– Przywieź ją do nas – powiedział Siergiej – żebyśmy mogli ją poznać.
Miro zerknął niepewnie na Franciszkę, jakby chciał ją przeprosić, ale rozpromienił się, widząc na jej twarzy wyraźną ulgę.
– Och, Miro! – rzekła i pocałowała go. – A ja ciągle miałam wyrzuty sumienia, że nie mogę się w tobie zakochać.
A więc zamartwiała się z powodu Mira, pomyślał Siergiej.
Miro przywiózł dziewczynę, słodką, delikatną istotę o imieniu Ilona. Franciszka na powrót stała się sobą, była pogodna i spokojna. Znów potrafiła się śmiać i żartować z Siergiejem. Wydawało się, że wszelkie trudności zostały przezwyciężone. Robiłem z igły widły, myślał Siergiej. To były tylko przejściowe kłopoty związane z dorastaniem.
Spokój i harmonia nie potrwały długo. Nadeszła pora sianokosów: Pewnego dnia odpoczywali na trawie na skraju lasu, gdzie Franciszka prrygotowała posiłek. Była też z nimi Ilona, ukradkiem trzymali się z Mirem za ręce.
– Powiedz – zaczął naraz Miro, zwracając się do Siergieja. – Czy policja dowiedziała się czegoś o tych trzech typkach, których wtedy aresztowano?
– Nie, nie puścili pary z gęby i w końcu musiano ich zwolnić. Zakazano im jednak pokazywać się w naszym okręgu.
Nikt was potem nie nachodził?
– Nie, było całkiem spokojnie. Opowiedziałem policji historię Franciszki, ale pomimo wielu poszukiwań nie natrafiono na żaden ślad.
– Niepojęte! – zdziwił się Miro.
Siergiej zerknął na Franciszkę, która wpatrywała się w niego jakby nieobecna duchem. Zauważył to nie po raz pierwszy. Dziewczyna zorientowała się, że ją obserwuje, i pośpiesznie zaczęła wkładać jedzenie do koszyka. Siergiej zrozumiał, że kilka pełnych napięcia miesięcy pozostawiło w jej duszy trwały ślad. Co jakiś czas wpadała w przygnębienie i zamykała się w sobie.
Nie zasłużyłem na to, Franciszko, powtarzał w myślach. Pragnę tylko twego dobra, czemu więc unikasz mojego wzroku? Dlaczego ciągle stoisz w oknie, jakbyś wpatrywała się w coś, czego inni nie widzą? Z początku wydawało mu się, że to jego choroba wywołała zmianę w zachowaniu Franciszki, ale szybko odrzucił takie tłumaczenie. Nie pojmował, dlaczego gwałtownie rumieni się na jego widok, dlaczego pochlipuje wieczorami w poduszkę. Zastanawiał się nawet, czy przeżycia z dzieciństwa nie pozostawiły trwałego śladu w jej psychice. Ale nie! Był pewien, że zdołała pokonać swoje dawne lęki. Przyczyna musi więc tkwić gdzie indziej. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że, jak wspomniała kiedyś mimochodem, zamierzała wyjechać gdzieś daleko od domu…
Nie mógł znieść nawet myśli o tym. Przed wielu laty uparcie podążała za nim krok w krok jak anioł stróż, bo nie chciała zostać u Anuśki, a teraz nie chce mieć z nim nic wspólnego…
Miro i Ilona wstali, by wrócić do pracy, ale gdy Franciszka zamierzała podnieść się z miejsca, Siergiej zdobył się na odwagę i położył rękę na jej dłoni. Zamarła. Dlaczego tak trudno mu z nią rozmawiać? Przecież do niedawna świetnie się rozumieli.
– Franciszko… Chciałbym cię zapytać… O coś bardzo dla mnie ważnego. To nie ma związku z tobą. Franciszka wyraźnie się uspokoiła.
– Słucham.
– Chodzi o wesele.
Zacisnęła dłoń na kępce trawy.
– Zastanawiałem się – zaczął Siergiej nieśmiało – czy nie zachowałem się wobec ciebie nieodpowiednio. Czy nie uderzyłem ciebie? Bo wydaje mi się, że się mnie boisz.
Westchnęła udręczona, lecz nadal nie śmiała podnieść na niego oczu.
– Nie, kapitanie Rodan – wykrztusiła w końcu.
– Na pewno nie zachowałem się źle w ten czy inny sposób? Poza tym, że byłem pijany, bo to akurat wiem.
– Nie, absolutnie nie!
– Nie wywołałem jakiegoś skandalu? Nie musiałaś się za mnie wstydzić?
– Nigdy nie musiałam się za ciebie wstydzić, kapitanie Rodan, nigdy! – zapewniła żałośnie.
– W takim razie dlaczego… Poderwała się.
– Czy nie powinniśmy im pomóc?
