Nigdy w życiu nie czułam się taka zmieszona i samotna. I co mam teraz robić? Leszy z nią, z Nadworną Wiedźmą, ale jak mam się pogodzić z Lenem? Za co tak ze mną walczy? O bogowie, a jeśli przez…
Podszedł do mnie Rolar i wygodnie usiadł, też udając, że lubuje się zachodem.
– Rolar, pytanie życia i śmierci! – szybko wyszeptałam, oglądając się na Lena. – On pamięta, co mu powiedziałam? Tam, po tamtej stronę Kręgu?
Wampir wyraźnie się zdziwił:
– A co ty takiego mu nagadałaś?
– A co za różnicę? Zrobiłam z siebie okropnego głupca.
– Chyba nie – zlitowawszy się, uspokoił mnie Rolar. – Ja, na przykład, nie pamiętam nic od śmierci aż do momentu przebudzenia się na ołtarzu.
– Co?!
Wampir natychmiast pożałował, że odciągnął mnie od psychicznych udręk. Przypadkowo przejęzyczywszy się, musiał teraz ciągnąć rozmowę do końca, inaczej bym się od niego nigdy nie odczepiła.
– W czasie wojny z ludźmi byłem niewiele starszy od Lena, a Lereena miała tylko dwanaście lat. Ale zamknęła dla mnie Krąg. Pierwszy raz w życiu, w tajemnicy od Starszych, którzy byli przeciwni, bez opieki. Gdyby straciła przytomność zanim wyrwałaby sztylet, nikt nie mógłby jej pomóc. – Rolar zamilkł, patrząc się w roztargnieniu na przepływający nad nami obłok, popatrzył się na mnie i uśmiechnął się. – Dlatego odprowadzę was do Witiagu, podam się do dymisji, zabiorę rzeczy i wrócę do Arlissu. Nie gniewaj się na nią, Wolha. Ona jest dobrą dziewczynką, dobrą, uczynną, po prostu… niedorzeczną. I jest jej bardzo źle beze mnie, co by tam nie mówiła.
– Nie gniewam się na nikogo, Rolar. Nie zwracaj uwagi na moją niezmiennie kwaśną fizjonomię, nie jesteście temu winni. Prosto bardzo zmęczyłam i pogubiłam się.
– Nie ty jedna – mrugnął porozumiewawczo wampir i nie dając mi otworzyć ust, wstał, podając mi rękę: – pójdziemy do ogniska, bo tych dwoje zaraz nam kaszy nawarzy – dopiero co marchewkę, niszczyciele, próbowali pokruszyć, ledwie im zabrałem!
Obudziłam się w środku nocy. Obejrzałam się i uniosłam na łokciu. Len siedział przy ognisku, w zamyśleniu rozrzucając kijem węgle, a pozostali mocno spali. Pomyślawszy trochę, odrzuciłam koc, podeszłam i kucnęłam z drugiej strony ogniska. Posiedzieliśmy, pomilczeliśmy, rozdzieleni przez płomienie. Len rzucił kij w ognisko, z płomieni wyfrunęła i rozpłynęła się w powietrzu chmurka długich iskier.
– Porozmawiaj ze mną – cicho poprosiłam. – Albo po prostu powiedz, żeby parszywa wiedźma raz na zawsze zostawiła cię w spokoju.
Podniósł głowę i popatrzał na mnie zdumiony, jakby nie wierząc swoim uszom. Poczułam, jak robię się coraz bardziej czerwona. Jeszcze chwila – i jak najszybciej, na złamanie karku, rzuciłabym się do ucieczki, ale szare oczy niespodzianie się ociepliły, a Len uśmiechnął się:
– Nie powiem. – wyciągnął do mnie ręce: – Chodź tutaj!
Ja na wszelki wypadek obejrzałam się, ale innych kandydatek na pojednanie nie zobaczyłam. Nieśmiało poszłam naprzód, a potem jakoś od razu znalazłam się u Lena na kolanach. Objęłam go za szyję i przytuliłam się do niego całym ciałem, jak mała przestraszona dziewczynka. Wampir z szelestem rozwinął skrzydła, otulając mnie nimi wokół swoich rąk, które objęły mnie za talię. Od razu zrobiło się ciepło i przytulnie, jakbyśmy się zlali w jedna całość jak wiecznie dążące do siebie dwie przyjacielskie połówki.
Len cichutko dotknął ustami mojej głowy. Zaszlochałam:
– Bardzo się o ciebie niepokoiłam.
– Wiem.
– To dlaczego na mnie nakrzyczałeś?
– Sam się dziwię. Pewnie od zmieszania.
– Zmieszałeś się? – nie uwierzyłam.
