Młoda dziewczyna.
Griselda zawsze postępowała tak samo, odradzała się jako piętnastolatka. Ostatnio tylko wróciła na świat jako swoja nowo narodzona córka, podobała jej się bowiem taka inkarnacja. Zwykle jednak nie interesowało jej dzieciństwo, uważała je za zbędny trud. Ale piętnaście lat to dobry wiek, była wtedy już na tyle dojrzała, że mogła zdobywać kochanków. Odradzała się zawsze w takiej samej postaci, jako niewinna rudowłosa dziewczyna, nieśmiała i budząca zaufanie. Wielu mężczyzn lubiło młode mięso. Dziewice dostarczały im szczególnych przeżyć, poczucia naruszenia tabu, co wywoływało dodatkowe podniecenie. Griselda lubiła też zachować kilka lat w zapasie; mając piętnaście lat, mogła przeżyć o wiele więcej, niż gdyby zaczynała na przykład od dwudziestu pięciu.
Tym razem potrzebowała szczególnie dużo czasu. Powracała bowiem na świat z myślą o zemście. Musi odnaleźć Thomasa Llewellyna, który odrzucił jej względy i ją zdradził.
Oszołomiona rozejrzała się dokoła. Zmaterializowała się w pełni, ręce i nogi miała już bardzo konkretne, przestały być zaledwie smugami dymu.
Nie mogła jednak pojąć, gdzie się znalazła. Wprawdzie było ciemno, lecz nie na tyle, by nie dostrzegała olbrzymiego, przypominającego jakiegoś potwora rusztowania, wznoszącego się ku niebu. Cóż to takiego?
Griselda patrzyła na dźwigi i koparki, nie miała jednak możliwości, by zrozumieć, co widzi.
Oddychała ciężko po wysiłku, jakim było przyjęcie postaci nowego człowieka. Mnóstwo jeszcze musiała zrobić, zanim wyruszy w świat na poszukiwanie Thomasa Llewellyna.
Gdzie on mógł się podziać?
Wydawało się, że po prostu zniknął, fakt ten był tak niepojęty, że Griselda nie wiedziała, jak sobie z nim poradzi.
Szukała Thomasa wszak w świecie zmarłych, gdzie sama tak długo przebywała, czekała, aż się tam zjawi, gotowa w każdej chwili uderzyć. On jednak nigdy nie przybył. Nie przestawała nękać go w snach, ale po śmierci niewiele więcej mogła zrobić, niecierpliwie wyczekiwała, aż ktoś wreszcie odnajdzie jej sakiewkę, wiedziała bowiem, że dopiero wtedy będzie w stanie go naprawdę zaatakować.
Nareszcie się to stało, dzisiejszej nocy. Pierwszą rzeczą, o jaką musiała się zatroszczyć, było ubranie. Odrodziła się przecież naga. Jej czarodziejska sakiewka…? Jest, ach, cóż za cudowny zapach! Postanowiła zbadać jej zawartość później, najpierw chciała wrócić do swojej chatki.
Nie bardzo jednak mogła się zorientować, gdzie jest. Co się stało z rynkiem, na którym została powieszona? Gdzie więzienie, wrzuciła wszak sakiewkę pod…
Oczy jej wreszcie zdołały przywyknąć do mroku i widok, jaki się przed nią ukazał, wprost ją przeraził. Gdzie podział się dom aptekarza i las?
Tak tu było nago i pusto, tylko te straszne rusztowania, jakby się do niej szczerzyły. Nieco dalej dostrzegła zarys czegoś, no właśnie, czego? Wielkich czworokątnych domów, sięgających aż do nieba?
Griselda poczuła, jak mrozi ją wewnętrzny chłód. Gdzie ona jest, co się stało?
Zadrżała z zimna. Ubranie! Gdzie jej dom? Zaczęła iść, trzymając w ręku skórzaną torebkę, w kierunku, który wydał jej się właściwy. Potknęła się o jakieś rupiecie, zaklęła tak, jak tylko ona potrafiła, i ruszyła dalej, aż doszła do ulicy biegnącej między tymi nieprawdopodobnie wysokimi budynkami
Tu powinien stać jej dom, a za nim szumieć las.
Torebkę musiano gdzieś przenieść, przecież to się z niczym nie zgadza, nawet w Bostonie nigdy nie było takich wielkich domów. Co to może znaczyć?
Krążyła przez pewien czas po opustoszałych nocą ulicach, aż wreszcie zmarzła tak, iż stwierdziła, że należy coś zrobić. Dotarło do niej wreszcie, że nie odnajdzie swego domu i własnych ubrań. Spróbowała otworzyć jakieś drzwi, lecz okazały się zamknięte na klucz. Nieco dalej dostrzegła wielobarwne ostre światła, rzecz również całkowicie jej nieznaną. Przestraszyła się, mało brakowało, a zaczęłaby krzyczeć.
