Выбрать главу

Za moimi plecami Rolar kontynuował wrzeszczeć na Lereenę, ale jego głos tonął w wojennym zgiełku i nie można było zrozumieć poszczególnych słów.

Przez kilka minut ludzie i wampiry musieli się bardzo sprężać – na żywych łożniaków konie nie reagowały, ale poczuwszy fetor bijący od rozkładających się trupów, szybko oprzytomniały i stanowczo zrezygnowały z udziału w bitwie. W siodle została tylko Kella. Galopem przemierzała kręgi wokół placu, rozsądnie nie mieszając się do walki z powodu braku broni i Woltowi musiał walczyć za dwoje, depcząc łożniaków, którzy nawinęli mu się pod kopyta.

Tak byliśmy zainteresowani widowiskiem, że przerażony krzyk obracającego się Lena: “Rolar, przestań! Ona teraz…” – był poniewczasie.

“Teraz” już nastąpiło.

Lereena jakoś dziwnie wykręciła szyję, konwulsyjnie szarpnęła żuchwą, która nagle powiększyła się z każdej strony, transformując całą głowę, po niej i ciało. Zęby stały się bardziej ostre i wydłużyły się, ręce nienaturalnie się wyciągnęły, biała sukienka w strzępkach opadała na podłogę Rolar zdążył ledwie odskoczyć, gdy wijąca się na ołtarzu kreatura podniosła czerwonooką, zębiastą mordę. Bestia złożyła skrzydła wklęsłe półkole, wyciągnęła szyję i bezdźwięcznie wrzasnęła. Wbiło nas w kąty i przycisnęło do podłogi, fala dźwiękowa uderzyła po plecach, jak workiem z trocinami. W uszach nieznośnie zagwizdało, potem świsnęło jak powie mroźnego wiatru. Jeszcze chwila i lunęłaby z nich krew, ale na nasze szczęście, kreatura zamknęła paszczę, robiąc wdech i rozglądając się.

– Pod ołtarz! – głośno rozkazał Len, inspirując nas swoim osobistym przykładem.

Ledwie zdążyliśmy dobiec i na czworakach wpełznąć pod płytę, jak Lereena znowu zaczęła krzyczeć, zapewne na dłużej, powoli zmieniając tonalność, ale nie siłę dźwięku. Wokół z hukiem wybuchały statuy, wielkie marmurowe odłamki z wdziękiem piór wirowały w miniaturowych huraganach, raz po raz wystrzeliwując w różne strony jak z procy. Ściany i podłoga szybko pokrywały się wgnieceniami. Wydawałoby się, że kamienie szlachetne w ogóle powinny obrócić się w pył, ale ku mojemu zdziwieniu całe i nieuszkodzone leżały na podłodze, jakby przykleiły się do kątów heksagramu – najwyraźniej strzegła je szczątkowa magia kręgu.

Naprędce postawiona obrona nie dała nam ostatecznie ogłuchnąć, lecz lamentująca paskuda powoli zaczęła ją przebijać i ból w uszach nie ustawał.

– Że z niej takie? – zaczęłam krzyczeć, sama usłyszawszy swojego głosu. Ale Len wystarczyły myśli.

– To druga postać kobiety-wampira! – ¬poruszywszy się, krzyknął mi w samo ucho. – Zamiast wilka u mężczyzn, tylko, że pojawia się spontanicznie i nie podlega kontroli!

– Ją można ją zatkać?!

– Nie da się, póki sama się nie uspokoi!

– To na długo?

– Zależy jak silny był wstrząs!

– Nie mogłoby być mocniej!

To, co zmusiło łożniaków do poddania się, bez trudu udało się jednej wściekłej wampirzycy. Świątynia wibrowała, jak żelazny kocioł, po którym tłuką pogrzebaczem, ze szczelin między kamieniami sypał się kit, a same kamienie wypadały ze ścian.

– Upiorzyca ghyrowa! – nie wytrzymałam.

– A się jeszcze dziwiłaś, dlaczego się nie chcę z nią żenić!

– Ja?! Żeń się z kim chcesz, mnie to nie obchodzi! Kim jestem, żeby się z czegoś dziwić? Strażniczka, tfu! Tak zrobić – raz splunąć, nawet nie trzeba pytać!

– Wolha, a ty co? – speszył się Len.

– Co ja? CO ja?! Jestem wściekła, jeżeli ty jeszcze tego nie zauważyłeś! Cały tydzień za mną hurtem i w detalem ganiają przeróżne kreatury, zjednoczone płomienną niemiłością do mojej skromnej osoby, w ciągu dwóch ostatnich lat sama stopniowo przekształcam się w jakiegoś potwora, pół godziny temu w ogóle umarłam, a teraz siedzę sobie pod ołtarzem i nade mną pędzi twoja odrzucona narzeczona, próbując zrównać świątynię z ziemią, na zewnątrz tęsknią na nas w oczekiwaniu hordy łożniaków, a ty niewzruszenie pytasz się, czemu jestem niezadowolona?!

– I czemu jesteś niezadowolona? – niewzruszenie zainteresował się Len.

Udusiłam się z oburzenia, a ten nikczemnik dodał:

– Czy ja ciebie o coś prosiłem? Zmuszałem doganiać ambasadę, wiązać się z łożniakami, jechać do Arlissu i przeprowadzać obrzęd? Ty sama podjęłaś decyzję, a teraz okazujesz mi jakieś dziwne pretensje!

