Выбрать главу

Griselda podkradła się bliżej wejścia, odwróciła się plecami i nasłuchiwała. Wybierali się do Sagi, jakże ona się tam dostanie?

Nienawidziła latać, wiedziała jednak, że między obydwoma miastami istnieje stałe połączenie. Popędziła więc na przystanek i odszukała odpowiednią gondolę. Ach, jakże tego nie cierpiała! Wszyscy pasażerowie na widok młodziutkiej panny przyjaźnie kiwali głowami, później jednak stopniowo zaczęli się od niej odsuwać. Taka sytuacja ostatnio stale się powtarzała, czyżby do tego stopnia nie znosili wspaniałego aromatu odrodzonej czarownicy? Tak pachniał środek, który właśnie miał umożliwić jej odrodzenie. Jego zapach przez pierwsze tygodnie się utrzymywał, ustępował dopiero później. Ona zawsze go lubiła, nie wszyscy jednak podzielali jej gust.

Wylądowali w Sadze, na szczęście powietrzna podróż dobiegła wreszcie końca. Nie minęła chwila, a Griselda dostrzegła całą grupę ze szpitala, ostatni znikali właśnie we wrotach na szczycie szerokich schodów. Cóż za pałac!

– Przepraszam, ale kto tu mieszka? – spytała jakiegoś mężczyznę. Mężczyzn zawsze pytała chętniej, nie byli aż tak podejrzliwi i sprytni jak kobiety.

– Mieszka tu Marco, książę Czarnych Sal – odparł zapytany.

A więc miała rację. Książę, to oczywiste. Książę Czarnych Sal, ten tytuł chyba mówi wszystko. Rozejrzała się dokoła, gdzie mogłaby zaczekać?

Do tego celu doskonale nadawała się położona naprzeciwko restauracja. Griseldzie przyda się jakieś jedzenie i porządny kieliszek.

Ale nie, kieliszka się nie doczekała. Kelner uprzejmie, lecz zdecydowanie wyjaśnił, że nieletnim nie podaje się tu alkoholu.

Do diabła! Rozwścieczona Griselda wypadła z restauracji, okrążyła budynek i od tyłu zakradła się do kuchni Nikt jej nie zauważył, w tego rodzaju poczynaniach była bowiem mistrzynią. Do potrawki z grzybów, która spokojnie perkotała w garnku, dosypała nieco proszku z grzybów trujących. Miała go w pudełeczku, które znalazła w torebce. Nie zauważona przez nikogo spokojnie opuściła kuchnię.

Nie mogła dłużej stać przed pałacem. Nie pozostawało jej nic innego, jak wrócić do swego przyjemnego niedużego domku, w którym zdołała już urządzić tajemną izdebkę i umeblować ją tak, jak przystoi czarownicy. Ale w jaki sposób dostanie się do domu?

Musi przygotować plan działania. Wygląda na to, że z każdą chwilą przybywa jej pracy, to wprost niemożliwe, ileż przeszkód będzie musiała jeszcze pokonać!

Przede wszystkim należy dostać się do tego pałacu, a dalej działać w zależności od rozwoju wydarzeń. Uwiedzie jego wysokość księcia Marca, potem zemści się na Thomasie. Tą przebrzydłą dziewuchą nie musi się przejmować, Thomas na pewno nigdy więcej już na nią nie spojrzy…

Griselda stała zatopiona w myślach, przygotowując się do opuszczenia miasta, gdy wrota pałacu nagle się otworzyły, a jednocześnie przy schodach zatrzymała się gondola.

Wyszli! Oto jego wysokość władca podziemia, ach, jakiż on piękny, w jakie drżenie zdołał wprawić jej ciało. Za nim zaś…

Co to ma znaczyć? Dziewczyny z okaleczoną twarzą wprawdzie z nimi nie było, lecz Thomas kroczył ramię w ramię z jakąś ciemnowłosą damą. Fuj, Thomasie, nie powinieneś tak postępować, co ja teraz pocznę?

Na schody wyszło jeszcze więcej ludzi, witali nowo przybyłych, nieszczególnie interesujących, chociaż ten młodzieniec…? Strasznie dużo przystojnych mężczyzn w tym Królestwie Światła, na powierzchni Ziemi ze świecą by takich szukać, Thomas był prawdziwym wyjątkiem, natychmiast go sobie upatrzyła. Wyglądało na to, że wszyscy urodziwi przedstawiciele płci męskiej znajdowali się tutaj, w centralnym punkcie Ziemi, jeden przystojniejszy od drugiego. Cóż za wspaniały świat dla niewinnej panienki jak Griselda!

