Выбрать главу

– Co to było?! – Rolar z trzaskiem wydostał się z krzaków, mieczem oczyszczając siebie dookoła szeroką przesiekę. – Kto krzyczał?

Harpia – ponuro powtórzyłam. – Prześwitem…

Wampir z westchnieniem ulgi schował miecz do pochwy, obrzucił najemnicę spojrzeniem i zachwycenie pisnął: – Orsana, tobie ktokolwiek kiedyś mówił, że masz śliczne żyły?

Najemnica z odrazą przekrzywiła się na wampira, splunęła i milcząco zeskoczyła na brzeg, nie zapomniawszy o mieczu.

– Chciałem powiedzieć – śliczne nogi – zmieszanie przyznał się Rolar w odpowiedzi na moją niemą wymówkę, – lecz ona tak burzliwie reaguje na moich żarciki, jakby ktoś mnie ciągnął za język! – i szeptem dodał: – Wolha, ty nie mogłabyś się zachowywać bardziej trzeźwo? Pojmuję, że tobie na tym nie zależy, lecz jednakże postaraj się, inaczej…

– Inaczej – co?

Nagle gdzieś tuż obok, w krzakach odpowiedział wilk. Nie zawył, a krótko i nisko ryknął, jakby biczem smagnął.

– Len! – Ja bez wahania rzuciłam się naprzód, lecz wampir zdążył złapać mnie za kołnierz.

– Ty jesteś pewna?

Oprzytomniałam. Odróżniać wilczych głosów ja nie potrafiłam, z takim zaś samym sukcesem mógł mi odpowiedzieć tutejszy przywódca, zdumiony najmniej niż moi towarzysze. Ile my z Rolarem przysłuchiwaliśmy się, kontynuacja nie nastąpiła, nawet gałęzie nie zaszeleściły.

– Nie, a ty? – W Dogewie wiedziałam, że zastać wampiry znienacka, to praktycznie niemożliwie, oni z daleka wietrzą każdą żywą istotę, czy to zwierzę, czy człowiek czy inny wampir, przy czym nieomylnie ich odróżniają.

Rolar pokołysał głową:

– Władcy nie może nawet wyczuć Strażnik Granicy, zanim go nie zobaczy. W krzakach było jakieś zwierzę, lecz teraz odeszło, tak że proponuję przekąsić coś i położyć się spać, a ja będę nas strzegł.

– Mogę postawić magiczną obronę.

– Postaw obowiązkowo. Lecz bezpieczniej będzie popilnować, a mi wystarczą dwie trzy godziny snu. Jak dobrze ta twoja obrona działa? Ona nie obróci się przeciw mnie, jeżeli pośrodku nocy mi zachcę się w krzaczki?

– Nie, nawet jeśli weźmie ciebie najgorsze rozwolnienie i będziesz biegać tam i tutaj co chwilę. Wszystko, co znajdowało się na polanie w czasie instalowania, staje się “swoimi”. Jeżeli zaś linię przekroczy obcy, go uderzy po nogach, odrzuci do tyłu i rozbrzmi głośny dźwięk.

– Jaki właśnie?

Ja w sposób nieokreślony wzruszyłam ramionami:

– Najczęściej – niecenzuralny. Lub zwykłe uderzenie o ziemię.

– Wisielska nas oczekuje pobudka – uśmiechnął się Rolar – zwłaszcza jeśli rozbójnicy rzucą się na nas jednocześnie. Ja jednakże postrzegę, a przed świtem pójdę na zwiady. I, jeżeli wszystko w spokoju, trochę prześpię się.

Pojmowałam jego obawy. Wampiry śpią bardzo mocno – jak martwe – w dosłownym znaczeniu tego słowa. Rolar będzie potrzebował co najmniej trzech minut, by dojść do siebie, a do tego momentu obronę będę musiała razem z Orsaną podtrzymywać ja. Możliwe, tym i kierowali się rozbójnicy, którzy napadli na ambasadę podczas głuchej nocy, inaczej sześć wampirów z Lenem bez trudu położyliby całą bandę, nawet i nie dwudziestu, a trzydziestu ludzi… najprawdopodobniej, ludzie, z goryczą pomyślałam. Prawda, trupów zbójników nie widziałam, co było bardzo to dziwne – przecież oni twierdzili, że stracili siedmioro. Może, zdążyli zakopać? Czasu u nich było nie tak już dużo, dwie godziny najwięcej. Najszybciej, po prostu zaciągnęli w krzaki i zasypali gałęziami, ale po co? Bali się, że ich ktoś rozpozna?

