Выбрать главу

Naraz Siergiej doznał wstrząsu, potężnego jak fala przypływu. Wieża kościelna! Z iglicą! Przy odrobinie wyobraźni dostrzec można nawet coś na kształt półksiężyca, coś, co wygląda jak kurek na czubku wieży. Słońce było jeszcze za chmurą, ale zaraz powinno zza niej wyjrzeć. Musi na nie poczekać. Przez cały czas wyobrażał sobie, że zobaczy wieżę Franciszki na tle nieba. Nigdy nie wspominała, że za wieżą znajdowało się wzgórze., Ale też nigdy nie rozmawiali o szczegółach.

Serce waliło mu tak mocno, jakby miało wyskoczyć z piersi „Nie!” -. rzekł”głośno sam do siebie. – „Nie łudź się zbytnio. Tyle razy już doznałeś rozczarowań”.

Naraz „wieżę” oświetlił blask promieni słonecznych załamujących się w kropelkach wody. Oczom Siergieja ukazał się zaczarowany pałac, rozjarzony, wabiący. I wieża, która nie istniała!

A więc to tu, tuż za jego laserń, w odległości, którą mogła pokonać mała.dziewczynka! Biedne dziecko! Szukała słonecznej wieży, ale zabłądziła wśród drzew i nigdy jej nie odnalazła. Czy to dziwne, że on daremnie poszukiwał jej przez okrągły rok? Siergiej na przemian płakał i się śmiał.

A więc znalazł wieżę! Teraz powinien bez trudu odnaleźć duży dom w lesie. Z pewnością musi.być tu gdzieś niedaleko, bowiem wodospad nie ze wszystkich stron był widoczny, a już w każdym razie nie w taki sposób. Siergiej zapomniał, jak bardzo jest zmęczony i przemarznięty. Zapał i nadzieja dodały mu sił. Rożejrzał się dookoła. Las, las i jeszcze raz las. Ale gdyby podjechać na to wzniesienie… Jeszcze nigdy tak nie popędzał konia. Po dziesięciu minutach był na zboczu.

ROZDZIAŁ IX

Siergiej oddychał z drżeniem. Na tle wzgórza tuż pod tarczą zachodzącego słońca dojrzał czarny dach długiego budynku i utrzymanych w tym samym stylu co dom zabudowańgospodarczych. Gdzieś między drzewami mignęło mu okno, ale najlepiej widoczny był dach. Franciszka nie przesadziła. Ten dom był ogromny, bo to, co widział, stanowiło zaledwie jego część.

– Żnaleźliśmy dom! Znaleźliśmy – śmiał się głośno poklepując konia. – Nareszcie pokonaliśmy pierwszą przeszkodę!

Musiał przetrzeć oczy, które jakby zasnuły się mgłą. Była to gwałtowna reakcja na uczucie ulgi, jakiego doznał. W chwilę później znalazł się przed ogromnym domem. Z ukrycia spoglądał na nieprzebyty mur, na czarną, kutą bramę, wysoką i groźną. Przez jej pręty widać było jedynie park. W niektórych miejscach mur był lekko nadkruszony, ale ogólnie prezentował się nieźle. Siergiej odniósł wrażenie, że musi to być piękny dwór, chociaż na razie widział tak niewiele. Utrzymanie takiej posiadłości na pewno wymaga ogromnego nakładu pracy. Takie zajęcie by mu odpowiadało! Poczuł, jak świerzbią go ręce. Oprzytomniał.

Nie mógł stać tu bez końca, a tym bardziej pytać o Franciszkę. To zbyt niebezpieczne! Doskonale pamiętał mężczyznę, który poszukiwał dziewczyny. Ci, którzy wdarli się do jego górskiej zagrody, także byli zdecydowani na wszystko, nawet na to, by zabić. Ciekawe, jak by zareagowali, gdyby pojawił się w jaskini lwa. Chociaż nie przypuszczał, by go mogli znać, w każdym razie nie ći, którzy pozostali przy życiu…

Przede wszystkim musi zebrać informacje o tym, kto tu mieszka, i dowiedzieć się czegoś o swej podopiecznej.

Franciszka… Poczuł w sercu dojmujący ból. A jeśli ona… Nie, musi żyć, musi! Dla tych oprawców z jakiegoś powodu ważne są jej dwudzieste pierwsze urodziny. Nie chciało mu się wierzyć, by mogła mieć już tyle lat, ale chyba naprawdę nie pozostało zbyt wiele czasu!

Siergiej wjechał w las. Wybrał ścieżkę, która, jak przypuszczał, powinna go dokądś doprowadzić. Przez godzinę objechał wzgórze dookoła i u swych stóp, w dolinie, spostrzegł miasteczko. Był tu już wcześniej, ale v,~ykluczył to miejsce po obejrzeniu wieży kościelnej. Przypominał sobie nawet, że wspiął się wtedy na wzgórze wznoszące się na tyłach dworu. Musiał widzieć rozległą dolinę porośr(iętą lasem, prawdopodobnie widział też wodospad. Niesamowite! Wystarczy odrobinę zmienić perspektywę, by oczom ukazywał się całkiem inny widok. Dotarł do tego miejsca przed kilkoma miesiącami, ileż krajobrazów przewinęło mu się potem przed oczami! Nic dziwnego, że poczuł się obco, kiedy wjechał do doliny tuż przed zmrokiem.

Pora była już późna, skierował się więc prosto do zajazdu. Nad kuflem piwa nawiązał rozmowę z przygodnym znajomym, który mieszkał w tych stronach. Gdy wymienili parę zdawkowych uwag, Siergiej rzucił jakby mimochodem:

– W lesie, tam za wzgórzem, przejeżdżałem obok dużej posiadłości. Co to za dwór?

Mężczyzna zakłopotał się na moment.

– A… ten… Niechętnie o nim rozmawiamy. Nazywamy go „pałacem cierpienia”.

– Dlaczego?

– Ciąży nad nim złe fatum. Kiedyś, bardzo dawno temu, był to królewski pałacyk myśliwski, ale wydarzyło się w nim nieszczęście i pałac sprzedano pewnemu arystokracie.

Siergiej wysupłał trochę grosza ze swej niezbyt już zasobnej sakiewki i zamówił jeszcze piwo.

– Opowiedz, proszę. Takie historie bardzo mnie interesują! Co to za arystokrata? – Siedzieli w kącie karczmy z dala od uszu ciekawskich. Siergiej nie chciał, by ktoś słyszał, o czym rozmawiają.

– Musiałeś słyszeć o tym możnym panu, który nabył pałacyk myśliwski, był magnatem… -Tu wymienił nazwisko, na którego dźwięk Siergiejowi zaparło dech w piersiach. Magnat, posiadający ogromne wpływy w kraju. Siergiej poczuł się nagle bardzo ubogi. Wiesz, o kim mówię! To ten, którego własnością były kopalnie na północy. Miał córkę… – Siergiej drgnął, ale uspokoił się usłyszawszy, że córka miała na imię Zita. – Nie powiodło się jej w życiu – rzekł obcy ze smutkiem. – Wyszła za mąż wbrew woli rodziców za zwykłego oficera, który nawet nie był szlachcicem.

Kolejne elementy układanki znalazły się na właściwym miejscu.

– Za kapitana? – zapytał.

– Tak, nazywał się kapitan Varda. Rodzice odtrącili Zitę, ale kiedy umarli, okazało się, że zapisali jej cały majątek, „pałac cierpienia” również.

– Miała dzieci?

– Jedno, córeczkę Franciszkę.

Wreszcie był w domu! Zrozumiał, dlaczego w kronikach szlacheckich nie mógł odnaleźć Franciszki. Matka jej była wprawdzie hrabianką, ale ojciec mieszczaninem. A dziadek – magnatem! Siergiej poczuł się bardzo nieswojo, uświadomiwszy sobie swe niskie pochodzenie, ale prędko odsunął tę myśl. Teraz najważniejsze było uratowanie życia Franciszce.

– Mówiłeś, że rozegrały się tu jakieś smutne historie? – Tak, jćdna tragedia goniła drugą. Młodzi nie zdążyli się jeszcze wprowadzić do pałacu, kiedy kapitan spadł z konia i złamał sobie kark. Młoda wdowa wyszła powtórnie za mąż w kilka lat później, ale popełniła błąd. Takie jest przynajmniej moje zdanie.

– Tak? Dlaczego?

Teraz rozmówca rozkręcił się już na dobre. Opowiada~ chętnie.

– Wyszła za mąż za okropnego człowieka, nazywa się Kornel Sack. Zajmuje wprawdzie odpowiedzialne stanowisko sędziego trybunału, czy jakieś podobne, ale to beawzględny człowiek. Jeśli mogę wyrazić własne zdanie, to ożeńił się z nią dla pieniędzy.

Siergiej przytaknął, bo też mu się tak wydawało.

Mężczyzna ciągnął dalej swą opowieść:

– Potem przyszła kolej na Zitę. Zachorowała i umarła, zostawiając. trzy- lub czteroletnią córeczkę. Później niewiele wieści docierało z pałacu. Kornel Sack otoczył posiadłość wysokim murem i nikt go tam dobrowolnie nie odwiedza. Jedynym jego przyjacielem jest komendant policji. Parku strzegą groźne psy, bulteriery, a ludzie, którzy są tam na służbie… można by przypuszczać, że Sack wybiera ich z jakiejś kompanii karnej! Chętnie przesiadują w oberży „Złoty Rój”, czasami przychodzą wieczorami po kilku. A zarządca… Musiałbyś go zobaczyć, przeraźliwie okrutny typ.