Выбрать главу

To jednak nie była ona. Przemawiali do niego dwaj nadzwyczajnie wysocy mężczyźni. Thomas, oszołomiony, nie zorientował się, że ich słowa są właściwie myślami rozbrzmiewającymi w jego głowie.

– Młody człowieku, czy pochodzisz z miasteczka na wschodzie? – spytali. – Tego na skraju lasu? Czy mamy cię tam zaprowadzić?

– Nie, nie! – zawołał. – Nie mam nic wspólnego z tym miasteczkiem. Byłem tam tylko przejazdem, pochodzę z południa, jestem tu obcy.

Musiał być ostrożny. Nie może dopuścić do tego, by Griselda wpadła na jego ślad poprzez tych dziwnych ludzi. Dla Thomasa wciąż była realnym zagrożeniem.

Mężczyźni postawili go na nogi, mieli mocne latarki, nigdy takich nie widział, nie przypuszczał nawet, że coś podobnego może istnieć.

– Jesteś chory – stwierdził jeden. – Pójdź z nami!

– Dokąd? Chyba nie do miasteczka.

– Nie – odparli z uśmiechem. – Do o wiele spokojniejszego, milszego miejsca. Jak brzmi twoje imię, młodzieńcze?

Imię? Griselda mogła go teraz słyszeć. Albo oni mogli je zdradzić.

W panice wymyślił imię, które kiedyś napotkał w jakiejś książce. Wiedział, że jego cera i kolor włosów nie będą mu przeczyć. Nie miał pewności, czy wymawia je właściwie, zdawał sobie sprawę, że nie jest w pełni hiszpańskie, przypuszczał jednak, że wywodzi się z Ameryki Południowej.

– Oliveiro da Silva.

5

Indra przepełniona smutkiem pożegnania skierowała swoją gondolę w stronę miasta Zachodnie Łąki. Zawsze łagodne letnie powietrze delikatnie owiało jej twarz. Rozpoznała kwiaty charakterystyczne dla tej części Królestwa Światła: maki, chabry i rumianki. Znała je jeszcze ze świata na powierzchni Ziemi, z łagodniejszego klimatu Europy, sięgającego aż na południe Szwecji. Poza tym łąki Królestwa Światła pełne były rozmaitych kwiatów, niezwykle kolorowych, o ostrych krzyczących barwach bądź pastelowych odcieniach. Tu jednak, jak się wydawało, zasadzono ziemskie kwiaty. Indra wiedziała także, że Zachodnie Łąki to jedno ze stosunkowo nowych miast w krainie i że ziemię zaczęto uprawiać tu dość późno.

O dziwo, nie uroniła ani jednej łzy nad rozstaniem z Ramem, choć być może było to ich ostatnie spotkanie. Okazało się jednak jej zdaniem nadziemsko piękne. Miłość, którą ledwie sobie wyznali, niemożliwe do spełnienia namiętne uczucia dwóch istot różnych gatunków, z różnych światów. Człowieka i Lemura. Niechciany związek, według niepisanych praw zakazany.

Dopiero w chwili ostatecznego pożegnania powiedzieli sobie to, co najważniejsze. Ram sprawdził gondolę Indry, potem spokojnie przyciągnął dziewczynę do siebie i trzymał w objęciach w milczeniu, bez słowa. Wyczuwała jego szczere oddanie i cierpienie.

„Nareszcie dotarłam do domu” – szepnęła.

„Ja także – odparł. – Ja także”.

Było tak pięknie, tak cudownie, że właściwie Indra powinna płakać, nad smutkiem przeważyła jednak radość i pewność, że nie jest w swej miłości osamotniona.

Poczucie to napawało ją szczęściem, kiedy lądowała na łące.

Musieli się teraz rozstać, Talornin zadba o to, by więcej się nie spotykali. Będzie zlecał Ramowi zadania w innej części krainy.

Ale Ram przecież istniał i na pewno jeszcze go zobaczy. Co prawda zapewne nieprędko, zresztą nie powinna mieć nadziei, że kiedykolwiek dojdzie do czegoś między nimi, ale będzie mogła go widywać. Już tylko ta świadomość wystarczyła, by czuła się szczęśliwa.

W trawie bawiły się dzieci, ich radosny śmiech napełniał powietrze niczym aromat kwiatów lub musujące wino. Kolorowa piłka potoczyła się w stronę Indry, dziewczyna złapała ją, zanim sturlała się w dół zbocza, i odrzuciła czterolatkowi, który biegł w jej stronę na pulchnych nóżkach. Roześmiali się oboje, kiedy chłopczyk złapał zabawkę.

