Ruszyli wysoko w góry, żeby ominąć ludzkie siedziby. Słońce chyliło się ku zachodowi, więc Siergiej zarządził postój tuż przy głębokiej rozpadlinie. Mężczyźni nacięli gałęzi na legowiska. Wszyscy ułożyli się ciasno, by uchronić się przed chłodem. Franciszka odruchowo poszukała sobie miejsca wśród kobiet, ale Siergiej chwycił ją mocno za ramię i odciągnął na bok.
– Co ty robisz? – szepnął. – Chłopak miałby spać z kobietami?
– A co? Mam iść do mężczyzn? Nigdy w życiu! wybuchnęła Franciszka.
Siergiej zacisnął usta.
– Doprawdy nie masz wielkiego wyboru! Chodź, ja cię ochronię, ze mną będziesz bezpieczna. Franciszka nie bardzo pojmowała, przed czym zamierza ją chronić, ale domyślała się, że mato jakiś związek z wcześniej poruszanym drażliwym tematem. Posłusznie położyła się więc we wskazanym przez niego miejscu. Okrył ją peleryną, a gdy już sprawdził, czy wszyscy ułożyli się wygodnie, położył się obok dziewczyny i otoczył ją ramieniem, żeby nie zmarzła. Franciszka przytuliła się do niego. Nad nimi hulał zimny wiatr.
– Ależ ty jesteś drobna – szepnął – jak elf. To dlatego ciągle myślę, że masz dziesięć lat. Zwłaszcza że często zachowujesz się tak, jakbyś była w tym wieku. Ale jest inaczej, zupełnie inaczej…
Franciszka nic nie odpowiedziała, westchnęła tylko zadowolona. W obozowisku zaległa cisza, jedynie gdzieś z oddali dochodziło wycie wilków. Franciszka poruszyła się.
– Czy wszystko w porządku? – spytał po cichu kapitan Rodan.
A jej się wydawało, że on śpi!
– Tak… błogo – odpowiedziała również szeptem. Jak cudownie być blisko drugiego człowieka! Ale leżę na czymś twardym, chyba na kamieniu!
Wsunął dłoń pod jej ciało i wyciągnął gałąź. – Och, dziękuję! Teraz mi lepiej.
– Spróbuj zasnąć, dziecino!
– Dobrze, kapitanie Rodan. Powiedz mi tylko, jestem jeszcze dzieckiem, czy już nie?
– I tak, i nie. Ale wiele jest jeszcze w tobie z dziecka, na szczęście! Gdybym wiedział, ile napraa•dę masz lat, łatwiej byłoby mi odpowiedzieć na twoje pytanie. Tymczasem często wydaje mi się, że w jakiś sposób cię krzywdzę. Powiedz, Franciszko, czy mogłabyś zwracać się do mnie po imieniu?
Długo zwlekała z odpowiedzią.
– Nie – rzekła w końcu. – Dla mnie będziesz zawsze kapitanem Rodanem.
– Dlaczego?
– Nie wiem. Ale wydaje mi się, że należysz do innego świata, że jesteś… stary i bardzo silny, i tak wiele wiesz. Nie potrafię tego wyjaśnić!
– Czy dlatego bałaś się mnie tak długo? Zawahała się.
– Może. Ale raczej nie… to było coś innego. Zresztą czasem jeszcze i teraz mnie przerażasz. Zwłaszcza gdy się złościsz.
– Wiem o tym. Nachodzą cię wówczas złe wspomnienia! Postaram się bardziej panować nad sobą. Czy zdajesz sobie sprawę, Franciszko, że właściwie jeszcze nigdy do tej pory nie rozmawiałaś ze mną?
– Ani ty ze mną!
– Próbowałem. – Uniósł się na łokciach i popatrzył jej w twarz, taką łagodną w mroku nocy. – Mam nadzieję, Franciszko, że nikt cię już nigdy nie skrzywdzi. Pozwól, bym mógł się tobą opiekować. Chcę być dla ciebie bezpiecznym portem, twoim ojcem lub starszym bratem, kim wolisz. Aż do dnia, gdy będziesz musiała mnie opuścić.
– Opuszczę ciebie? – spytała przerażona. – Czy będę musiała cię opuścić?
– Pęwnie kiedyś wyjdziesz za mąż – roześmiał się. – Wiem, że ludzie się pobierają. Ale co to właściwie oznacza?
Jej totalna niewiedza poraziła go. Uświadomił sobie, że ponosi za to część winy. Czy miała bowiem kogoś, z kim mogłaby porozmawiać? Teraz znów wymigał się tchórzliwie od odpowiedzi.
– Anuśka ci wszystko wytłumaczy – powiedział. A teraz już śpij!
