– Ona rozumie prawie n~szystko – zapewnił Miro z wyraźną dumą w głosie. – Trudno jej tylko się R~•słowić.
Starszy brat skinął głową.
– Chodź tu, Franciszko! No nie, kiedy w końcu zrozumiesz, że nie jestem groźny?
Niepewnie podeszła do niego.
– Miro mówił mi, że wspominałaś o wieży. Jaka to wieża?
– Słońce… – zaczęła i próbowała coś wyjaśnić gestami rąk, ale szybko zrezygnowała.,
– Widziałaś wieżę? Skinęła głową.
– Z twojego okna? – Tak.
Drżała. Niełatwo jej było wytrzymać spojrzenie Siergieja. Jego głos o niskiej, głębokiej barwie nie brzmiał tak łagodnie jak głos Mira.
– Czy wieża stała w pobliżu „domu w lesie”, czy gdzieś daleko?
Daleko, bardzo daleko. – Jak wyglądała?
Franciszka zagryzła wargi. Siergiej wyjął pióro i na marginesie starej gazety naszkicował czworoboczną wieżę ze spiczastym wierzchołkiem.
– Czy była trochę podobna do tej?
W jednej chwili zapomniała o lęku, jaki w niej budził. Palcem wskazała czubek wieży i nieśmiało dała do zrozumienia, że chciałaby wziąć pióro. Siergiej przesunął się, by zrobić jej miejsce. Mozolnie dorysowała iglicę, a na niej coś na kształt półksiężyca. Przy odrobinie fantazji można było sobie wyobrazić, że to kurek.
– Więc to jest wieża kościoła – stwierdził Miro. Mamy jakiś punkt zaczepienia.
– Słońce… – szepnęła Franciszka.
– Tak, co ze słońcem? – pytał Siergiej. Dziewczyna jednak potrząsnęła głową zniechęcona, bo znów brakowało jej słów. Naraz zatrzymała wzrok na podłodze, w miejscu gdzie padały promienie słońca. Wzięła do ręki nóż i ustawiła go w taki sposób, że promienie odbiły się w ostrzu.
– Rozumiem – rzekł Miro. – Wieża lśniła w blasku słońca.
– Tak -skinęła głową Franciszka.
– Pewnie dach pokryty był blachą miedzianą albo jakimś podobnym materiałem… W tych okolicach jest to raczej rzadko spotykane – zastanawiał się Siergiej. – Powiedz, czy wieża lśniła przez cały dżień? A może tylko wieczorem albo rano?
– Wieczorem – odpowiedziała dziewczynka zdecydowanie.
– To znaczy, że wieża znajdowała się na wschód od budynku. Świetnie, Franciszko, na pewno uda się nam znaleźć twój dom.
Dziewczynka skuliła się.
– Przepraszam, miałem na myśli oczywiście twoją wieżę, bo wydaje mi się, że zamierzałaś tam dotrzeć? Przytaknęła, ale jakby z mniejszym zapałem.
– Chyba jest jej u nas dobrze – uśmiechnął się Miro. – Tak, ale nie może tu zostać. W przyszłym tygodniu zabiorę ją do Anuśki. Ona wychowuje liczną gromadkę i jedno dziecko dodatkowo nie sprawi jej większego kłopotu. Tam będzie bezpieczna. – Siergiej zmarszczył czoło. – Spiczasta wieża pokryta miedzią… Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek widział podobną tu w okolicy: A ty?
– Ja też nie – odrzekł po chwili namysłu Miro. – Nie rozumiem, przecież taka mała dziewczynka nie zdołałaby przejść zbyt dużej odległości.
Siergiej zamyślił się, patrząc na milczącą Franciszkę. – Ona kryje w sobie wiele tajemnic – stwierdził.
Franciszka nadal wykonywała z pasją wszystkie prace domowe, a Siergiej z trudem się powstrzymywał, by nie traktować jej jak zwykłej służącej. Rezultaty jej wysiłków rychło stały się widoczne. Siergiej nie pamiętał, kiedy ostatnio mieli tak czysto. Świeżo uprane ubrania, smaczne jedzenie na stole. Dziewczynka wprawdzie nadal go unikała, ale młodszemu bratu okazywała nieśmiało zaufanie. Miro nauczył ją liter, objaśniał ilustracje w gazetach i książkach i uczył nazw przedmiotów, których nie znała.
Franciszka była nieprawdopodobnie inteligentna, co nie dziwiło Siergieja. Z jej twarzy jednak nie schodziła powaga. W najmniej oczekiwanych momentach podrywała się przerażona i uciekała do spiżarni, służącej jej za sypialnię. Czasami w kółko nuciła fragment jakiejś starej kołysanki. Któregoś dnia Siergiej zniecierpliwiony zapytał:
– Czy nie znasz innych melodii?