Wstał, wzdychając ciężko. W końcu odkrył, jak mu się zdawało, przyczynę jej zachowania. Prawdopodobnie zrozumiała, że naleiy do innego świata, i wstydzi się, że jej przybrany ojciec jest takim prostakiem. Jednocześnie wstyd jej, że tak myśli, i… krąg się zamykał. Pewnie odczuwa zażenowanie na wspomnienie zażyłości, jaka ich łączyła, ze skrępowaniem przypomina sobie rozmowy o miłości, jakie prowadzili. Tęskni, chce się stąd wyrwać… Uporczywy ból rozsadzał mu klatkę piersiową.
Po tej rozmowie Franciszka wzięła się w garść i starała się odnosić do Siergieja jak dawniej. Z czasem do domu wróciła miła atmosfera, aczkolwiek oboje wyczuwali w tym pewien fałsz.
– Franciszko – zagadnął ją Siergiej któregoś dnia, kiedy czyścili stajnię. – Nie miałabyś ochoty pojechać do miasta na zabawę dożynkową?
Rozpromieniła się.
– Na zabawę? A mogę założyć odświętną sukienkę? Bardzo bym chciała!
Ach, te kobiety, pomyślał Siergiej z czułością. Najważniejsze dla nich, by mogły się wystroić.
– .Musisz się trochę rozerwać – rzekł bohatersko, szczęśliwy, że dziewczyna znów odnosi się doń z ufnością.
Nastąpiły gorączkowe przygotowania do wyjazdu. Franciszka i Ilona bez przerwy szeptały coś po kątach, aż Siergieja tróchę to denerwowało. Franciszka wyraźnie się ożywiła, podśpiewywała radośnie i szczebiotała. Siergiej pragnął cieszyć się z tej odmiany, ale jakoś mu to nie wychodziło.
W końcu nadszedł dzień wyjazdu do miasta. Zaprzężono bryczkę, wyczyszczoną i przyozdobioną.
Miro i Ilona czekali już gotowi do drogi, gdy Franciszka wyszła ze swego pokoiku.
– I co, kapitanie Rodan? Mogę tak jechać? Bladoniebieska suknia ciasno opinała szczupłą talię i uwypuklała kształtne piersi, od bioder zaś układała się szeroko na sztywnych halkach. Zawiązany pod brodą kapelusz stanowił wspaniałą oprawę rozpromienionej twarzyczki o rysach doskonałych jak u jakiejś bogini. Włosy opadały na ramiona. W dłoni trzymała błękitną parasolkę.
Kapitan Rodan skinął głową z aprobatą, czując ukłucie w sercu.
Naraz Franciszka się zdziwiła:
– Ależ… dlaczego nie jesteś jeszcze gotowy? – Nie jadę z wami – odrzekł krótko.
Blask zgasł w jej oczach. – Nie pojedziesz?
– Nie, ktoś musi zostać z Tajem.
– Ależ Taj sam sobie świetnie poradzi, pobiega po podwórzu! Wystawię mu tylko jedzenie i wodę…
– Nie, i tak nie pojadę.
Stała jak porażona. Przez długą chwilę wpatrywała się rozszerzonymi ze zdziwienia oczami, aż w końcu odwróciła się i wybiegła na dwór.
Siergiej był kompletnie zaskoczony. O co jej właściwie chodzi? O to, że on zostaje w domu? To dziwne, zresztą-czego się spodziewała? Ma jej deptać po piętach i pilnować młodych chłopaków, którzy będą ją adorowali? O, nie! Tu się pomyliła, sama się przekona: Bryczka wytoczyła się na drogę. Siergiej z trudem się powstrzymał, by nie odwrócić głowy…
Przez wiele godzin bezcrynnie snuł się po izbie. Taj, oparłszy łeb na przednich łapach, wodził za nim spojrzeniem. Siergiej wszedł do pokoiku Franciszki. Nigdy nie zaglądał tu w czasie jej nieobecności. Teraz też nie przyszło mu do głowy, by ruszać jej rzeczy. Chciał po prostu przebywać wśród należących do niej przedmiotów, mimo że potęgowało to jego cierpienia. W pokoiku pachniało mydłem, kwiatami, które tak lubiła w swoim otoczeniu, i nią samą. Łóżko było starannie posłane, codzienne ubranie przewieszone przez poręcz krzesła. Siergiej wziął do ręki sukienkę Franciszki i przytuliwszy do policzka, błądził myślami gdzieś daleko. Kiedy kładł suknię na miejsce, na nocnym stoliku przy łóżku dostrzegł pozytywkę. Tę samą, którą podarował jej przed laty i która wywołała pierwszy uśmiech na jej twarzy. Wzruszony wziął zabawkę do ręki, otworzył i zauważył, że poluzowała się figurka owieczki. Prawdopodobnie dlatego, że pozytywka była często używana. Postanowił ją naprawić. Gdy mu się to udało, w pokoju zabrzmiała cicha melodyjka, której dźwięki wywołały w nim lawinę wspomnień. Rozczulony zerknął na nieskomplikowany mechanizm i zmarszczył czoło.