– Dziwne?! Mam nadzieję, u ciebie nie ma jeszcze jednego Strażnika?

– Nie ma, a co?

– Chcę być pewna, że jeżeli teraz ciebie zabiją, to więcej nigdy cię nie zobaczę!

Teraz wrzeszczeliśmy na siebie jak przyjaciel na przyjaciela wyjątkowo od nadmiaru uczuć, zapomniawszy o wampirzycy. Pierwszy raz widziałam Lena tak wściekłego, nawet zbladł od oburzenia:

– I to twoja wdzięczność?!

– Co?! Jeszcze powinnam ci podziękować?!

– Wyobraź sobie!

– Przepraszam, ale tu moja wyobraźnia jest bezsilna!

– Jak śmiesz mi zarzucać takie rzeczy – po tym, co dla ciebie zrobiłem?!

– Co ze mną zrobił! I kiedy tylko zdążyłeś, nikczemny krwiopijco?!

– Jestem krwiopijcą?! Ach ty bezwstydna, parszywa wiedźmo! Gdybym tylko wiedział!

– Gdybym tylko wiedziała!

W tym samym momencie obok nas zabrzmiał głośny, histeryczny pisk, dającej o sobie przypomnieć Lereeny, tak że “parszywa wiedźma” i “nikczemny krwiopijca” zgodnie przemilczeli i zwrócili się do Orsany. Najemniczka, przekonawszy się, że zawładnęła ogólną uwagą, w tej samej sekundzie przymknęła usta, wykaszlała się i rzeczowo stwierdziła:

– Uspokoiliście się? Pogódźcie się i zacznijcie myśleć jak mamy się stąd wydostać!

Oprzytomnieliśmy i zawstydziliśmy się, lecz nie zaczęliśmy z fałszywymi uśmiechami ściskać sobie ręce, a od razu przeszliśmy do skomplikowanej umysłowej procedury.

– Wyjście jest tylko jedno – przez drzwi! – zorientowałam się natychmiast.

Orsana, najwidoczniej dawno to zauważyła, dlatego że gniewnie zaczęła krzyczeć w odpowiedzi:

– Nie możemy wyjść spod ołtarza póki ona cały czas wrzeszczy, a w powietrzu lata to świństwo!

– Więc pójdziemy do drzwi razem z nim! – zdecydowanie powiedział Len, uderzając Rolara w bok i spojrzeniem wskazując mu na spód marmurowej płyty. – Gotowy?

– Dawaj!

Wampiry naprężyły się i uniosły płytę. Jeden koniec zadarł się wyżej niż drugi i Lereena zleciała z ołtarza, pokręciła się po sufitem, przypominając ogromnego nietoperza z kruchym bladym ciałem i półprzezroczystymi skrzydłami. Nie mogła wylecieć przez dziurę w kopule, a uczepić się za jej skraj i przecisnąć się między nim, się nie domyśliła. Pisk nie cichł, płyta odczuwalnie wibrowała. Wampiry jakoś wyrównali jej położenie, i na zgiętych kończynach podreptaliśmy do drzwi, jak cztery gnomy pod jedną tarczą. Korzyści ze mnie i Orsany prawie nie było, ale bardzo się starałyśmy.

– Jak je otworzymy?! – zaczęła krzyczeć Orsana, kiedy do drzwi pozostało najwyżej pięć kroków. – Tam jest pierścień z tarana, a drzwi otwierają się na zewnątrz!

– To mój problem! – wrzasnęłam w odpowiedzi, uwalniając ręce potrzebne do rzucenia zaklęcia. – Nie zatrzymujcie się, wyobraźcie sobie, że ich nie ma!

Daliśmy nurka w drzwi, jak w wodospad i przemknęliśmy przez nią na wylot, razem z taranem. Jak się okazało, przy wyjściu czekał na nas doradca z niewielkim oddziałem łożniaków. Nie zdążyli radośnie machnąć mieczami, jak nieuprzejmie przelecieliśmy obok, a w ślad za nami wyleciała upiorna Władczyni.

Nie zmieszawszy się, łożniaki połączyli przyjemność z pożytecznym: rzucili się za nami w pogoń, jednocześnie uciekając od Lereeny. Para małodusznych łożniaków próbowało zamienić nas w świątyni, ale drzwi znowu powróciły do swojej dawnej formy i w rezultacie rozbili sobie czoła. W odróżnieniu od nich, wcale nie zamierzaliśmy się ratować ucieczką i gwałtownie zatrzymując się spotkaliśmy się z wrogami twarzą w twarz. Rzucona w cel przez wampiry płyta była dla niektórych nagrobną, pozostali musieli raptownie hamować i cofnąć się do tyłu. Lereena nadleciała za ich plecami, drasnęła pazurami i poszybowała ku niebu, nie przestając krzyczeć. Zabić nikogo nie zabiła, ale odciągnęła, więc nie zamierzaliśmy z tego nie skorzystać, zabijając pięciu na miejscu. Doradca, zaraza jedna, cofnął się i wtopił się w tłum, ale Len z Rolarem od razu zaczęli biec za tropem. Razem z najemniczką nie zostałyśmy bez pracy: na mnie od razy zamachnęli się trzej łożniacy, ale tylko jeden zdążył dobiec nadziawszy się w końcu na miecz Orsany.