– Nie – szepnęła z pokorą, patrząc na niego z lękiem. Od tamtej pory przestała nucić. Siergiej poczuł wyrzuty sumienia z tego powodu, zaproponował więc później, trochę zażenowany, że nauczy ją kilku piosenek. Z wdzięcznością przyjęła jego propozycję. Chętnie słuchała, jak śpiewa, nie spuszczając wzroku z jego ust.
Po miesiącu bracia zabrali Franciszkę do domu Anuśki, która mieszkała w niewielkiej drewnianej chacie za lasem w odległości kilku godzin od ich domu. Dziewczynka rozglądała się wokół przerażona, kiedy Siergiej rozmawiał z Anuśką, korpulentną wdową, otoczoną sporą gromadką dzieciaków. Wychowywała je sama, ale nie pozwalała, by weszły jej na głowę.
– Otrzymasz sowitą zapłatę – zachęcał Anuśkę Siergiej.
Wdowa pokiwała głową, ale z daleka obserwowała Franciszkę, która stała przytulona do ściany. Obok niej zgromadziła się grupka ciekawych brzdąców.
– Wiem, wiem, ale niełatwo mi będzie poświęcić szczególną uwagę tej nieboraczce. Ona potrzebuje spokojniejszego miejsca.
– Zgadzam się z tobą, ale, niestety, nie ufam nikomu innemu.
– A nie może mieszkać u was? Wydaje mi się, że zaprzyjaźniła się z Mirem.
Siergiej potrząsnął głową.
– Pomyśl, Anuśka, jedenastoletnia dziewczynka… Jak ja sobie z ńią poradzę?
– Ma jedenaście lat? Wydaje mi się, że jest starsza. – No, może dwanaście.
– Co najmniej. Niewykluczone, że może mieć nawet czternaście. Nie zapominaj, kapitanie, że na czym jak na czym, ale na dzieciakach to ja się już znam.
– Tak, ale czy nie rozumiesz? Miro jest przecież prawie w tym samym wieku. Anuśka, nie mogłabyś… – Oczywiście, kapitanie Rodan. Dziewczynka może u nas zamieszkać, ale boję się, że nie będzie się tu dobrze czuła. Tutaj panuje ciągle taki harmider. A ona wygląda jak delikatny kwiat mimozy.
– Nic na to nie poradzę. U nas zostać nie może. Przecież wiesz, czym się zajmujemy, nie jesteśmy święci, sama rozumiesz.
Anuśka popatrzyła na tego silnego mężczyznę i zrozumiała, że myśl o tym, iż w jego domu mieszka delikatna dziewczynka, przyprawia go o prawdziwe męki.
– No więc dobrze, wezmę ją – zlitowała się.
Kiedy jednak Siergiej i Miro zamierzali odejść, Franciszka omal nie oszalała z przerażenia. Anuśka i jej najstarsza latorośl z trudem zdołali ją przytrzymać. Przeraźliwy krzyk dziewczynki gonił za nimi daleko w las. Bracia nie odzywali się do siebie w powrotnej drodze, a gdy weszli do chaty, odczuli dotkliwą pustkę. Wcześnie udali się na spoczynek.
Następnego ranka Miro obudził się z uczuciem, że coś jest nie tak jak powinno. Usiadł na posłaniu i rozejrzał się po chłodnej izbie. Brakowało krzątającej się Franciszki! W piecu nie napalone, na nie uprzątniętym stole naczynia z poprzedniego dnia. Zobaczył, że brat też już nie śpi.
– Rozpalę ogień – mruknął Miro, wstając z łóżka. W kilka chwil później otworzył drzwi chaty i krzyknął: – Siergiej, chodź tu szybko!
Starszemu bratu, który także zdążył już wstać, zdawało się, że w głosie Mira słyszy nutę triumfu. Na schodach siedziała Franciszka, cicha i wystraszona. Siergiej patrzył na nią przez chwilę i w końcu rzekł: – Wejdź do środka!
Wpadła do izby jak wicher. Rozejrzała się wokół i widząc, że jeszcze nie jedli, zaczęła pośpiesznie nakrywać do stołu. Rozstawiała kubki i talerze z taką gorliwością, jakby od tego zależało jej życie.
– Franciszko – odezwał się Siergiej z rezygnacją w głosie. – Nie musisz harować jak wół, by zasłużyć na naszą akceptację. Zrozum wreszcie, że jesteś człowiekiem i masz swoją wartość.
– Używasz zbyt trudnych słów – mruknął Miro. Siergiej westchnął: