Witaj, Gamma Town…
Wilgotne i śliskie od błota brukowane ulice. Średniowiecze? Szare i odrapane domy, jedne przy drugich, ledwie przedzielone małymi uliczkami. Strużka brudnej wody spływa do rynny. Szklane okna. Archaiczna mieszanina stylów, wszystkie rodzaje architektury, przemieszane ze sobą: XXII, XX, XIX, XVI i XIV wiek. Wróble tańczą na dachach. Zardzewiałe ruchome chodniki na niektórych ulicach. Burczenie rozregulowanych klimatyzatorów, wyrzucających do atmosfery zielonkawą mgłę. Barokowe wnęki w grubych murach. Lilith i ja idziemy zygzakowatymi przejściami. Plany tego miasta tworzył chyba jakiś demon. Suma perwersji.
Pojawiają się twarze.
Gamma. Wokoło. Patrzą, znikają, wracają. Oczka małe jak u ptaków, przestraszone. Boją się nas, to pewne. No, cóż, dystans społeczny? Pilnują tego podziału: pojawiają się z daleka, wpatrują w nas, ale gdy się zbliżamy, starają się być niewidoczni. Pochylają głowy, odwracają oczy. Alfa, Alfa, Alfa, uważajcie, Gammy!
Dominujemy nad nimi — nigdy nie wiedziałem, że Gammy mogą być tak niskie i przysadziste. Niscy, przysadziści i silni. Co za ramiona! Co za muskuły! Każdy mógłby mnie rozerwać na dwoje. Kobiety także mają podobny wygląd, choć posiadają więcej wdzięku. Sypiać z Gammą? Może są nawet bardziej ogniste od Lilith… Czy to możliwe? Gwałt, pojękiwania klas niższych, nie zakazy? I zapach czosnku, bez wątpienia. Nie będę o tym więcej myślał. Prostacy — oto, kim są. Prostacy. Będę mówił o nich jak o Cannelle u boku mojego ojca. Pozwólcie im być spokojnymi, w Lilith jest dość namiętności. Prawdopodobnie nie warto nawet zadawać sobie trudu myślenia o tym. Gammy zostają odsunięte. Dwie Alfy na hulance. Mamy długie nogi, mamy klasę, mamy wdzięk. Oni się nas boją.
Jestem Alfa Leviticus Leaper.
Wiatr tutaj jest dziki, wieje od morza tnąc jak ostrze, podrywa kurz i miota nim po ulicy. Kurz! Odłamki! Kiedy to ja widziałem tak brudne ulice? Więc roboty-sprzątacze nigdy tu nie docierają? Więc Gammy nie mają dość godności, by oczyścić same siebie?
Drwią sobie z tych rzeczy, powiedziała Lilith. To kwestia kultury. Są dumni, że nie posiadają dumy, a odzwierciedla się to w tym, że brak im statusu. Samo dno świata androidów i oni o tym wiedzą. Dno dna świata ludzkiego i oni o tym wiedzą, nie podoba im się to, a ich brud jest jak dekoracja, proklamująca ich upośledzenie. Jakby mówili: chcieliście, byśmy byli brudni, więc żyjemy w brudzie. Znajdujemy w tym upodobanie, tarzamy się w błocie. Jeżeli nie jesteśmy kimś, nie możemy dobrze się czuć u siebie.
— Wie pan, kiedyś przyszły tu roboty-czyściciele, a Gammy je zdemontowały. Tam w dole jest jeszcze jeden, widzi go pan? Leży tu przynajmniej od dziesięciu lat.
Fragmenty robota spoczywały na stosie. Błyski metalowego człowieka, odblask błękitnego metalu pośród rdzy. Czy to solenoidy? Akumulatory? Metalowe wnętrzności maszyny… Samo dno, prosty, mechaniczny obiekt zniszczony za to, że zaatakował świętą gnojówkę naszych pariasów. Oparte o mur Gammy wybuchnęły śmiechem, potem dostrzegły nas i usiłowały przylgnąć do muru, pełne strachu. Wykonywały jakieś gesty, nerwowo i gwałtownie, dotykając dłońmi podbrzusza, piersi, czoła, raz, dwa, trzy, bardzo szybko. Były to gesty tak automatyczne, jak wykonuje się znak krzyża.
