Выбрать главу

– Po co?

– Pamiętasz arlijską świątynię?

– Spróbuj zapomnieć!

– Jeden z przodków Lereeny podobnie uratował życie ówczesnemu władcy Jesionowego Grodu, który nie doszedł do porozumienia ze wściekłym rysiem, i wdzięczne elfy wybudowały wampirom nową świątynie dla Kręgu. Wcześniej arlijscy Władcy przeprowadzali obrzędy w jaskini podobnej do dogewskiej, ale często ją zalewało w czasie przyboru wód. Ale elf nie został Strażnikiem. Jego rany się zagoiły, ale transformacja się w ogóle nie zaczęła i byłem pewny, że pozostałe rasy nie są podatne na nasza krew. Ona działa tylko kilka minut, potem traci swoje właściwości, a chciałem przekonać się, że rana zdążyła się zagoić i z upływem czasu znowu się nie otworzy. Widziałabyś siebie z mojej strony, kudłak rozwalił ci połowę klatki piersiowej! Kella i Starsi wiedzieli, że na samej sprawie skończyło się tej nocy. Widzieli – zginął mój rear, ale byli przekonani, że go po prostu wyrzuciłem. Zaczęli mnie zmuszać, żebym sobie zrobił nowy… Wyobraź sobie, jak zdziwiłem, kiedy przyjechałem do Starminu na strzelnice i od razu zobaczyłem u ciebie niewątpliwe cechy Strażniczki! Jak dawniej mogłem czytać twoje myśli, chociaż rear miał je skrywać – nie było między nami żadnego widocznego związku. Ale nie mogłem już tego odwrócić, potem wszystko się jakoś potoczyło, a w tym roku miałaś mieć egzaminy i zdecydowałem – poczekam jeszcze pary miesięcy, niech Wolha otrzyma swój dyplom z wyróżnieniem, zasłużyła na niego. Władca nie może mieć dwóch strażników jednocześnie. Gdybym wziął sobie nowy rear, stopniowo znów stawałabyś się zwyczajnym człowiekiem. I zwyczajną wiedźmą, przecież twoje magiczne zdolności również by zmalały. Nie zginęły, tylko wróciły normy.

– Więc oszukiwałam na egzaminie? – zasmuciłam się, gdyż do tej poru słuchałam Len a z otwartymi ustami.

– Wcale nie. Znasz wszystkie zaklęcia i umiesz je stosować, a z jakiego źródła siły przy tym czerpiesz, to już nie odgrywa żadnej roli. Sama opowiadałaś, że nawet arcymagowie oszukują się, stosując do zaklęć artefakty – chomiki, ponieważ nie mają aż tyle siły do niektórych zaklęć.

– Mmmmm… – Paląc się ze wstydu, ukryłam twarz w dłoniach. – Len, masz rację. Jestem parszywą, niewdzięczną wiedźmą… Uratowałeś mi życie, a ja leszy wie co sobie namyśliłam, rzuciła się na ciebie, zanim się zorientowałam…

– Dobra. Jesteśmy już kwita. – Len ostrożnie rozprostował moje ręce. – A więc, Nadworna Dogewska Wiedźmo, czym będziesz się zajmować na swoim nowym stanowisku?

– No… – Kaszlnęłam, próbując wyrównać oddychanie i nie ciągać nosem. – Chyba złożę podanie o przeniesienie na półetat.

– Po co? – speszył się Len.

– Spodobało mi się być po prostu wiedźmą. Myślę, że nie będziesz się sprzeciwiać, jeżeli przez kilka miesięcy w roku będę nabierać doświadczenia na traktach?

– I długimi zimowymi wieczorami pisać pamiętniki o swoich czynach? – roześmiał się wampir.

– Dlaczego by nie? Jak nie dokonam, tak wymyślę! Na grajkach i kronikarzach nie można polegać – albo zapomną, albo tak wysławią, że dobry by zapomniał. Puść… – wyswobodziłam się z jego objęć i poszłam do rzeki, a raczej ku ciemniejącym nieopodal łożniakom.

– Co, udajesz się na poszukiwania czynów od razu? – ironicznie zainteresował się Len, zbyt dobrze znając mnie, a również i odpowiedź.

– Nie… idę w krzaki, obudziłam się do końca – wstydliwie się przyznałam.

– Poczekaj, pójdę z tobą!

Wampir dogonił mnie i razem wyszliśmy na brzeg. Obok samych łożniaków Len ohydnie rozkazał: “Wampiry na lewo, wiedźmy na prawo!” Obróciłam się do niego plecami, próbując skromnie odejść we wskazanym kierunku, ale nie wytrzymałam. Zatrzymałam się, zmrużyłam oczy i odważyłam się nareszcie zadać pytanie, który męczyło mnie cały tydzień:

– Len?

– Co? – rześko się odezwał.

– Powiedziałeś, że nie wybrałeś mnie na Strażniczkę… prawdę mówiąc, wyszła ze mnie straszna… nawet dwóch słów nie mogłam z siebie wydusić… ale jednak wróciłeś. Dlaczego?

Cisza zawisła na długo. On nie odpowiadał i nie odchodził, jakby bał się dopowiedzi bardziej niż ja pytania wprost.

– Wolha?

– T-tak? – zbyt głośno powiedziałam.

– Dlatego, że ja też ciebie kocham.

I rozeszliśmy się w różne strony, jednakowo oszołomieni i nie wiedzący, co mówić i robić dalej.

Ale zapewnieni, że jakoś się złączymy.

…I ani trochę nas nie martwiło, że nasza historia nie wejdzie w legendy…

Olga Gromyko

***