Выбрать главу

Pod nimi, jak okiem sięgnąć, roztaczał się wspaniały widok na gęsty las. Wokół wszystko tonęło w głębokiej ciszy. Franciszka nie mogła się jednak przełamać, więc Siergiej, pragnąc jej pomóc, zapytał:

– Czy znałaś tego mężczyznę?

– Widywałam go. Zdaje się, że pilnował parku, no i psów oczywiście. Nie był miły.

– Tak też mi się wydawało! Opowiedz nam teraz wszystko od początku.

– Na tym właśnie polega trudność! Nie potrafię odróżnić snu od jawy.

– Opowiedz wszystko!

Westchnęła rozdygotana. Mimowolnie przysunęła się bliżej niego, a Siergiej, spostrzegłszy to, położył dłoń na jej drobnej rączce, jakby chciał ją ochronić. Na drżących wargach dziewczyny pojawił się uśmiech wdzięczności, ogrzewając swym ciepłem twarde serce kapitana Rodana. Siergiej doskonale rozumiał, jak bolesne jest dla Franciszki rozdrapywanie starych ran, ale nie można było tego już dłużej unikać. Pojawienie się psa sprawiło, że tajemnicza aura otaczająca Franciszkę nabrała intensywności. Siergiej zdawał sobie sprawę z tego, że zatrzymanie Taja to szaleństwo, ale gotów był uczynić wszystko, byleby wywołać radość swej podopiecznej.

Dziewczyna zaczęła niepewnie:

– Pamiętam dom, wielki, ogromny, większy od wszystkich, jakie widziałam w mieście. Ale byłam wtedy taka mała. Mogę się mylić.

– To prawda – przytaknął Siergiej. – Dzieciom wszystko wydaje się większe.

– Ale jedno wspomnienie wywołuje we mnie ból i cierpienie – mówiła z ociąganiem. – Coś dobrego, pełnego ciepła, przyjaznego.

Siergiej i Miro wymienili spojrzenia. Musiało jej być bardzo ciężko, skoro nawet dobre wspomnienie jest dla niej bolesne.

– Mama? – spytał ostrożnie Miro.

– Tak – odpowiedziała powoli – to musiała być moja mama… Tak, na pewno. Teraz znam już więcej słów niż wówczas, gdy mnie znaleźliście, łatwiej jest mi więc cokolwiek wytłumaczyć. A poza tym pomogła mi… Pamiętasz, kapitanie, tę noc w lesie?

– Tak, pamiętam. Płakałaś wtedy przynajmniej pół godziny. Chyba wtedy zelżał największy ciężar, który cię przytłaczał. Ale powiedz, co z twoim ojcem?

Zmarszczyła czoło i wzdrygnęła się.

– Pamiętam jedynie słowo „ojczym”, nie „ojciec”. Chociaż…

Tak? – Nie, nic.

– Mów wszystko, nawet jeśli wydaje ci się to bez znaczenia.

– Ochmistrzyni…

– Ochmistrzyni? – gwałtownie zareagował Miro. Był tam ktoś taki? Doprawdy, nie byle jaki musiał to być dom.

– Cicho, Miro! Mów dalej, Franciszko.

– Tak, ochmistrzyni wymieniła kiedyś jakieś imię, prawdopodobnie imię mojego ojca.

Czekali w napięciu.

– Właściwie nie pamiętam ojca – powiedziała z żalem. – To było już tak dawno, a ja miałam wtedy zaledwie kilka lat. Pamiętam jedynie, że ochmistrzyni powiedziała słowo „kapitan”, a potem dodała jakieś dwuczłonowe nazwisko.

– Kapitan? – wtrącił Siergiej oszołomiony. – Czy to dlatego…?

– Tak sądzę – odpowiedziała przepraszająco. – A więc utożsamiasz mnie ze swym ojcem?

– Czuj się zaszczycony -rzucił Miro ironicznie. Siergiej zignorował jego słowa.

– Mów dalej – poprosił Franciszkę.

– Tak… Wszystko otacza gęsta mgła. Ale jest jedno wspomnienie… bardzo nieprzyjemne. A może to sen? – Opowiedz!

Franciszka zamyślona popatrzyła na starszego z braci. Ku swemu zaskoczeniu odkryła, że jego twarz poorana jest głębokimi bruzdami. Nigdy przedtem nie zwróciła na to uwagi. Z trudem dobierała słowa.

– Wszyscy w domu byli ubrani na czarno, zachowywali się cicho. Zasłony były zaciągnięte, paliły się świece…

– Ktoś umarł – rzekł Siergiej. Franciszka zadrżała.

– A przede mną stał ten okropny człowiek! Pamiętam swoje nogi w pięknych lakierkach… rąbek sukienki, swoje ręce. Bucikami nie dotykałam nawet krawędzi sofy. Sofa obita miękką tkaniną w kolorze ciemnoczerwonym miała wzdłuż brzegu wszyty ozdobny sznurek. Pamiętam słowa wykrzykiwane ze złością: „Zostaniesz ukarana, nadchodzi czas siedemnastoletniej zemsty…”Franciszka ciężko oddychała. – Wydaje mi się, że prosiłam, iż chcę pójść do mamy. Odpowiedział mi: „Tak, pójdziesz do mamy, ale najpierw musisz ukończyć dwadzieścia jeden lat”.

– Dobry Boże – szepnął drżącym głosem Miro. – To chyba sen.

Franciszka starała się mówić spokojnie. – Tak, to chyba musiał być sen.

– I co dalej? – pytał Miro w napięciu, widząc, że dziewczyna nerwowo zaciska dłonie.

– Potem? – Franciszka dygotała, jakby dokuczało jej zimno. – Potem pamiętam tylko strach i nieczułe, wrogie twarze. Ten okropny człowiek był właścicielem domu, miał pomocnika, równie okrutnego, który zawsze chodził z pejczem. Była też jeszcze jakaś kobieta. Musiałam pracować, ciągle pracować, bo jeśli nie, bili mnie. A gdy źle odgadłam ich życzenia, także mnie bili… Nie pozwalali mi z nikim rozmawiać…

Miro oddychał ciężko.

– Siedemnastoletnia żemsta… Aż ukończysz dwadzieścia jeden lat. To znaczy, że wówczas, gdy siedziałaś na tej wielkiej sofie, miałaś cztery lata. A kiedy znalazłaś się u nas, miałaś co najmniej dwanaście. Co za skomplikowane rachunki.

– Nie! – krzyknął Siergiej w przy pływie rozpaczy. Nie, nie! – Otoczył Franciszkę ramionami, prz~•tulił jej t~•arz do swojej, potem pocałował delikatnie w czoło i skronie. Przycisnął ją mocniej, jakby pragnął osłonić przed przeszłością i tym, co miało niedługo nastąpić, jakby chciał uświadomić jej; że ktoś ją kocha.

Franciszka poczuła, że jego policzki są mokre od łez, a pierś porusza się gwałtownie.

– Jąk mogłem cię tak okropnie traktować na początku! – rzekł ochrypłym głosem. – Byłem taki surowy, nieczuły… wstrętny. Franciszko, dziecko moje, wybacz mi, proszę, całe zło, które ci uczyniłem!

– Nie uczyniłeś mi nic złego! – odpowiedziała dziewczyna łagodnie i pogładziła jego ogorzałą twarz, teraz zmienioną bólem. – Nie ty, kapitanie Rodan…

ROZDZIAŁ V

Wypowiedziała jego nazwisko z takim oddaniem, że się uspokoił. Przytulił ją delikatnie i nie wypuszczał z objęć, gdy ciągnęła swoją opowieść o ucieczce przez park, o Taju, który uratował jej życie. Miro ostrożnie poklepał psa po łbie, a ten podniósł leniwie tylko jedną powiekę.

– Nie pamiętasz żadnych nazwisk, imion? – zapytał Siergiej, gdy zamilkła.

– Nie. Sądzę, że rozmyślnie nie wymawiano ich w mojej obecności. Tego okropnego mężczyznę nazywano dziedzicem. Właściwie jedynym imieniem, jakie słyszałam, było moje własne: „Franciszko, przynieś to! Franciszko, biegnij z tym! Franciszko, znowu niedokładnie wyszorowałaś! Franciszko, zrób to jeszcze raz!”

Skuliła się w ramionach kapitana Rodana, szukając pociechy i poczucia bezpieczeństwa, a on głaskał ją delikatnie.

Ten dziedzic… Był twoim ojczymem? – O, nie. Ja byłam jedynie służącą.

– Raczej bym w to wątpił – rzekł Siergiej, a Miro mu przytaknął. – Ale znów wracamy do wieży. Z tego co powiedziałaś wynika, że dwór był położony na odludziu.

– Tak, w lesie, właściwie las otaczał dom z trzech stron, a z czwartej strony wznosiło się wysokie wzgórze. Być może za tym wzgórzem znajdowało się miasto, nie wiem.

– Ale z twojego pokoju widać było tylko łas? No i wieżę?

– Tak.

– Nie pojmuję, co to za wieża – wtrącił Miro i mimowolnie rozejrzał się wokół. – Skoro nigdy jej nie widzieliśmy, to znaczy, że znajduje się gdzieś daleko od naszych traktów.

– Ale w takim razie jak Franciszka zdołała przejść taki szmat drogi? Długo szłaś, Franciszko?

– O, tak, wiele dni. Ale pewnie krążyłam w kółko, bo nie dotarłam do celu.