— Co to jest? Czy w ten sposób poprawiają sobie włosy na głowie? A może tak oddają cześć dwóm spacerującym Alfom?
— Coś w tym rodzaju, choć niezupełnie — powiedziała Lilith. — W gruncie rzeczy jest to gest, wynikający z zabobonu.
— By odczarować złe spojrzenie?
— Tak, coś w tym rodzaju. Dotykanie najważniejszych części ciała, przyzywanie organów płciowych, serca i umysłu, podbrzusza, piersi i czaszki. Nigdy nie widział pan androidów, gdy robiły to przed rozpoczęciem dnia?
— Może… Chyba tak…
— Nawet Alfy — powiedziała Lilith. — To rytuał, pociecha, gdy jest się zdenerwowanym. Ja też robię to czasami.
— Ale dlaczego narządy płciowe? Przecież androidy się nie rozmnażają!
— To symbolika — odparła. — Jesteśmy sterylni, ale to święta strefa, pamięć naszego wspólnego pochodzenia. Z tych miejsc pochodzą ludzkie rezerwy genów, a my powstaliśmy właśnie z nich. Na podstawie tego powstała cała teologia.
Uczyniłem ten znak — raz, drugi i trzeci; Lilith roześmiała się, ale wyglądała na zdenerwowaną, jakby stało się źle, że to zrobiłem. Do diabła! Dziś wieczór jestem w skórze androida, czyż nie? A więc mogę robić wszystko to, co robią androidy. Raz, dwa i trzy! Stojące pod murem Gammy odpowiedziały mi tymi samymi gestami: raz, dwa, trzy, podbrzusze, pierś, czaszka. Jeden z nich powiedział przy tym coś, co zabrzmiało jak: „Niech będzie pochwalony Krug.”
— Co to znaczy? — zapytałem Lilith.
— Nie słyszałam.
— Czy on nie powiedział: „Niech będzie pochwalony Krug”?
— Gammy gadają nie wiadomo co. Pokiwałem głową.
— Może mnie rozpoznali, co?
— Nie, to absolutnie niemożliwe. Jeżeli nawet mówił o Krugu, to na pewno miał na myśli twojego ojca.
— Tak, tak… To prawda, on jest Krugiem. Ja jestem Manuel, tylko Manuel…
— Tss! Pan jest Alfa Leviticus Leaper!
— To prawda, przepraszam… Alfa Leviticus Leaper, Lev dla najbliższych. Czy to Krug ma być pochwalony? A może źle usłyszałem…
— Może — odpowiedziała Lilith.
Na rogu skręciliśmy w prawo i wpadliśmy w pułapkę: weszliśmy w pole wykrywania czujnika, co spowodowało lawinę kolorowego kurzu, sypiącego się ze szczelin w murze; dzięki ładunkom elektrostatycznym cząstki kurzu uformowały się w zawieszony między niebem a ziemią napis, którego oślepiające litery odbijały się od brudnej, wieczornej mgły. Na srebrnym tle wyczytaliśmy:
— To naprawdę Alfa? — zapytałem.
— Oczywiście.
— Co robi w Mieście Gamma?
— Trzeba, żeby ktoś ich leczył. Czy uważa pan, że jakiś Gamma zdolny jest do ukończenia studiów medycznych?
— Ale trąca mi to szarlatanerią. Używać takiej pułapki! Który doktor chciałby w ten sposób pozyskiwać chorych?
— Doktor z Gamma Town, to tutejszy zwyczaj. Ale mimo wszystko to rzeczywiście szarlatan — dobry lekarz, ale szarlatan. Skompromitował się przed laty w skandalu z regeneracją organów, gdy leczył Alfy. Stracił licencję.
— Tu nie potrzebuje licencji?
— Tutaj nie trzeba niczego. Mówi się, że jest ekscentryczny, ale oddany swoim chorym. Czy chciałby pan skorzystać z jego usług?
— Nie, nie! A co z tymi narkomanami?
— To coś w rodzaju narkomanii, której ulegają Gammy — odpowiedziała poważnie Lilith. — Wkrótce zobaczy pan efekty zatruć melasą.
— A stackersi?
— Mają coś w rodzaju defektu mózgu, łuskowatą materię w móżdżku.
— A skrzepy?
— To choroba mięśni, zesztywnienie tkanki czy coś takiego, nie jestem pewna. Chorują na to tylko Gammy.