Na schodach pojawiły się także trzy młode dziewczyny, zauważyła je już w szpitalu. Zbierały się już chyba do odejścia i… Ach! Jedna z nich, najstarsza, ta z długimi, kręconymi ciemnymi włosami, objęła Thomasa i pocałowała go w policzek. Griselda musiała złapać się gałązki krzewu, żeby nie pobiec i nie zaatakować bezczelnej panny.

Jeszcze jedna, którą dotknie jej zemsta No cóż, to właściwie jest zabawne, przynajmniej nie będzie się nudzić.

Ktoś zawołał dziewczynki, Griselda nastawiła uszu.

– Tak, Oriano, zobaczymy się więc wieczorem nad brzegiem rzeki. Pokażemy ci wtedy Złocistą Rzekę i Srebrzysty Las. Nasza łódka jest czerwona w żółte pasy.

Aha, bardzo przydatne informacje, przy jednym ogniu upiekę dwie pieczenie. Pozbędę się obu tych natrętnych dziwek. Thomas będzie miał od nich spokój.

Griselda planowała, że od nowa uwiedzie Thomasa. Był naprawdę smacznym kąskiem, świetnie też sprawdził się w miłosnych igraszkach, a ona znów była młoda i niewinna, na powrót stała się dziewicą. No, prawie, bo przecież tamten mężczyzna w samochodzie i dwa diabliki chyba się nie liczą.

A może powinna zachować dziewictwo dla księcia Marca? Którego z nich wybrać na pierwszego kochanka, którego obdarzyć takimi względami?

Że też zawsze musi być wystawiona na takie próby! Jaki trudny wybór! Obaj wszak oczywiście chcieliby dostać ją świeżą, nietkniętą.

Pozostawała jeszcze kwestia łodzi…

Griselda nie przejmowała się ani trochę, że na pokładzie może znaleźć się ktoś obcy.

Rzeka? Nie zauważyła tu żadnej rzeki. Owszem, w Zachodnich Łąkach była rzeka, w stolicy także, lecz być może przez Sagę płynęła również.

Łódź, łódź, w jaki sposób można wyeliminować kogoś, kto płynie łodzią? Griselda śmiertelnie bała się wody od czasu, gdy raz jako czarownicę poddano ją próbie wody. Gdyby utonęła, stanowiłoby to dowód jej niewinności, gdyby natomiast unosiła się na powierzchni, obwołano by ją czarownicą i zgładzono.

Tamtym razem Griselda, postanawiając podroczyć się z sędziami, katem i wszystkimi żądnymi sensacji obserwatorami, zmusiła się do tego, by pójść na dno. Niestety, nikt jednak jej nie wyciągnął, pływać nie potrafiła, a na powierzchnię bała się wynurzyć, przytrzymywała się więc z całej siły wodorostów na dnie. Kiedy wreszcie musiała już wypłynąć na powierzchnię, okazało się, że wszyscy ludzie odeszli, a jej zabrakło sił, by wydostać się na ląd. Znów poszła na dno jak kamień i utonęła.

Od tamtej pory nienawidziła wody i strasznie się jej bała.

W czasach licznych egzekucji niewiast oskarżonych o czary i konszachty z diabłem ginęły nie tylko niewinne kobiety. Niekiedy trafiały się wśród nich i wiedźmy z rodzaju Griseldy.

Może zrobić w łodzi dziurę? Nie, tego raczej nie uda się dokonać niepostrzeżenie. W dodatku mogło się okazać, że te przeklęte nowoczesne dziewczęta umieją pływać, czatowanie na dnie pod powierzchnią wody, by wciągnąć je w głębinę, również nie było dobrym pomysłem. Jakże sobie poradzi ze swym lękiem przed wodą? Może zatruć im prowiant? Nie, nie zdoła do niego dotrzeć, nawet gdyby go zabrały.

Przypomniała sobie wreszcie o ładunku wybuchowym. Jak to było? Należało go nastawić na określony czas. Co one mówiły? Kiedy mają się spotkać? O szóstej. Doszła do wniosku, że jeśli nastawi detonator na dwadzieścia po szóstej, to powinny już znaleźć się na pokładzie.

Doskonale, plan był wyśmienity, nie miał żadnych luk. Jej złe serce zaczęło bić radośniej.

Podczas gdy Griselda stała, zastanawiając się, w jaki sposób zdoła odnaleźć rzekę, przeżyła kolejny wstrząs. Oto jeszcze jeden człowiek, który ulegnie jej wdziękom.