Niespodziewanie Indrę zakłuło w sercu. Dzieci! Nigdy nie będzie miała dzieci, bo przecież Ram i ona nie byli sobie przeznaczeni, a z kim innym chciałaby mieć dziecko? Z nikim!

Indra nie okazywała w tej chwili krótkowzroczności właściwej nastolatkom i nie uważała, że nigdy w życiu nie zdoła pokochać nikogo innego. Miłość spada na człowieka w najmniej spodziewanym momencie, właśnie przecież tego doświadczyła. Czy mogła przewidzieć, że zakocha się w Lemurze, najwyższym dowódcy Strażników, który zajmował się nią, jej krewniakami i przyjaciółmi jak ojciec, odkąd przybyli do Królestwa Światła? Chociaż… „ojciec” to niedobre określenie, „starszy brat” również. Ram po prostu był autorytetem, kimś, kto przewyższa człowieka do tego stopnia, że trudno wprost wyobrazić sobie nawiązanie z nim bliższego kontaktu. Jak można zakochać się w kimś takim? Do jakiego stopnia można być niemądrym?

Ale on odwzajemnił jej miłość. Po głębszym zastanowieniu musiała stwierdzić, że Ram podejrzanie często szukał jej towarzystwa. Na długo przed tym, zanim oszołomił ją pierwszym pocałunkiem w policzek. Mój Boże, cóż za beznadziejna historia!

Ale przy tym cudowna. Indra rozjaśniła się i zmierzwiła chłopczykowi włosy. Dopiero potem ruszyła w stronę domu Oliveira da Silvy.

Zgoda, nie była niemądrą nastolatką, w tej chwili jednak nie potrafiła myśleć o nikim innym poza Ramem, bez wątpienia wielkiej miłości jej życia.

Niech sobie przyszłość będzie, jaka chce.

Nagle zadrżała. Oliveiro da Silva.

Miała wrażenie, jakby nagle otoczył ją mrok. Wokół Oliveira jakby gromadziła się nieprzyjemna i niezdrowa atmosfera. Indra nie rozumiała tego mężczyzny i czuła, że jeśli chodzi o niego, to nie będzie w stanie spełnić żadnej misji.

Spojrzawszy na okna jego domu, dostrzegła opadające zasłony. To znaczy, że stał i jej wypatrywał. Nie najlepiej to wróży, stwierdziła.

I rzeczywiście. Z początku Oliveiro da Silva nie chciał jej wpuścić, twierdził, że wszystko jeszcze się pogorszyło. Wszystko!

– Odejdź! – zawołał zza drzwi.

– Z radością – odpowiedziała Indra. – Ale to po prostu mój obowiązek, takie otrzymałam zadanie. I chociaż nikomu z nas się to nie podoba, to ostatnio udało się nam przecież osiągnąć pewne porozumienie, prawda?

Źle trafiła, wyraziła się bardzo niewłaściwie.

– Co masz na myśli, mówiąc o swoim obowiązku i zadaniu? – spytał ostro, nie kryjąc podejrzliwości. – Co to za zadanie?

Do diaska, przyparł ją do muru!

– Mam nauczyć się czegoś więcej o Meksyku, oczywiście – próbowała go przekonać, lecz to się nie udało. Oliveiro nie uwierzył jej i miał w tym pełną słuszność.

Spróbowała inaczej.

– A co chcesz powiedzieć, mówiąc, że wcześniej cię okłamałam?

Głupia, zganiła się w myśli. Może właśnie uważał, że przychodzi do niego z fałszywymi wymówkami

– Próbowałem się dowiedzieć czegoś więcej o tobie, Indro.

– Jestem czysta jak nowo narodzone dziecko – zapewniła. – Wpuść mnie do środka, spróbujemy to jakoś uporządkować.

– Nie ma czego porządkować, jesteś niebezpieczna.

– Ja? Niebezpieczna? Jestem łagodna jak baranek. Ale jak chcesz, nie zamierzam stać tutaj i wystawiać się na pośmiewisko. Trzymaj się! Odchodzę.

– Nie, zaczekaj! Chcę dowiedzieć się czegoś więcej o tobie, ale nie wpuszczę cię do domu. Ostatni czas był naprawdę straszny. Coś się wydarzyło, nie chcę…

– Nie będę stała pod drzwiami jak niegrzeczna uczennica. Przestań już wygadywać głupstwa, nie mam wobec ciebie żadnych złych zamiarów, przeciwnie. Przyrzekam, że będę w stu procentach szczera, bez względu na to, o co mnie zapytasz. Jeśli ty będziesz szczery wobec mnie.

– Ja… nie mogę. Przynajmniej dopóki ci w pełni nie zaufam.