Domyśleć mi reszty przeszkodziła Orsana, której wampir zaproponował dwie kładnie za „jeden maleńki łyczek w leczniczych celach”, a w zamian otrzymał policzek. Najemnica akurat plotła warkocz i teraz, rozgniewana, potargana, sama podobna do upiorzycy, głośno zażądała zaprzestać “znęcania się nad uczciwą dziewczyną”, a niemniej oburzony Rolar sarkastycznie interesował się, w jakich to porach ukąszenie za pieniądze staje się nieprzyzwoitą ofertą. Kłótni nie zmąciły nawet dawne ciche odgłosy. Przez kilka minut oni z powodzeniem porozumiewali się znakami, lecz potem oprzytomnieli i jednocześnie popatrzyli się na mnie.

– Nie będę czarować, zanim nie pogodzicie się – odparłam zmęczona. – Albo losy ciągnijcie, kto jedzie ze mną dalej, a kogo my zostawimy, by spać nie przeszkadzał.

Oboje zawstydzenie pochylili się i rozłożyli ręce – dobrze, żadnych problemów, nawet patrzeć w jego stronę nie będę. A ja udałam, że uwierzyłam.

Obudziłam się sama, bez wszelkich dźwięków i uderzeń. Tylko tylko zaczynało świtać, Orsana spała, a Rolar w zamyśleniu oglądał małą latającą myszkę, wiszącą na jego palcu wskazującym. Ledwie poruszyłam się, jak ona rozwarła suchutkie łapki i z kłaczkiem szarego dymu zginęła w lesie, zgubiwszy się wśród listowia.

– Stara przyjaciółka? – sennie zapytałam.

– Przyjaciółka, ale nie moja- westchnął wampir. – Niestety, pogawędzić z nią nie mogę, a nie zaszkodziłoby. Nietoperze – oczy i uszy Władców, z ich pomocą oni mogą kontrolować całą dolinę, nie wychodząc za próg swojego w domu. Jeżeli chcą, oczywiście.

– Jeśli?

– Arlisska Władczyni nie lubi latających myszy. Podejrzewam, że ona ich po prostu boi się, jak każda kobieta.

– Całą dolinę, mówisz? – Ja poważnie zastanowiłam się. Magowie też potrafią patrzeć cudzymi oczyma, lecz otrzymać wyraźny obrazek z odległości większej niż jedna trzecia wiorsty mało komu udaje się. Z dźwiękiem niewiele lepiej – wiorsta maksimum. – Lecz myszy latają tylko w nocy, a zimą zapadają w sen.

– Dlatego większość kradzieży w Dogewie odbywa się właśnie zimą – uśmiechnął się Rolar – by Władca nie został jej przypadkowym świadkiem. W pewnym stopniu wiem, że Arrakktur często korzysta z usług myszek, nie tylko ze względu na ciekawość. – Rolar zniżył głos: – Siedem lata temu wpływowy troll zabił i obrabował dwóch samotnych wampirów, mieczem ściął głowę strażnikowi, który próbował go zatrzymać, i przeciął granicę, tak że doganiać go było za późno i na próżno. Inny Władca wszcząłby długą i, najprawdopodobniej, nieskuteczną rozmowę z trollim klanem, żądając wydania przestępcy, lecz tylko nie Arrakktur. Myszy dogoniły mordercę już w Kamieńcu, pośrodku głównego placu, w sam skwar, i żywcem rozdarli go na drobne kawałeczki – na oczach setek ludzi. Był okropny dyplomatyczny skandal, nieomal krok do ogłoszenia wojny, dlatego że trolle zgodziły się wziąć odwet za mord wspólnika, a Władca i słyszeć o niej nie chciał. Choć bardzo to dziwny, koniec końców trolle uznali jego słuszność i nawet uszanowali – u nich, w gruncie rzeczy, bardzo proste obyczaje, i zabytkowy obyczaj “krew za krew” kwitnie na zupełnie prawnych założeniach. Lecz po tym wypadku Lena zaczęli się bać nawet właśni Seniorzy, nie mówiąc już o ludziach.

Gdyby wróg, który zabił trzech moich przyjaciół, miał mi się wymknąć, głęboko splunęłabym, że o mnie nie pomyślał. Lecz głośno powiedziałam:

– Z człowiekiem czy wampirem on nigdy bym tak nie postąpił, jestem pewna. Są przecież i inne sposoby, nie takie… widowiskowe. Najemnicy, na przykład. – popatrzyłam na spokojnie śpiącą Orsanę, lecz wyobrazić sobie ją w ciemnym zaułku, z zimną krwią wbijającą zatruty sztylet pod serce przechodzącemu obok trollowi, nie mogłam.

– Słusznie. Trolle uznają tylko grubą siłę, i on im ją pokazał. Szkopuł w tym, że ją zobaczyli nie tylko oni, i mało kto zna Arrakktura w takim stopniu dobrze, by nazywać go Lenem.

– On się nie pojawił?

– Nie, chociaż wilki całą noc łaziły nieopodal i oblizywały się na nasze konie. Dobra, budź swoją przyjaciółkę, będziemy jeść śniadanie i zbierać się.