Zapadła cisza. Spojrzenia wszystkich skierowały się na Orianę.
– Nie – oświadczyła Indra zdecydowanie. – To na pewno nie Oriana.
– My też wcale tak nie myślimy – odparł Rok. – Ale może Paula?
Paula? Rzeczywiście, odpowiadała opisowi.
– Nie – stwierdziła Oriana. – W istocie pasuje wiekiem i chełpiła się, że jest czarownicą, ale to najbardziej beznadziejna czarownica, o jakiej kiedykolwiek słyszałam. Nic się jej nigdy nie udało, niczego nie wiedziała, umiała jedynie takie rzeczy, o których każdy może przeczytać.
– Mnie także trudno sobie wyobrazić Paulę jako śmiertelnie niebezpieczną wiedźmę. Jej działania wydają się całkiem przypadkowe, jak wtedy, gdy naraziła życie Oriany, pożyczając sobie od niej imię.
– Zbadaj wszystko, co dotyczy Pauli – nakazał Talornin Rokowi.
Lemur pokiwał głową.
– Musisz też, rzecz jasna, przejrzeć wszystkie rejestry – ciągnął Talornin. – Griselda oczywiście nie posłużyła się swym własnym imieniem. Tak, należy się zatroszczyć również o stały nadzór nad Paulą, na okrągło, przez całą dobę.
Oriana zrezygnowana pokręciła głową. Pozostali również się z nią zgadzali. Paula sprawiała wrażenie osoby absolutnie nieszkodliwej.
Wniesiono smaczną i pięknie podaną przekąskę. Wszyscy zaczęli się posilać, Indra miała kłopoty z przeżuwaniem, musiała więc poprzestać na płynnych pokarmach. Po jedzeniu nastrój zdecydowanie się poprawił. Ram jednak w tym czasie nie wypowiedział ani słowa, a Indrę przez to ze zdenerwowania aż rozbolał brzuch.
– Thomas nie powinien mieszkać w takiej izolacji, mnie się to nie podoba – stwierdziła, żeby odwrócić myśli.
– Nam również – odparł Marco. – Zatroszczymy się dla niego o jakąś dyskretną ochronę.
– Dlaczego by nie Sol? – podsunął Jori.
– Powiedziałem: dyskretną – przypomniał Marco. – Wydaje mi się, że Thomas nie życzyłby sobie zalotów kolejnej czarownicy.
– Miałem na myśli to, że Sol potrafi stać się niewidzialna, kiedy tylko chce. W dodatku jest bardzo pociągająca – kontynuował Jori z błyskiem w oku. – Ale macie rację, może ja mógłbym podjąć się tego zadania?
– Oszalałeś? – oburzyła się Berengaria. – Tu potrzeba kogoś, kto potrafiłby stawić czoło Griseldzie. W dodatku zajmujesz się innym zadaniem, olbrzymimi jeleniami.
– Ten projekt zmuszeni jesteśmy odłożyć na później – poinformował Rok. – Teraz najważniejsza jest Griselda. Okazuje się zbyt niebezpieczna na to, byśmy mogli jej pozwolić na swobodne działanie.
– Tak – kiwnął głową Marco. – Nie wrócę do Nowej Atlantydy, zanim nie zostanie odnaleziona i unieszkodliwiona.
Wszyscy odetchnęli z ulgą.
Talornin przemówił. On nigdy się nie odzywał ani nie wtrącał, zawsze przemawiał:
– Poruszyłeś niezwykle istotną kwestię, Marco. Odnaleziona. W jaki sposób można znaleźć tę straszną czarownicę?
– Przynęta? – podsunął Jori.
– Dobry pomysł, ale kto zgodzi się nią być? Ona poluje na Thomasa i Indrę, a ich nie powinniśmy narażać na takie niebezpieczeństwo. Musimy wymyślić dla niej jakąś inną rywalkę, może właśnie Sol?
– Nie, ją zostawimy sobie na ostateczną rozgrywkę – zaprotestował Jori. – Jeśli ktokolwiek może dać sobie z nią radę, to tylko Sol. Nie mogę się już doczekać ich spotkania. Ale wśród Ludzi Lodu jest więcej czarownic.
Thomas czuł się bardzo nieswojo, przysłuchując się dyskusji o czarownicach, czarnoksiężnikach i wyborze odpowiedniej rywalki dla Griseldy w staraniach o jego względy. Wszystko w jego życiu odmieniło się tak nagle, kompletna izolacja przerodziła się w troskę, którą okazywało mu tylu ludzi. Marco nalegał teraz, aby Thomas na jakiś czas zwolnił się z pracy i zamieszkał w jego pałacu. Potem zaś zadzwonił ojciec Indry z wiadomością, że razem z jej siostrą Mirandą i osobą o imieniu Gondagil pragną natychmiast złożyć tu wizytę. Miranda wybrała się do innego miasta, dlatego do tej pory nic nie wiedziała o napaści na Indrę. Teraz zaś, by pomóc siostrze, gotowa była poruszyć niebo i ziemię. W jednej chwili zgodziła się odegrać rolę przynęty, lecz Marco zdecydowanie odrzucił tę propozycję, nie zamierzał wystawiać Gabriela na kolejne ciosy.
