podejrzewać, że ma przed sobą zaledwie rok lub dwa życia i to tłumaczyłoby, dlaczego tak rozpaczliwie stara się nawiązać łączność z istotami z innej gwiazdy.
— Wygląda na zdrowego — odparł Watchman.
— Może rozsypuje się od wewnątrz? Pierwszymi symptomami może być to jego irracjonalne zachowanie, ta obsesja przeskakiwania z miejsca na miejsce, przyspieszanie programu prac, zmuszanie ludzi do bardziej intensywnej pracy…
— Nie, Krug nas ochroni!
— Niech Krug będzie chroniony…
— Nie mogę w to uwierzyć, Lilith. Skąd przyszedł pani do głowy taki pomysł? Czy Manuel mówił coś pani?
— Czysta intuicja. Usiłuję wytłumaczyć sobie dziwne zachowanie Kruga, to wszystko. Jeśli rzeczywiście umiera, tłumaczyłoby to…
— Krug nie może umrzeć.
— Nie?
— Dobrze pani wie, co chcę powiedzieć. On nie może, jest jeszcze młody. Może liczyć jeszcze na co najmniej wiek życia, a w ciągu wieku tyle można zrobić…
— Chce pan powiedzieć, że dla nas…
— To zrozumiałe.
— Ale ta wieża drąży go od środka, ona go spala. Nie boi się pan, że może go uśmiercić, Thor? Nawet bez wypowiedzenia jednego słowa…
— A więc straciliśmy tyle energii na modlitwy… P.W.A. roześmieje nam się w nos!
— Czy więc nie powinniśmy tego robić? Delikatnie dotknął opuszkami palców jej powiek.
— Nie możemy przenosić naszych planów w sferę fantazji, Lilith. Krug nie umiera i bardzo prawdopodobne, że nie umrze jeszcze długo.
— A jeśli mimo wszystko umrze?
— Gdzie chciałaby pani się udać?
— Moglibyśmy rozpocząć akcję — odparła poważnie.
— Jaką akcję?
— Odkąd zadecydowaliśmy, bym spała z Manuelem — służyć Manuelowi, by zapewnić sobie poparcie Kruga.
— To nie był zbyt dobry pomysł — powiedział Watchman. — Wątpię, by manipulowanie Krugiem w ten sposób było etyczne. Jeśli nasza wiara jest szczera, powinniśmy oczekiwać jego łaski i miłosierdzia bez intryg…
— Dosyć, Thor! Chodzę do kaplicy, pan chodzi do kaplicy, wszyscy chodzimy do kaplicy, ale żyjemy w realnym świecie i trzeba zdawać sobie sprawę z pewnych faktów. Jednym z nich jest możliwość przedwczesnej śmierci Kruga…
— To jest… — Thor zadrżał ze zdenerwowania.
Lilith mówiła jak pragmatyczka — prawie tak, jakby słyszało się entuzjastę z P.W.A. Watchman dostrzegał logikę tego stanowiska, gdy cała jego wiara opierała się na nadziei cudu. A jeśli cudu nie będzie? A jednak… Mimo to…
— Manuel jest zaangażowany, gotów otwarcie bronić naszej sprawy — mówiła dalej. — Wie pan, jak łatwo daje się urabiać, a za dwa lub trzy tygodnie mogę go przekształcić w zagorzałego bojownika. Najpierw zaprowadzę go do Gamma Town…
— Ukrywa swoją sympatie, mam nadzieję?
— Zrozumiałe. Spędziliśmy tu noc i przytarłam mu trochę nosa. Potem… Przypomina pan sobie, Thor, jak rozmawialiśmy o tym, czy pozwolić mu obejrzeć naszą kaplicę…
— Tak — Watchman aż zadrżał.