Stała tam jednak dziewczyna, a raczej młoda kobieta. Griselda ukryła się w jakiejś bramie. Kobieta szła w jej stronę.
Ubranie!
Ale jakże tamta była ubrana! Miała wysokie wąskie buty i spódniczkę tak krótką, że widać jej było niemal zadek. Skandaliczny strój! Cienka obcisła koszulka z tak dużym dekoltem, że Griseldę przeszły ciarki. Jak ta dziewczyna śmie się tak ubierać?
Chociaż, kiedy wiedźma przetrawiła pierwszy szok, twarz rozjaśniła jej się w uśmiechu. Jeśli się ubierze w ten sposób, mężczyźni będą padać jak muchy. Skoro ta kobieta mogła się tak wystroić, cóż stoi na przeszkodzie, aby i ona, Griselda, nosiła podobną garderobę? Zabawne będzie spróbować, zanim znów wróci do normalnego, przyzwoitego ubioru.
Kiedy dziewczyna mijała bramę, Griselda zaatakowała. Jej silne ręce otoczyły szyję nieznajomej i mocno ścisnęły.
Chwilę później piętnastolatka o rudych włosach wędrowała oświetlonymi ulicami w stroju nie pasującym do niewinnej buzi.
Szeroko otwartymi ze zdziwienia oczyma przyglądała się neonowym reklamom, których kolory wciąż się zmieniały, ukazywały się na nich nowe obrazy i litery, jakich nigdy dotąd nie widziała. Poprzeczną ulicą przejechał nagle dziwaczny pojazd, Griselda wystraszona ukryła się w ciemnym zaułku.
Tego pojazdu nie ciągnęły konie, miał taki dziwny obły kształt i rubinowy kolor, w środku siedziała jakaś istota, odległość jednak była zbyt wielka, by mogła dostrzec ją wyraźnie.
Kilka razy odetchnęła głęboko. Długo spałam, pomyślała. Tym razem musiałam spać aż do osiemnastego wieku, ale Thomas jeszcze żyje, musi już być bardzo stary, na pewno ma ponad dziewięćdziesiąt lat.
Co się stało ze światem? Jak to możliwe, by tak się zmienił?
Podniosła oczy na neonową reklamę, na której ukazywał się tekst.
Jaki straszny zrobił się język, pomyślała z odrazą. I tak mało mogę z tego zrozumieć. „Katastrofa lotnicza w Miami”. „Spekulacje naftowe ujawnione dzięki Internetowi”. Co to wszystko ma znaczyć?
Na ekranie ukazał się kolejny tekst. „Rok 2009 był rekordowym rokiem dla…”
Griselda nie była w stanie więcej przeczytać. Rok 2009? 2009?
Nie!
Musiała oprzeć się o ścianę jakiegoś domu Czyżby zniknęła ze świata na trzysta lat? Tak długo nigdy jeszcze…
Thomas!
Nigdy nie zawitał do królestwa zmarłych, co do tego była w pełni przekonana, bardzo pilnie to sprawdzała.
Zatem wciąż jeszcze żyje, ale to przecież niemożliwe.
W głębi ducha wiedziała jednak, że Thomas znajduje się wśród żywych. Niełatwo było jej dotrzeć do niego w minionym czasie. Zmarli przecież bez trudu mogą się kontaktować ze zmarłymi, ona jednak musiała przedzierać się przez barierę rozdzielającą świat żywych i umarłych. Wołała go, wzywała, szukała, lecz cały czas poruszała się jakby w gęstej mgle, nie mogąc do niego tak naprawdę dotrzeć.
A więc dlatego nigdy go nie odnalazła. On nie przekroczył granicy świata umarłych.
Mimo wszystko jednak, gdyby znajdował się na ziemi, dotarłaby do niego prędzej czy później.
Musiało się za tym kryć coś jeszcze, coś, czego nie rozumiała.
Jeśli on nie umarł i nie było go na ziemi, to gdzie się podziewał?
Griselda postanowiła ruszyć jego śladami.
Drgnęła gwałtownie, gdy jeden z takich poruszających się samoczynnie pojazdów zatrzymał się tuż koło niej i szklana szyba opuściła się w dół. Człowiek siedzący w środku zwrócił się do niej z pytaniem:
– Ile?
Griselda usiłowała zrozumieć, o co mu chodzi, mężczyzna otworzył drzwi.
– Wskakuj do środka!
Ile? Czyżby chodziło mu o pieniądze? Ach, doprawdy, wziął ją za ladacznicę? No cóż, dlaczego nie, potrzebowała pieniędzy. I mężczyzny. Ukryła torebkę w zaułku, z doświadczenia wiedziała już bowiem, że tylko jej tak bardzo się podoba wydzielający się ze środka zapach. Wsunęła się do powozu.