Życzliwa, miła Oriana była Thomasowi prawdziwą podporą, jak gdyby wyczuwała, czego mu potrzeba, i zawsze dyskretnie mu pomagała. Widać było natomiast, że Lemur Ram jest jakiś nieswój, czyżby był zły na Thomasa? Siedział w kącie niczym chmura gradowa i zdawało się, że z całej siły usiłuje się powstrzymać, żeby komuś nie skoczyć do gardła. Indra zaś wyglądała na straszliwie zasmuconą.
Marco dał wreszcie znać, że powinni powitać rodzinę Indry. Spotkanie dobiegło więc końca.
Thomas zdawał sobie sprawę, że nie jest w stanie śledzić toczącej się rozmowy. Chociaż większość z obecnych zachowywała się wobec niego bardzo życzliwie, mówili jednak naprawdę o niezwykłych sprawach, o ludziach, czarownicach i duchach, których nie znał.
Wraz z innymi wyszedł na słońce.
Zadrżał. Jego dom na uboczu, wielka samotność, zarówno ta w duszy, jak i ta bardziej rzeczywista, namacalna, praca, zagrożenie… Odczuł palącą potrzebę, by wrócić do tego przesyconego harmonią pałacu i nie wychodzić z niego, dopóki Griselda nie zostanie unieszkodliwiona. Jeśli w ogóle można unieszkodliwić istotę, która potrafi atakować również po śmierci.
– Z wielką chęcią zostanę tutaj – odpowiedział z pewnym opóźnieniem na zaproszenie Marca.
– Doskonale – ucieszył się książę Czarnych Sal. – Teraz jednak Indra musi poddać się kolejnemu zabiegowi. Należy przecież przywrócić jej przyzwoity wygląd.
11
Griselda w tajemnicy przygotowała nową torebkę uplecioną z rzemyków, swój bilet do następnego życia. Postanowiła więcej nie ryzykować, ukryła ją w miejscu, gdzie ktoś musiał ją odnaleźć w dość rozsądnym czasie, choć nie teraz. Griselda zamierzała przeżyć jeszcze wiele cudownych lat i w pełni napawać się rozkoszną zemstą.
Dla pewności jednak… gdyby coś się nie udało, dobrze mieć torebeczkę przygotowaną. To dawało jej poczucie bezpieczeństwa.
Strażnicy, chociaż przeszukali każdy kąt szpitala, nie natrafili na ślad osoby, która zaatakowała Indrę. Nic w tym dziwnego, czarownica bowiem uciekła zaraz po napaści. Nie odeszła jednak daleko, usiadła na ławeczce w przyszpitalnym parku i z tego miejsca obserwowała rozwój wydarzeń.
Wtedy właśnie go ujrzała!
Księcia ciemności we własnej osobie! A więc mimo wszystko tu był! Okazał się o wiele piękniejszy, niż kiedykolwiek nawet śniła, żaden ziemski mężczyzna nie mógłby być tak niebiańsko urodziwy, a jednocześnie taki mroczny. Wprost przytłaczał swą urodą.
Taki ciemny, niczym noc lub podziemny świat, i jakiż pociągający! Griselda poczuła, że ciało jej zapłonęło.
Musi go mieć! I co więcej, zostanie jego najcenniejszą pomocnicą, będzie służyć mu tak wiernie, że później bez niej sobie nie poradzi.
Razem pokierują światem. Tak, muszą się stąd wydostać, nie mogą na zawsze pozostać w tej dziurze. Najpierw jednak… W oczach Griseldy zabłysło uniesienie. Najpierw zdobędą owe wspaniałe kamienie, o których słyszała i które oglądała przez grube szyby. Ukradzenie ich nie będzie skomplikowaną sztuką.
Twarz Griseldy pociemniała. Widziała, jak Thomas wchodzi do szpitala z wielkim bukietem. Kogo chciał odwiedzić? Chyba nie tę okropną dziewczynę? Nie, na pewno jej nie zechce, teraz, kiedy tak wygląda.
Prychnęła ze złością.
A mroczny książę podziemnego świata? Czy on wkrótce stamtąd wyjdzie?
Jest! Ach, cudownie, fantastycznie, ale…
Cóż znowu, u diaska! Jest z nim pokaleczona dziewczyna, wywożą ją na noszach, i… Thomas! Thomas jest wraz z nimi i jeszcze mnóstwem innych osób. Ach, nie, to nie do pomyślenia! Strażnik, który zawsze się przy nich plątał, wezwał gondolę, wszyscy wsiedli do pojazdu. Nie, nie mogą teraz odjechać, co ona pocznie? Zostawiła wszak swoją naziemną gondolę daleko.