– No tak.- Len delikatnie się ode mnie odsunął, żeby zajrzeć mi prosto w oczy. Wampir uśmiechał się, ciepło i trochę ironicznie. Jak wcześniej – znowu się rozpłakałam – teraz już ze szczęścia. – Wyobraź sobie moje położenie – dochodzę do siebie w nieznanym miejscu, obok stoi Lereena i natarczywie się we mnie wpatruje. Też na nią popatrzyłem, ukradkiem, i pomyślałem, że chyba nie muszę się śpieszyć ze zmianą postaci. Jak się okazało, niepotrzebnie… Póki rozmawialiście, naprędce obejrzałem twoją pamięć i sierść stanęła mi dęba. Nie mogłem wymyślić czegoś na poczekaniu, więc postanowiłem zataić się i poczekać na odpowiednią chwilę. To znaczy mniej nieodpowiednią, dlatego że wszystko zwaliłaś na siebie (chyba tak będzie; Len jest bardzo skomplikowanym wampirem, tak jak jego wypowiedzi – przyp. red). Kiedy Orsana się uparła, zrozumiałem, że nie mogę dłużej czekać, zmieniłem postać, wyrwałem miecz od łożniaka, który stał najbliżej i obciąłem/zniosłem mu głowę. Wy, na szczęście, nie zmieszaliście się i zaczęła się taka zawierucha, że ghyr zmartwychwstał! A ty na dodatek zaczynasz na mnie wrzeszczeć, o coś oskarżać i nie wytrzymałem… A potem zachowywałem się jak chłopak. A ty gniewałaś się, skrywałaś myśli i nie wiedziałem co o tym myśleć i jak się zachowywać w stosunku do ciebie.
– A ja – do ciebie – przyznałam się zmieszana. – Zmieszałam się, Len…
– Zmieszałaś się? – przedrzeźnił mnie. – Wolha, my idioci! A jeszcze chwaliliśmy się, że tak się świetnie znamy…
– Tak – chrząknęłam, ukradkiem wycierając nos. – nawet o sobie tyle nie wiedziałam. Na¬ przykład, od kiedy mam takie piękne oczka.
Wampir od razu spoważniał. Ciężko westchnął, zasępił się między nami znów zawiał lekki wiatr obcości.
– Że tak… wcześniej czy później i tak musiałbym ci wszystko opowiedzieć. Tylko nie myślałem, że odbędzie się to w taki sposób… że będę czuć się winnym i usprawiedliwiać się, ale… Wolha, nie wyznaczałem cię na strażniczkę. I, bądź moja wola, na armatni wystrzał nie podpuściłbym cię do Kręgu.
Co?! – speszyłam się.
Len szybko poprawił:
– Ufam tobie, tak jak nikomu innemu, ale w ogóle to nie o to chodzi. Rolar opowiadał tobie jak staje się Strażnikiem?
– Wymieniają krew z Władcą?
– Słusznie – Len pomilczał i ciężko dodał: – a konkretnie pozwalają mu się zabić. No, prawie zabić, wymiana odbywa się na granicy życia i śmierci, i życie bynajmniej nie zawsze przeważa. Byłem zobowiązany poinformować o tym wcześniej Strażnika i uzyskać jego zgodę na obrzęd.
– Dlaczego więc tego nie zrobiłeś?
– Dlatego, że i tak umierałaś. Na zatopionej drodze, przy fontannie, śmiertelnie raniona kamiennym mieczem. Pamiętasz?
Chciałam zaprzeczyć, przeciwnie pokręcić głową, ale przed oczami stanęła mi rozgrywająca się kiedyś scena – noc, zczarniała przez krew woda, rozłożone na kamieniach ciało… i Len, klęczący na kolanach, z przyłożonym do nadgarstka nożem.
“ – Arrless, genna! Tredd… Geriin ore guell…
– Trzymaj się, dziewczynko! Teraz… Ja nie pozwolę ci umrzeć…”
Będzie wychodzić, nie prigrieziwszajasia…
– Nie miałem innego wyboru – kontynuował Len. – Moja krew – to jedyne, co mogło ciebie wtedy uratować i w tamtym momencie nawet nie myślałem o Strażniku. I Wiedźmiego Kręgu wtedy w Dogewie nie było. Wyżyłaś i nawet nie powzięłaś podejrzenia, że lekka rana na boku to ślad od noża, którą zrobiłem ja, kiedy leżałaś nieprzytomna.
– Ale przecież oddałeś mi swój rear! – Machinalnie chwyciłam się za kiść amuletów, bo tydzień temu zerwałam sznurek z szyi i ze złością rzuciłam go w krzaki.
– To wyszło przypadkiem. Żegnaliśmy się – możliwe, że na zawsze, – i pomyślałem: czemu nie? – wzruszył ramionami Len. – Dla innego Stróża ten rear już nie się nadawał, za to prezent z niego wyszedł przepiękny. Przecież nieraz skarżyłaś się, że nienawidzisz bezczelnych telepatów, a ciągłe utrzymywanie magicznej obrony jest niemożliwe. Lepiej nosić na szyi niezawodny amulet. Ale nawet nie pomyślałem, że na ciebie podziała! W liście, który zawiozłaś do Starminu, przyznałem się twojemu Nauczycielowi jak blisko byłaś śmierci, i poprosiłem go żeby cię na początku poobserwował.