Ale jeszcze jedna sprawa leżała jej na sercu.
– Kapitanie Rodan – zaczęła ostrożnie. – Miro powiedział, że ma ochotę mnie pocałować.
– Co takiego? – Siergiej aż uniósł się na łokciach. – Czy może?
– A wiesz, na czym to polega?
– Tak, Miro mi wszystko wytłumaczył. Ale szczerze mówiąc nie wiem, po co miałby to robić. Więc jak? Może mnie pocałować?
– Nie, nie może – wyszeptał Siergiej. – Zaśnij wreszcie! Kiwnęła głową i wyciągnęła do niego dłoń, którą mocno uścisnął.
– Nigdy cię nie opuszczę, kapitanie Rodan – obiecała cichutko. – Ani ciebie, ani Mira…
Noc jeszcze nie odeszła, gdy Siergiej wszystkich zbudził. Trzeba było ruszać w dalszą drogę. Chodziło o to, by ominąć kilka domostw, nim ich mieszkańcy wstaną do codziennych zajęć. Wokół panowały ciemności, ale Siergiej znał tu każdy kamień i każde drzewo. Mimo panującego mroku pewnie prowadził grupkę górskimi ścieżkami w dół. Jeszcze pół dnia przemierzali bezdroża, przeprawiali przez rzeki, aż wreszcie zatrzymali się na skraju lasu. Przed nimi rozpościerała się otwarta przestrzeń.
– Zostań tu – odezwał się Siergiej do Franciszki. Ja przeprowadzę ich na drugą stronę.
– Szybko wrócisz?
– Tak, tuż za tamtym lasem ciągnie się wiejska droga. Tam już nie będzie im grozić żadne niebezpieczeństwo. Tam ich zostawię.
– Kapitanie Rodan… Bądź ostrożny!
Szarozielone oczy rozszerzyły się z zaskoczenia i radości.
– Obiecuję!
Franciszka ukryła się za drzewami i w napięciu obserwowała, jak pokonują otwartą przestrzeń. Wszystko odbyło się szczęśliwie. Sylwetki ludzi wtopiły się w zieleń drzew, a dziewczyna została zupełnie sama.
Chyba nie ma na całym świecie szczęśliwszej ode mnie osoby, pomyślała. Kapitan Rodan i Miro są tacy wspaniali.
Po chwili, która wydawała się Franciszce wiecznością, na tle ściany lasu pojawiła się znajoma postać. Nerwowo zaciskała dłonie. Z trudem powstrzymała się, by nie wybiec Siergiejowi na spotkanie. Udało mu się bez przeszkód pokonać pas graniczny. Wziął ją za rękę i powiedział:
– Chodź, Miro czeka!
W szybkim tempie wracali tą samą drogą. Franciszka starała się dotrzymywać mu kroku i z nastaniem wieczoru dotarli do wąskiego uskoku.
– Zmęczyłaś się? Może wypoczniemy? – pytał Siergiej. – Nie – skłamała, domyślając się, że Siergiej pragnie jak najszybciej ruszyć w dalszą drogę.
Mniej więcej w połowie skalnego występu złapał ich deszcz.
– Chyba się tu zatrzymamy – rzekł Siergiej z rozterką w głosie. – Pada coraz mocniej… Chodź tu, schowamy się pod drzewami.
Usiedli blisko siebie i oparli się o gruby pień. Nad głowami rozpostarli pelerynę. Przez_ chwilę milczeli, wsłuchani w szmer deszczu w otaczającej ich ciemności. Franciszka upajała się bliskością Siergieja, czuła ciepło bijące od niego, każde drgnienie mięśni na ramieniu, którym ją obejmował.
– Myślałam, że granica znajduje się znacznie bliżej – odezwała się Franciszka.
Siergiej drgnął, myślami był bowiem daleko.
– Hm… Nie, niestety nie. Przejmujemy uciekinierów w dość znacznej odległości od granicy, myślę, że tak jest dla nich lepiej, mniej ryzykują, gdy wcześniej otrzymują pomoc i nie muszą na własną rękę przedzierać się do strzeżonych rejonów.
Patrzył przed siebie zamyślony i wyrażał się trochę niejasno, ale dziewczyna zrozumiała, o co mu chodziło. – Ale dlaczego zwracają się o pomoc do ciebie i do Mira?
– Wiesz, że kiedyś służyłem w straży granicznej.
Znam więc wszystkie ścieżki. Dlatego do tej pory nikt nas nie złapał.
Znów zamilkli. Siergiej mocniej przytulił Franciszkę. – Często dręczą cię w nocy koszmary? – zapytał ostrożnie.