Poderwał się z miejsca i zaczął przechadzać to w jedną, to w drugą stronę.
– Wszystko dlatego, że wychowywaliśmy się razem – odezwał się w końcu z niepewnym uśmiechem. – Ale myślę, że to nie jest jedyna przyczyna. Sądzę, że tak naprawdę jest jeszcze za wcześnie, Franciszko. Poczekajmy, aż ukończę szkołę, zgoda?
– Zgoda! – roześmiała się z wyraźną ulgą.
– Ale jedno musisz mi, Franciszko, obiecać! Że nie zakochasz się w tym czasie w kimś innym.
– To mi nie grozi! To ty jesteś uosobieniem moich tęsknot i marzeń. Potrafisz być taki miły, czuły, delikatny, romantyczny niczym rycerze, o których mi tyle opowiadałeś. A przy tym jesteś inteligentny i wyrozumiały, no i bardzo wesoły. Czegóż więcej dziewczyna może pragnąć?
Miro silił się na obojętność, ale z trudem skrywał wrażenie, jakie wywarły na nim jej słowa.
– Ale pamiętaj, tobie także nie wolno zakochać się w innej! – dodała na koniec.
– Mnie możesz być pewna.
Napięcie między nimi wyraźnie zelżało.
– Pozwól, Franciszko, że zadam ci ostatnie pytanie.
Więcej nie będę cię dręczył. Czy nigdy nie odczuwałaś czegoś szczególnego,' kiedy cię dotykałem? Nigdy?
– Szczególnego? A cóż to miałoby być? Nie, ja… Zmieszała się, a po jej twarzy przebiegł cień zdziwienia i lęku.
– O czym pomyślałaś? – spytał Miro zaciekawiony. Wstała gwałtownie i spojrzała na niego jakby w poczuciu winy.
– O niczym. Przypomniało mi się jedynie… Ale to nie ma żadnego związku… Nie, nigdy czegoś takiego nie czułam. Nigdy! – wykrzyknęła.
Miro patrzył na nią ze zdumieniem. Ale był zbyt mądry, by drążyć ten drażliwy temat.
Naraz Taj podniósł się i popędził w dół w stronę lasu. Taj, Taj! Wracaj! – krzyknął przerażony Miro. Franciszko, zawołaj go!
Dziewczyna spełniła jego prośbę, ale pies tylko obejrzał się i pobiegł dalej.
– Muszę go zastrzelić! – zawołał Miro, chwytając za broń. – Jeszcze nam tu kogoś sprowadzi!
– Nie! – krzyknęła Franciszka. – Ten pies był moim jedynym przyjacielem w tamtych ciężkich, samotnych latach.
Taj zniknął i Miro nie potrafił temu zaradzić. Wściekfy i zrozpaczony nakrzyczał na Franciszkę, która nagle 'odkryła, że bez starszego brata jest zupełnie bezsilny. Ona sama także czuła się nieszczęśliwa i przerażona, a przy tym kompletnie przemarzła i chciało jej się spać. Tęskniła za kapitanem Rodanem, to on dawał jej poczucie bezpieczeństwa.
Taj powrócił po kilku minutach, okazało się, że wybrał się jedynie na krótki spacer po okolicy. Ucieszyli się ogromnie, poklepywali go i prześcigali się w pieszczotach.
– Czy to rzeczywiście jest pies obronny? – dziwił się Miro.
– Kiedy stamtąd uciekłam, był jeszcze bardzo młody. Ledwie wyrósł z wieku szczenięcego, ale od razu można było rozpoznać w nim przywódcę stada.
– Wyraźnie cię uwielbia. Jak zdołałaś się z nim zaprżyjaźnić?
– Wielokrotnie w ciągu dnia przechodziłam obok klatek dla psów. Potwornie się bałam tych warczących czworonogów. Był wśród nich jeden szczeniak, którego bardzo wcześnie poddano ostrej tresurze i surowym karom. Siedział biedak w kąciku, przerażony i nieszczęśliwy. Zawsze starałam się podetknąć mu jakiś kąsek i poklepywałam przez kraty, a on lizał moją dłoń i cichutko skamlał. Nasza prryjaźń przetrwała nawet wtedy, gdy Taj podrósł. Ale tresura nie pozostała bez wpływu. Raz widziałam, jak zaatakował w parku jakiegoś mężczyznę. Nie był to przyjemny widok.
Miro mimowolnie cofnął się o krok. – Ale zaakceptował Siergieja i mnie.
– Mówiłam ci już, że to mój jedyny przyjaciel – odezwała się cicho Franciszka. – Ja zaś byłam mu jedyną przyjazną osobą, bo nikt inny w tamtym domu nie był dla niego dobry. A to bardzo wrażliwy pies. Myślę, że przeżył piekło, kiedy odeszłam.
– Sądzisz, że instynktownie wyczuwa, że jesteśmy ci bliscy?
– Jestem tego pewna.
Mijały godziny, zapadła noc. Siedzieli w milczeniu, przytuleni, i choć ich ciała wzajemnie się ogrzewały, dygotali z zimna. Taj ułożył się u boku Franciszki i pozornie drzemał, jednak przy najlżejszym szmerze nastawiał uszu i podnosił łeb.
Bali się o Siergieja. Tak długo już nie wracał. Poraziła ich myśl, co by zrobili bez niego. Byliby kompletnie bezradni, straceni.
Naraz Taj zaczął warczeć. Franciszka drgnęła przestraszona i złapała Mira za ramię. Ale to nie dało jej wcale poczucia bezpieczeństwa. Taj wpatrywał się w niezalesione zbocze, skąd w ich kierunku zbliżała się jakaś postać…
– To Siergiej – szepnął Miro uspokojony. – Tak, to na pewno on!
Franciszka zerwała się i wraz z Mirem ruszyła mu na spotkanie.
– Taj, to przyjaciel! – wołała do ujadającego psa, który usłyszawszy jej słowa, stanął w miejscu. Siergiej także biegł ku nim. Chwycił Franciszkę w ramiona i uniósł w górę.
– Dziecino, co ty? – zapytał z uśmiechem. – Płaczesz czy się śmiejesz?
– Jedno i drugie, kapitanie Rodan – wyszeptała przepełniona uczuciem szczęścia. – Wróciłeś! Teraz wszystko będzie dobrze.
ROZDZIAŁ VI
Siergiej zdołał załatwić w mieście wiele spraw. Jego przyjaciel, pracujący w policji, przyczynił się do aresztowania trzech mężczyzn, którzy wtargnęli do gospody,razem z psami. Zwierzakom zapewniono wikt i schronienie. Tyle tylko, że poprzedniego dnia widziano w okolicy sześciu mężczyzn i cztery psy…
– Doliczmy jednego umarlaka i jednego psa. Brakuje nadal dwóch natrętów.
– Domyślam się, gdzie się zaczaili – rzekł Miro.
– Ja również. Ale nie bój się, Franciszko, poradzimy sobie.
Franciszka dygotała z zimna i czuła się taka bezradna. Bardzo pragnęła znów się znaleźć w domu, w ciepłym łóżku. Droga do chaty wydawała się jednak nadal zamknięta.
Siergiej z radością przyjął wiadomość, że Miro i Franciszka postanowili zaczekać ze ślubem.
– Nie warto się zbytnio spieszyć – przytaknął.
– No cóż, ty jesteś najlepszym tego przykładem zakpił Miro. – Nawiasem mówiąć, już dawno nie balowałeś w mieście. Wygląda na to, że całkiem z tym skończyłeś!
– Z takich rzeczy też się wyrasta – skwitował Siergiej. – No, proszę, to małe nieszczęście wprowadziło trochę ładu pod naszą strzechę – zażartował Miro. Franciszka roześmiała się i rzuciła w niego kawałkiem mchu. Miro pobiegł z Tajem na wyścigi w stronę domu, zaś dziewczyna z Siergiejem powoli podążyli ich śladem.
– Ach, jaka jestem szczęśliwa – westchnęła Franciszka.
– Dlatego, że w pobliżu naszej chaty grasują mordercy?
– Nie, oczywiście, że nie dlatego. Cieszę się, że wróciłeś cały i zdrowy!
Otoczył ją ramieniem, a ona położyła mu rękę na biodrze. Tak objęci, szli zamyśleni do domu.
– Zamówiłem to, o co prosiłaś. Dwie suknie na co dzień i jedną odświętną. Starczy?
– Och, kapitanie Rodan! Ale czy będą na mnie pasować?
Uśmiechnął się na przypomnienie sceny, gdy gestykulując zawzięcie usiłował określić wymiary i figurę Franciszki.
– Sądzę, że będą dobre – rzekł krótko.
Ciepło płynące od jego ramienia napawało dziewczynę błogą rozkoszą.
– Pozwoliłam Mirowi, by mnie pocałował – powiedziała.
Na moment ścisnął mocniej jej ramię, ale zapytał na pozór obojętnie:
– I co czułaś?
– Właśnie dlatego postanowiłam, że na razie się nie pobierzemy.
– Rozumiem.
– Odniosłam wrażenie, że coś jest nie tak. Jakbyśmy byli rodzeństwem! Chyba istnieją głębsze uczucia?